Korzystacie z asystentów głosowych? Bo ja (prawie) w ogóle
Siri, Cortana, Google Now, Google Asystent - głosowi asystenci mieli być nowym sposobem komunikacji z komputerem. Głównie tym mobilnym. A jaka jest rzeczywistość? Rzadko kto ich używa.
Spójrzcie na poniższy wykres. 61 proc. użytkowników sprzętów mobilnych w Wielkiej Brytanii nie korzysta z asystentów w ogóle. W Wielkiej Brytanii, która przecież mówi po angielsku, a po angielsku działają wszystkie namiastki sztucznej inteligencji pod postacią głosowych asystentów w smartfonach.
Słabo to wygląda
Z asystentów korzysta zaledwie 30 proc. anglojęzycznych użytkowników. Przypuszczam, że w Polsce odsetek osób korzystających z tej technologii jest znacznie mniejszy. Pewnie w granicach 5 proc.
Kiedyś mocno zainteresowany byłem, aby Siri była dostępna w języku polskim. Byłem zły, że Apple nie udostępnia nam podstawowych możliwości iPhone’a, którymi cieszyć się mogą użytkownicy z innych bardziej zamożnych rynków. Jakiś czas temu zdałem sobie jednak sprawę z tego, że nie ma na co czekać. I tak bym nie korzystał.
Po polsku działa Google Now. Działa naprawdę dobrze - świetnie rozpoznaje polską mowę, popełnia bardzo mało błędów, nawet w nazwach własnych i nazwiskach, jest bardzo szybka. Tyle że mimo to, w ogóle tego nie używam.
Jedyny kontekst, w jakim zdarza mi się korzystać z głosowych komend, to dyktowanie wyszukiwanego adresu w Google Maps w samochodzie. Jest szybciej, niż wpisywanie tekstu na mobilnej klawiaturze, bezpieczniej, bo nie trzeba na długo odrywać rąk od kierownicy.
Czasami zdarza mi się dyktować asystentowi nową pozycję w kalendarzu, ale robię to tylko po to, by sprawdzić, czy coś się zmieniło w sposobie wykonywania tej czynności. Jest to bowiem uciążliwe, długie i dość trudne - trzeba komendy potwierdzać, czekać na odczytanie potwierdzenia, są problemy z wyborem odpowiedniego kalendarza, itd. Znacznie szybciej jest po prostu wyjąć telefon i dodać pozycję do kalendarza ręcznie, szczególnie że aplikacje typu Fanstastical stale udoskonalają swoje algorytmy rozpoznania wpisów, więc w wielu przypadkach po prostu akceptuję podpowiadane mi propozycje.
I tu właśnie dochodzimy do sedna problemu
Problemem asystentów głosowych nie jest brak obsługi języka polskiego. Problemem jest to, że ten sposób obsługi komputera nie okazał się jak na razie ani lepszy, ani szybszy od standardowego. Nie eliminuje żadnych problemów, nie przyspiesza procesu, nie rozwiązuje uciążliwości. Na razie to po prostu ślepy zaułek rozwoju technologii konsumenckich.
Większy sens sterowanie głosem może mieć w przypadku produktów typu Amazon Echo
Czyli wielofunkcyjnych głośników, które stale nasłuchując komend głosowych, mogą uwolnić nas od ręcznego wykonywania różnych czynności w domu.
Włącz muzykę, zapal światło, sprawdź dostępność miejsca w ulubionej restauracji, podaj godziny otwarcia sklepu, itd. - w domowej krzątaninie wyciąganie smartfona lub co gorsza odpalanie kompa, by wykonać te czynności, rzeczywiście wydaje się znacznie mniej naturalne, niż rzucenie pytaniem w głośnik.
Tyle że, aby to naprawdę działało, a nie było powodem wiecznych frustracji, potrzeba bardzo zaawansowanej integracji ze sprzętem domowym i ekosystemami komputerowymi, a o to będzie trudno w najbliższym czasie. No i tutaj przydałby się jednak język polski.
Tak więc czasy, w których będziemy do wielu komputerów w naszym otoczeniu mówić, wydaję się być całkiem odległe.