REKLAMA

Namiastka SSX i terapia antystresowa w jednym. Steep - recenzja Spider’s Web

Niewiele brakowało, a Steep nigdy nie ujrzałby światła dziennego. Ubisoft obawiał się finansować tak niepewny projekt. Na całe szczęście popularność internetowych filmów nagrywanych kamerami GoPro przeważyła, a francuski gigant wydał na świat ciekawą perełkę.

Recenzja Steep - Namiastka SSX i terapia antystresowa w jednym
REKLAMA
REKLAMA

Bardzo się cieszę, że Steep wylądował na sklepowych półkach. Chociaż gra nie jest tak dobra jak SSX, jest to tytuł wyjątkowy. Dawniej podobnych gier było na pęczki, ale dzisiaj to gatunek wymierający. Symulator sportów ekstremalnych połączony z rozwojem postaci i otwartym światem - czuję się, jak gdybym znowu grał na Dreamcaście.

steep-48 class="wp-image-533485"

Steep opiera się na bardzo prostym założeniu - chodź, jeździj i lataj, gdzie tylko chcesz.

W ręce graczy zostały oddane Alpy, czyli największe europejskie góry, ze szczytem Mount Blanc na wysokości prawie 5 kilometrów nad poziomem morza. Chociaż Alpy zostały podzielone na sektory, w każdym momencie możemy dostać się w dowolne miejsce. O ile oczywiście starczy nam determinacji.

Ciężko zdobywać szczyt góry z przypiętą deską snowboardową lub nartami. Dlatego pozostaje nam piesza wędrówka, która jest bardzo powolna i mozolna. Brodząc w śniegu po kolana, miną godziny, nim uda się nam wspiąć tam, gdzie chcemy.

steep-26 class="wp-image-533496"

Dlatego z pomocą przychodzi błyskawiczna podróż. Możemy przenieść się na każdy szczyt, który został wcześniej przez nas odkryty. Nie musiał być nawet zdobyty, wystarczyła jego obserwacja za pomocą lornetki, z odległości maksimum 1000 metrów. A co z niezdobytymi miejscami, zbyt odległymi dla szkieł powiększających?

Tutaj z pomocą przychodzi helikopter. Biorąc udział w zjazdach i slalomach, otrzymujemy punkty doświadczenia oraz walutę. Środki zamieniamy na bilety helikopterowe. Powietrzna maszyna zabierze nas wszędzie tam, gdzie wskażemy punkt na mapie 3D, ale nie za darmo. I tak eksploracyjne koło się zamyka.

Steep to cztery gry w jednej. Mamy tutaj snowboard, narty, paralotnię oraz kombinezony wingsuit.

Co kapitalne, zwiedzając Alpy na własną rękę możemy swobodnie przełączać się pomiędzy wyżej wymienionymi aktywnościami, a także pieszym brodzeniem w śniegu. Oczywiście zmiana nart na kombinezon wingsuit nie sprawi, że nagle zaczniemy latać. Do tego potrzebna jest solidna skarpa i wiele miejsca na złapanie wiatru. To samo tyczy się paralotni.

steep-31 class="wp-image-533493"

W zależności od naszego położenia i terenu przed nami, dobieramy ekwipunek według uznania. Na strome góry dobra jest deska. Bardziej płaskie podłoża to świetny tor dla nart. Wingsuit służy błyskawicznemu opadaniu i pokonywaniu odległości, z kolei dobrze wykorzystana paralotnia zabierze nas tam, gdzie w życiu byśmy nie dotarli podróżując po białej, pełnej śniegu ziemi.

Swobodne podróżowanie po Alpach jest pełne uroku. To jak terapia antystresowa.

Złapałem się na tym, że zjeżdżałem na nartach, bez żadnego wyraźnego celu. Szusowałem w promieniach zachodzącego słońca, wykonując leniwy slalom od lewej do prawej strony. Żaden wyścig, żadna próba czasowa - po prostu swobodna eksploracja, na własną rękę, bez znacznika podpowiadającego gdzie mam się udać.

W takich momentach Steep potrafi być magiczne. Zwłaszcza jeżeli, tak jak ja, uwielbiacie góry. Gra odstresowuje i rozluźnia. Aplikowana w krótkich sesjach, potrafi być bardzo przyjemna i kojąca. Tylko ty, góry, zmieniająca się pora dnia i jakiś inny gracz, od czasu do czasu przejeżdżający gdzieś nieopodal. Tego ostatniego nie da się uniknąć, ponieważ Steep to gra wieloosobowa, w której Alpy są jedną, wielką areną do zmagań online.

Co do samych wyścigów - niestety, Steep to nie ten sam poziom, co SSX.

Mój największy problem z tym tytułem dotyczy kolizji z obiektami. Kultowe SSX, niczym Tony Hawk, polega na „odbijaniu się” od elementów otoczenia. Dzięki temu zwalniamy, tracimy punkty, ale wciąż stanowimy zagrożenie dla rywali. Steep jest zupełnie inne.

Zamiast „odbijania” mamy „szarpanie”. Gra bywa śmiertelnie rygorystyczna. Wystarczy minimalnie zawadzić czubkiem nart o jakiś drewniany stołek, o kawałek płotu i już lądujemy twarzą w śniegu. Pal licho, gdybyśmy mogli się od razu podnieść. Steep upokarza kamerą przedstawiającą awatara turlającego się po ziemi, na którego działa siła impetu. Wstać możemy dopiero na końcu tego cyrku.

steep-35 class="wp-image-533492"

Oczywiście rozumiem, że dokładnie tak samo wyglądałaby ta sytuacja w prawdziwym życiu. SSX jest jednak taki dobry właśnie dlatego, że idzie na pewne ustępstwa. Pewne umowności, które składają realizm na ołtarzu ofiarnym, ale dzięki temu gra się tak przyjemnie. Model w Steep również jest przyjemny, ale momentami potrafi mocno frustrować.

Dla przeciwwagi, bardzo spodobał mi się wszyty w grę system przeciążenia. Steep w czasie rzeczywistym oblicza, ile „g” znosimy, wykonując triki, lądując przy dużych wysokościach i obijając się o drzewa. Po przekroczeniu pewnej wartości ludzkie ciało po prostu nie wytrzymuje, nawet pomimo dobrego złożenia deski do lądowania. Czysta fizyka.

Świetnie sprawdza się to w praktyce. Zamiast jednego, długiego skoku „na Małysza”, gra zmusza nas do jazdy slalomem. Szukania bezpieczniejszych, mniej stromych zjazdów. Hamowania od czasu do czasu oraz rozglądania się za trasami wypełnionymi śniegiem, nie lodem i kamieniami. Doskonały hamulec bezpieczeństwa, który nie denerwuje i nadaje tytułowi realizmu, tym razem w tym pozytywnym sensie.

Tam, gdzie Steep zawodzi zręcznościową mechaniką, nadrabia zróżnicowaniem.

Gra składa się na serię aktywności dla desek snowboardowych i nart, paralotni oraz kombinezonów wingsuit. Mamy do wyboru nie tylko klasyczne zjazdy - wyścigi, ale również zjazdy podczas których walczymy o punkty zdobywane na trikach, a także zjazdy ekstremalne, w czasie których liczy się tylko to, aby dojechać do mety w jednym kawałku.

Szybując w kostiumie Wingsuit, również mamy do czynienia nie tylko z wyścigami. Niezwykle emocjonujący jest tryb, w którym musimy lecieć jak najbliżej ziemi i wystających z niej obiektów, żeby zgarniać punkty. Im większe ryzyko, tym większa ich pula. Wystarczy jednak jeden, JEDEN błąd i tracimy wszystko. To dopiero adrenalina!

steep-54 class="wp-image-533481"

W Steep każdy znajdzie coś dla siebie. Czy to triki, czy wyścigi, czy swobodna eksploracja, czy jazda ekstremalna. Bogactwo możliwości rekompensuje zaledwie poprawny system samego zjazdu. Nie chcę napisać, że ilość jest lepsza od jakości, ale w przypadku Steep ta zmienność aktywności idealnie zdaje egzamin.

Jestem pozytywnie zaskoczony. Nie chcę, żeby Steep przeszedł bez echa.

Początkowo myślałem, że gra to nic więcej niż pokryty śniegiem silnik graficzny nadchodzącego Ghost Recon Wildlands, od którego Ubisoft postanowił odcinać kupony. Jest trochę inaczej. W Steep faktycznie czuć ducha gór. A wręcz „Zjawę”, bo momentami swobodna eksploracja Alp sprawiała, że czułem się jak Leonardo DiCaprio pośród dzikiej natury.

Co się udało:

  • Swobodna eksploracja Alp na własną rękę
  • Cztery sporty w jednej grze
  • Otwarty świat i dynamiczna mapa
  • Wielkie zróżnicowanie trybów i aktywności
  • Gra od pasjonatów gór dla pasjonatów gór
  • Natychmiastowa szybka podróż bez ładowania
  • Dobrze zbalansowana trudność wyzwań

Co się nie udało:

  • Brakuje wyraźnego wątku przewodniego
  • Zjazdy nie dają tyle frajdy co w SSX
  • Moduł społecznościowy jest niewykorzystany
  • "Szarpanie" zamiast "odbijania"
  • Domyślnie włączona blokada niebezpiecznych manewrów
  • Niewykorzystany potencjał pierwszoosobowej kamery GoPro
REKLAMA

Steep nie jest tak grywalny jak SSX, ale to akurat było do przewidzenia. Do gry wracam regularnie, dla „jeszcze jednego zjazdu” oraz „jeszcze jednej górki”. Jest coś magicznego w tym tytule, chociaż na pewno nie będzie to hit na miarę Assassin’s Creed czy Splinter Cella.

Tym bardziej cieszę się, że Ubisoftowi starczyło odwagi na wydanie takiej perełki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA