Większość z nas nie czyta całych tekstów. Ba, sama tego często nie robię
Dziś zbierałam materiały do innego tekstu i w trakcie natrafiłam na przydługi tekst w Vanity Fair. Zwariowali, kto to przeczyta?! To internet!
Podobno przez internet i rewolucję mobilną nasza zdolność do koncentracji uwagi spadła z 12 do 8 sekund i jest mniejsza niż złotej rybki, która potrafi koncentrować się na 9 sekund. Podobno przeszkadza nam to w czytaniu czy nawet oglądaniu filmów. Podobno.
Nie wiem czy to prawda, bo nie czytałam całego badania okraszonego wdzięcznym i debilnym porównaniem zdolności człowieka do zdolności złotej rybki.
Wszystko żeby przyciągnąć w nagłówku uwagę rozproszonych internautów, prawda? Tymczasem ja wygrywam, a złota rybka przegrywa, bo nie potrafi nawet sama otworzyć pojemniczka z karmą. Na co jej dłuższa koncentracja?
Szef szefów na początku wbił mi do głowy wycinek tekstu z Cedars of Lebanon
Nie lej wody, nie używaj zbędnych słów, przelewaj na papier tylko to co potrzebne.
Szef zawsze wie więcej niż ja: oprócz tego, że zwięzłość jest łatwiej przyswajalna, to przytrzymuje uwagę ludzi-złotych rybek i zwiększa szanse na to, że przeczytają więcej, niż tylko tytuł i pierwszy akapit.
Ostatnio trafiłam na świetny materiał w Mother Jones.
Reporter zatrudnił się jako strażnik w prywatnym więzieniu i opisał to wszystko w nie tak długim, ale jednak przydługim tekście. Tekst jest żywy, celny, świetnie zriserczowany i pokrywa temat z dobrych perspektyw. Świetna robota.
Szkoda tylko, że doceni ją mała grupka ludzi i kolegów dziennikarzy starej daty
Reszta przeczyta wypunktowany skrót najważniejszych faktów z materiału na Business Insiderze. Nie dostanie walorów warsztatowych i emocjonalnych, całego kontekstu. Przetworzy na szybko podstawowe informacje, dowie się o istnieniu takiego materiału, może nawet kliknie w linka i zamknie kartę po zobaczeniu długości tekstu.
Jestem złotą rybką, więc tekst ten czytałam w trzech podejściach walcząc z pokusami internetu. Najgłupsze jest jednak to, że ten czytelnik, który ogarnął skrótowca na BI po tygodniu będzie wiedział tyle co ja po całym tekście. Przecież każdego dnia przetwarzamy tyle informacji, że w pamięci nie ma miejsca na szczegóły. Wiedza o istnieniu informacji oraz umiejętność szybkiego jej zdobycia jest cenniejsza, niż sama informacja.
Krajobraz mediów już jest zaorany walką te kilka sekund uwagi
Clickbaity, listy, odejście od dziennikarstwa na rzecz komplikacji rzeczy znalezionych w sieci. Wszystko to ma większy od pulitzerowych autorów potencjał sprzedażowy. Tyle, że media nie mają prawa na to marudzić, bo to one od lat prześcigały się w spłycaniu treści na rzecz uwagi.
Nie wiem, czy to wszystko dobrze czy źle. Jest inaczej, wszystko się zmienia i my też. Rozpraszamy się łatwiej, ale czy to nasza wina? Czy to źle?