Liczby nie kłamią. Insta Stories już jest mega hitem i wcale mnie to nie dziwi
Mówi się, że dobrzy artyści kopiują, a wielcy kradną. Mark Zuckerberg zdecydowanie należy do tych największych. Okazuje się, że kopiowanie Snapchata wyszło Facebookowi na dobre.
Do dziś nie mogę uwierzyć w to, jak bezczelnie Facebook kopiuje Snapchata. Najpierw mechanizm znikających zdjęć pojawił się w Instagramie (Instagram Stories), a niedawno trafił też do Messengera (Mój Dzień).
Okazuje się, że „snapy” na Instagramie są wielkim sukcesem Zuckerberga. Instagram ma obecnie ponad 500 mln aktywnych użytkowników miesięcznie. Po dwóch miesiącach od uruchomienia Instagram Stories już ponad 100 mln osób korzysta z tej funkcji codziennie! To już prawie połowa liczby użytkowników Twittera (usługi, która ma 10 lat!).
Sam bardzo długo nie potrafiłem zrozumieć idei stojącej za znikającymi wiadomościami.
Dopiero za trzecim podejściem udało mi się częściowo przekonać do Snapchata, choć cały czas tylko jako odbiorca, a nie twórca.
Do Snapa namówił mnie… znajomy programista. Prowadzi on tam codziennie coś na kształt vloga, w którym dzieli się swoimi spostrzeżeniami na tematy około-developerskie. Jest on przy okazji szkoleniowcem. Okazuje się, że jest spora grupa młodych odbiorców, do których mój znajomy nigdy nie mógłby dotrzeć poza Snapchatem.
Ulotność materiałów na Snapchacie pozwoliła mu oswoić się z kamerą, co w efekcie przełożyło się na znacznie mniejszy stres przy wystąpieniach publicznych, np. w roli prelegenta na różnych konferencjach. Jeśli materiał na Snapchacie nie wyjdzie - trudno. I tak zniknie. Jeśli wyjdzie - świetnie. A jeśli uda się nagrać coś wyjątkowo dobrego, zawsze można to pobrać i umieścić w bardziej trwałym medium, np. na YouTubie.
Kiedy Instagram wprowadził własne „snapy”, nie mogłem uwierzyć w to, jak bezczelną kopię zatwierdził Mark Zuckerberg.
Zasada działania obu usług jest właściwie identyczna. Instagram Stories to specjalna sekcja, z której zdjęcia i filmy znikają po 24 godzinach.
Niedawno Rafał Gdak pisał o pozornej bezsensowności tego rozwiązania:
Z mojej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. Od jakiegoś czasu prowadzę mój profil na Instagramie, a odkąd pojawiła się tam funkcja Instagram Stories, korzystam z niej regularnie. Umieszczam tam zdjęcia, które mogę określić jako „tymczasowe”.
Myślę, że wielu fotografów potrzebowało takiego miejsca w sieci. Można je określić jako „fotoblog 2.0”. Dla wielu fotografów galeria na Instagramie jest czymś w rodzaju portfolio. Kiedy profil odwiedza nowy odbiorca, dobrze by było, gdyby zobaczył tylko najlepsze fotografie. Z kolei dotychczasowi odbiorcy, którzy zdążyli już poznać styl i możliwości fotografa, mogą zobaczyć coś więcej, właśnie za pośrednictwem Instagram Stories. Mogą to być zdjęcia z zaplecza, zabawne strzały, czy po prostu inne ciekawe pomysły.
Nie wiem, czy taki opis przemawia do osób, które nie zajmują się fotografią, ale widzę po moich znajomych fotografach, że bardzo wielu z nich regularnie korzysta z Instagram Stories. To naprawdę się sprawdza.
W pokoleniu ludzi 25+ to Instagram Stories jest zwycięzcą
Snapchat, ze wszystkimi swoimi maskami, pieskami i naklejkami, jest skierowany do młodszych odbiorców. Osoby dorosłe raczej porzuciły pomysł korzystania z tej usługi. Instagram Stories to z kolei taki „Snapchat dla staruchów”. Bazuje on nie na komunikacji, a po prostu na zdjęciach i filmach.
Z kolei trzecia „snapowa” usługa, czyli Mój Dzień na Facebook Messenger, póki co jest niewypałem. Znajomych, którzy korzystają z tej funkcji, policzę na palcach jednej dłoni. Co więcej, myślę, że tak już zostanie.
Dlaczego? Jest ku temu prosty powód. Dotychczas Messenger służył do prywatnej komunikacji. Teraz sekcja Mój Dzień jest widoczna dla wszystkich. Jest to wywrócenie do góry nogami zasad działania komunikatora.
Nowy Messenger i Snapchat mają ten sam problem, czyli niewystarczające rozgraniczenie między sekcją prywatną, a publiczną.
Zauważcie, że po wysłaniu znajomemu zdjęcia w Messengerze pojawia się pod nim opcja „Dodaj do Mojego Dnia”. A teraz wyobraźcie sobie, że klikacie ją całkiem przypadkowo. Prywatna fotografia zostaje nagle upubliczniona i może ją zobaczyć każdy. Taki schemat działania nie byłby niczym bulwersującym na Instagramie, ale w przypadku Messengera - aplikacji do komunikacji! - jest to bardzo niepożądane.
Zarówno Snapchatowi jak i nowemu Messengerowi w mojej opinii brakuje jednej kluczowej cechy - wyraźnego rozgraniczenia między sekcją prywatną a publiczną. To chyba z tego niezrozumienia bierze się fakt, że „snapy” nie są popularne wśród osób w wieku powyżej 20–25 lat. Z kolei osoby bardzo młode, które często podchodzą do tematu prywatności po macoszemu, doskonale odnajdują się w Snapchacie, bo po prostu nie boją się tej usługi.
Dla mnie Instagram Stories jest zwycięzcą. Zupełnie nie dziwię się statystykom, które generuje mechanizm skopiowany ze Snapchata.