Mariusz Max Kolonko wkurzony, że Wprost zrobił z niego błazna na swojej okładce
Niestety nie mam aż tyle czasu żeby przekopywać się przez wszystkie filmy Maxa Kolonko (choć byłoby to bardzo przyjemne przeżycie z gatunku czasem trafnej diagnozy politycznej, a czasem jednak już tylko political fiction), ale jeśli to nie Max swego czasu trąbił na swoim kanale – zresztą słusznie - że autoryzacja jest PRL-owskim reliktem będącym narzędziem cenzury, to już nie wiem, kto to był.
Mniejsza jednak o to, ponieważ w nowej zadymie, którą polski Facebook żyje od kilkudziesięciu godzin, popularny dziennikarz nadający do Polski, przez internet, z zagranicy, mówi o złamaniu umowy o autoryzacji z magazynem Wprost. Każdy może sobie zawrzeć taką umowę warunkując tym udzielenie wywiadu, to bardzo dobre rozwiązanie, niezależnie więc co myśli się o tej powszechnie krytykowanej instytucji prawa prasowego, porozumienia prywatne między dziennikarzem, a tygodnikiem należałoby honorować.
Wprost ponoć tego nie uczynił, a co więcej, Mariusz Kolonko ma tygodnikowi za złe, że zrobili z niego pajaca i zamiast statecznej okładki z mężem stanu (aktualnie na uchodźctwie w USA), na jaką – jak wnioskuję – strony się umawiały, nowy numer tygodnika chcą promować twarzą prawdziwego kowboja.
Nie twierdzę, że ta okładka jest pozbawiona pewnego uroku, wszak tajemnicą poliszynela jest, że Mariusz Max Kolonko jest bardziej amerykański, niż Ronald Raegan jedzący KFC popijanego Coca Colą na meczu pierwszej ligi baseballa.
Zresztą, szkoła polskiej okładki prasowej to materiał na osobną publikację, żeby nie powiedzieć doktorat. Te okładki oczywiście muszą takie być bo, wiecie, liczą się kliki.
O Maksie Kolonko można pisać godzinami. Ja mam do niego słabość, bo i nie muszę się z nim zgadzać, żeby lubić go jako postać medialną. Ale też... chciałbym kiedyś pokochać kogoś tak mocno, jak Pan Kolonko kocha samego siebie. Dziennikarz ma z tym poważny problem, w rezultacie często naraża się na śmieszność. Może kiedyś do tego tematu na łamach Spider’s Web powrócę.
Tymczasem w sprawie Kolonko vs Wprost „moja ocena jest następująca”. Jeżeli dziennikarz zawarł z tygodnikiem umowę warunkującą udzielenie wywiadu, a ta umowa została złamana – prawdopodobnie dokument przewidywał jakieś konsekwencje tego działania. Ponadto należałoby jednak rozważyć problematykę naruszenia praw autorskich do wypowiedzi youtube’owego publicysty (acz grunt wywiadowy w prawie autorskim jest grząski, szczególnie w kontekście istnienia nie do końca jasnej w tych lakonicznych komunikatach umowy autoryzacyjnej, którą w uzasadnionych wypadkach można by było uznać za umowę licencyjną).
W mojej ocenie również wykorzystanie wizerunku Maxa Kolonko na okładce tygodnika kwalifikuje się pod zarzut naruszenia praw do tego wizerunku. Stosowana w powszechnym użyciu koncepcja „wizerunek osób publicznych nie podlega ochronie” (acz też nie do końca zgodna z dorobkiem doktryny) moim zdaniem nie znajduje tu zastosowania, gdy popularny tygodnik wyciera sobie okładkę twarzą znanego dziennikarza w zasadzie tylko po to, żeby podbić wyniki sprzedaży.
Wreszcie, zostaje nam prawdziwa bomba atomowa na gruncie prawa cywilnego, naruszenie dóbr osobistych. Ale skoro dziennikarz jest zdania, że Wprost zrobił z niego błazna, publikując pocięte i wyjęte z kontekstu wypowiedzi, a na okładce wystylizował go na szeryfa, to naprawdę nie widzę powodu, by nie rozwiązać tego sporu w sądzie.
Oczywiście tak się pewnie nie stanie. Mediom w Polsce pozwala się na naprawdę wiele swobody i to właśnie głównie na bazie takich utartych, niepiętnowanych zwyczajów przymykania oka na ich kolejne wyskoki.