Nie mam nic na obronę Microsoftu. Windows 10 staje się oprogramowaniem typu adware
Tak, to prawda. Windows 10 po aktualizacji do Creators Update będzie w swoim interfejsie wyświetlał przeróżne „porady”. Przy czym te „porady” różnią się od ordynarnych reklamowych bannerów w zasadzie tylko nazwą.
Czytając wasze komentarze pod moimi tekstami z rozbawieniem zauważam jak niektórzy z was pochopnie wyciągają wnioski z pobieżnej ich lektury. Jestem nazywany przez was hejterem, gdy za coś skrytykuję tę firmę lub, dużo częściej, fanbojem, gdy za coś ją pochwalę lub nawet po prostu o czymś wspomnę.
Nie jestem ani jednym, ani drugim. Od lat specjalizuję się w obserwowaniu tej firmy, zdobywaniu informacji na jej temat i opracowywaniu ich na potrzeby publikacji na Spider’s Web. Wybaczcie wstęp na jakże fascynujący temat mojej osoby, ale już zmierzam do pointy. A ta jest bardzo prosta.
To, co robi Microsoft z Windowsem 10, jest nie do wytłumaczenia i nie do obronienia, czy ze strony bezstronnego obserwatora, czy nawet totalnego fana.
Nie żartuję. W Windows 10 pojawią się reklamy.
Nieco przespaliśmy ten temat, ale dla tych, którzy nie dowiedzieli się o tym z innych źródeł, pokrótce streszczam. Microsoft wprowadził nowy mechanizm „Porad” w powłoce Windows, w tym w systemowym Eksploratorze plików. Te „Porady” brzmią niewinnie, prawda? Coś jak propozycje nowych aplikacji w Menu Start, które można permanentnie wyłączyć za pomocą dwóch klików myszki? No, niezupełnie.
Po pierwsze, chociażby dlatego, że te „Porady” nakłaniają nas do wydawania pieniędzy. To już nie tylko okienka zwracające naszą uwagę na usługi dostępne w systemie, z których nie korzystamy, takie jak coś w stylu „hej, Windows 10 ma OneDrive’a, sprawdź go”. Creators Update, co widzieliśmy już podczas testów w ramach programu Windows Insider, będzie nas namawiał, między innymi, do kupna abonamentu na Office 365. Wybaczcie, to już nie jest porada. To zwykła reklama.
Te wszystkie „Porady” na razie można wyłączyć. Niestety, nie za pomocą jednego przycisku - już tu zaczynają się pierwsze zastrzeżenia. Wyłączenie „Porad” w Centrum Akcji, na ekranie blokady, w Cortanie i gdzie indziej to osobne podopcje w ustawieniach każdego z tych mechanizmów.
Pamiętajmy o jednym: Windows 10 to produkt płatny. Co prawda większość z nas ma go za darmo od producenta komputera, na którym był zainstalowany, jednak należy zakładać, że ów producent podwyższył cenę swojego urządzenia o koszt licencji od Microsoftu.
Wprowadzenie w powłoce Windows 10 miejsc na bannery reklamowe to znak, że sam Microsoft już nie wierzy w swój system operacyjny.
Rynek komputerów osobistych cały czas się kurczy. Z całą pewnością nie zniknie w przewidywalnej przyszłości, a przynajmniej nie zniknie, dopóki nie pojawi się jakiś godny następca peceta. Możemy jednak założyć z bardzo wysoką dozą prawdopodobieństwa, że trend ten się utrzyma. Komputery PC będą stawać się rynkiem coraz bardziej i bardziej niszowym, przeznaczonym dla ludzi wykorzystujących te urządzenia przede wszystkim do pracy.
Microsoft na ten trend reaguje. Windows stał się drugim najważniejszym działem w firmie. Potem trzecim. Teraz… trudno powiedzieć, bowiem ostatnie sprawozdania finansowe Microsoftu manipulują cyferkami tak, że trudno to jednoznacznie stwierdzić. Windows nawet nie jest już najpopularniejszym systemem operacyjnym na świecie, wyprzedził go Android.
Producenci komputerów produkują coraz mniej tych urządzeń, więc kupują od Microsoftu coraz mniej licencji. Korporacje to nadal żyzny grunt dla giganta z Redmond, ale właściwie jedyny pewniak, jeśli chodzi o przychody. A i ta dobra passa zapewne prędzej czy później się zakończy.
Windows 10 z jednej strony jest oferowany jako płatny, ekskluzywny produkt gwarantujący ochronę prywatności, jakość i bezpieczeństwo. Z drugiej jednak strony wykazuje coraz więcej cech złośliwego oprogramowania typu adware. Mając na uwadze wszystko co wyżej wspomniane, mogę decyzję o wprowadzeniu reklam interpretować tylko w jeden sposób: wycisnąć z tego jak najwięcej kasy, zanim umrze.
Umieszczanie platformy reklamowej w systemie operacyjnym w oczywisty sposób obniża jego wartość. Nie mam żadnej wątpliwości, że to będzie skutkowało odpływem części podirytowanych użytkowników. Zastanawiam się jednak, czy ci użytkownicy i tak sukcesywnie nie odpływają w stronę Androida, a Microsoft tracąc nadzieję na zahamowanie tego odpływu, jak wspomniałem wyżej, chce zarobić jeszcze tyle, ile się da, zanim platforma ta stanie się niszą dla korporacji i specjalistów IT.
To frustrujące, biorąc pod uwagę jak dobry jest Windows 10 i jak wiele ciekawego go może czekać.
Windows 10 to najlepsza wersja Windows w historii. MacOS, Chrome OS, Android, Linuksy czy iOS w przypadku urządzeń z dużymi wyświetlaczami nie mogą się z nim równać. Wiem, że wielu z was się ze mną nie zgodzi, ale wystarczy spojrzeć ilu klientów wybrało peceta z Windowsem, a ilu z innymi systemami operacyjnymi i dojdziemy do wniosku, że moja ocena tej platformy nie jest z kosmosu.
Na dodatek wspaniale się rozwija. Już wkrótce będzie bez żadnych trików zgodny również z architekturą ARM, a i koszty jego rozwoju oraz ekspansji maleją dzięki pełnej uniwersalizacji na wszystkie możliwe rodzaje urządzeń, od dużych stacji roboczych, przez hybrydy, aż po gadżety IoT.
Według ostatnich danych Microsoftu, z sierpnia 2016 roku, Windows 10 ma 400 mln aktywnych użytkowników. To nadal potężny kapitał, a to oznacza, że można jeszcze jakoś tę katastrofę naprawić.
Na razie jednak będziemy mieć w Windows 10 reklamy. Sezon na drwiny i głosy zażenowania uważam za otwarty.