Nie moduły, a akcesoria. Nowe kamery Flir One pokazują, jak powinny wyglądać dodatki do smartfona
Flir - najbardziej znany producent kamer termowizyjnych - pokazał dwie nowe kamery przeznaczone do współpracy ze smartfonami. Można je podłączyć do iPhone’a lub do dowolnego Androida ze złączem USB-C.
Kamery termowizyjne są specjalistycznym, a przez to dość niszowym rodzajem urządzeń, ale to właśnie ich producent pokazał, jak powinny wyglądać dodatki do smartfonów.
Zamiast silić się na zamknięte standardy komunikacji, Flir w swoich nowych kamerach stawia na złącza USB-C (Android) i Lightning (iPhone), które są już rynkowym standardem. Dzięki temu nie tworzą się sztuczne podziały, a każda osoba zainteresowana prostą kamera termowizyjną może kupić model do swojego smartfona.
To naturalne i oczywiste rozwiązanie, które niektórzy producenci elektroniki starają się ostatnio mocno skomplikować. Przykładem niech będą moduły do LG G5 lub Moto Z, opierające się o zamknięte standardy o wątpliwej użyteczności. Z drugiej strony mamy zewnętrzne akcesoria, których kompatybilność jest sztucznie ograniczana, jak np. w przypadku kamery Samsung Gear 360.
Tymczasem Flir w staroszkolnym stylu robi produkt dla wszystkich.
Kamera termowizyjna w smartfonie? A komu to potrzebne?
Kamery termowizyjne są powszechnie stosowane m.in. w budownictwie, gdzie są ważnym elementem diagnostyki przy termomodernizacji budynków. Kamera wychwytuje mostki cieplne i inne wady materiałowo-konstrukcyjne, jak np. nieszczelne okna, czy braki w izolacji.
Termomodernizację wykonuje się na podstawie audytu energetycznego. Dotychczas firmy świadczące takie usługi musiały mieć duże i zaawansowane kamery termiczne, ale okazuje się, że teraz podobne rozwiazanie można mieć w formie małego modułu do smartfona. Jasne, to inna jakość i czułość, ale jednocześnie dużo niższa cena. Osoba świeżo po otrzymaniu uprawnień do tej pory nie mogła pozwolić sobie na zakup profesjonalnej kamery. Teraz może wykorzystać użyteczny półśrodek, czyli kamery do smartfonów.
Flir One i Flir One Pro, czyli coś dla początkujących i dla bardziej wymagających.
Flir właśnie rozpoczął sprzedaż nowych wersji swoich kamer termowizyjnych. Tańsza nosi nazwę One i została wyceniona na 200 dol. Droższa - Flir Pro - kosztuje ok. 400 dol.
Skąd taka różnica w cenie? Wynika ona z jakości detektorów. W tańszym Flir One ma on rozdzielczość 80x60 pikseli, a w One Pro jest to czterokrotnie więcej, czyli 160x120 pikseli. Podobnie jak zaawansowane kamery Flira, także modele smartfonowe mają po dwa sensory. Obok termicznego jest też zwykły, rejestrujący obraz w rozdzielczości 1440x1080 pikseli. Końcowy obrazek jest połączeniem widoku z obu sensorów.
Droższa kamera potrafi też rozpoznawać temperatury aż do 400 st. C, podczas gdy skala tańszej kończy się na 120 st. Trzeba jednak zachować rozsądek i nie wkładać urządzenie np. do pieca. Kamery nie powinno być umieszczane w środowisku o temperaturze poniżej 0 st. C i powyżej 35 st. C. Dodatkowo droższa kamera pozwala na sprawdzenie trzech punktów pomiarowych naraz, a tańsza tylko jednego.
Przy okazji Flir zaktualizował aplikację do obsługi kamerek. Od teraz ma ona wbudowane podpowiedzi odnośnie używania kamer.
I takie rozwiązanie podoba mi się znacznie bardziej, niż smartfon udający kamerę termowizyjną.
Pamiętacie smartfon CAT S60? Miał on wbudowaną na stałe kamerę termowizyjną Flira. Smartfon miał wzmacnianą, odporną obudowę, która powinna sprawdzić się nawet na budowie, ale to urządzenie nie miało wielkiego sensu.
Bo po co kupować cały nowy smartfon z kamerą, jeśli ktoś potrzebuje samej małej kamery termowizyjnej? Flir One jest takim właśnie niezależnym rozwiązaniem. Podłączymy ją do każdego nowego smartfona, więc pod tym względem nie musimy iść na kompromis. A jeśli za rok wyjdzie nowa kamerka i zapragniemy wymiany, możemy kupić nową i podłączyć ją do smartfona, który już mamy.
I tak to powinno działać.