REKLAMA

Ustawa hazardowa umożliwi blokowanie stron internetowych? Rząd zmienił kontrowersyjne zapisy

Ustawa o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz zmianie niektórych innych ustaw – projekt tego aktu prawnego rozpalił internautów i dziennikarzy.  Tym razem nie chodzi jednak o sam hazard, ale możliwość blokowania stron internetowych.

05.07.2016 15.19
ustawa hazardowa
REKLAMA
REKLAMA

Kontrowersje wzbudził przede wszystkim artykuł 15f projektu, w którym znalazł się zapis o Rejestrze Niedozwolonych Stron. Miałby go prowadzić minister finansów. W wersji z 23 maja mogliśmy przeczytać, że na czarną listę wpisywane byłyby – przytoczmy zapis w całości - „adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych lub innych usług zawierających treści umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez zezwolenia udzielonego zgodnie z przepisami ustawy lub uczestniczenie w tych grach, nazwę podmiotu urządzającego gry hazardowe bez zezwolenia oraz nazwę oferowanej gry hazardowej, zwanych dalej „niedozwolonymi stronami i usługami”.

Zgodnie z tym zapisem blokowane mogłyby być już serwisy, które wymieniają tylko z nazwy strony z grami hazardowymi. To niebezpieczna furtka. Na szczęście Ministerstwo Finansów wsłuchało się w głosy krytyczne, bo w ostatniej wersji nie znajdziemy już takich sformułowań.

Z projektu z 28 czerwca usunięto termin Rejestr Niedozwolonych Stron. Zastąpiono go bardziej precyzyjnym i lepiej brzmiącym Rejestrem Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą. Co najważniejsze znacząco zmienił się ustęp drugi, który wskazuje dokładnie, jakie domeny mogą zostać wpisane na listę. Chodzi zatem o takie, które wykorzystywane są do gier hazardowych bez koncesji i zezwolenia. Nie ma więc mowy o adresach elektronicznych umożliwiających identyfikację stron z hazardem.

W jaki sposób mają być blokowane strony? Dostawcy Internetu zobowiązani zostaną do robienia tego nieodpłatnie i w terminie 48 godzin od pojawienia się strony w rejestrze. Po wpisaniu „zakazanego” adresu użytkownik zobaczyć ma komunikat o blokadzie z odnośnikiem "czarnej listy". Ujrzy też informację o serwisach świadczących legalnie tego typu usługi. To sensowny zabieg, bo intencją resortu jest też ograniczenie szarej strefy.

Kontrowersje wzbudza instancja, która wydaje decyzję o blokadzie. Nie będzie to sąd, ale minister finansów. Do niego zwróci się właściciel serwisu jeżeli uzna, że naruszono jego prawa. Dopiero w przypadku odwołania, w sprawie wypowie się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.

Oprócz organizowania  na stronach internetowych gier hazardowych bez zezwolenie, zakazane będzie też udostępnianie na nich usług płatniczych.

Jak wyglądać będzie sytuacja serwisów działających legalnie?

Ich właściciele będą musieli wskazać na stronie podmiot odpowiedzialny za organizację gry, numer pozwolenia wydanego przez Ministerstwo Finansów, regulamin, informację o ograniczeniu wiekowym dla osób poniżej 18 roku życia. Podobnie jak w przypadku alkoholu pojawi się też ostrzeżenie o ryzyku związanym z hazardem. Użytkownicy powinni również znaleźć namiary na instytucje pomagające uzależnionym od hazardu.

Krytycy twierdzą, że wprowadzenie rejestru to pierwszy krok do rozszerzenia zakresu blokowanych stron. Rodzaj precedensu, który w przyszłości umożliwi podobny zabieg wobec serwisów, które nie mają związku z hazardem.

Z drugiej strony trzeba zwrócić uwagę, że o ile pierwotny projekt resortu finansów w odniesieniu do blokady stron był rzeczywiście mocno kontrowersyjny, ostatnia wersja zawiera dość precyzyjny opis za co może zostać nałożona blokada.

REKLAMA

Wszyscy, którzy pamiętają aferę hazardową z 2009 r. wiedzą, że temat jest wyjątkowo delikatny. Próba lobbingu podjęta przez Marka Sobiesiaka w rozmowach z szefem klub PO, Zbigniewem Chlebowskim kosztowała karierę polityczną tego ostatniego. W sprawie padało też nazwisko innego prominentnego polityka partii rządzącej, Mirosława Drzewieckiego. Sejm powołał wówczas komisję śledczą, która miała wyjaśnić aferę. W kwietniu 2011 r. prokuratura umorzyła postępowanie, bo nie dopatrzyła się znamion popełnienia przestępstwa. Opozycja grzmiała wówczas, że sprawie ukręcono łeb.

Gdy spojrzymy wstecz nie dziwi fakt, że media interesują się kolejnym podejściem do dostosowania ustawy do realiów dzisiejszego świata. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że słynna afera dotyczyła zupełnie innych kwestii i dzisiejsze kontrowersje nie mają z nią związku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA