Na naszych oczach powstaje elektryczne imperium. Za sterami oczywiście Elon Musk
Prawie 3 mld dol. - tyle gotowa jest zapłacić firma, której największym udziałowcem jest Elon Musk, za firmę, w której… tak, największym udziałowcem jest Elon Musk.
Ogłoszona dziś w nocy oferta opiewająca na maksymalnie 2,86 mld dol. zakłada przejęcie przez Teslę firmy SolarCity, zarządzanej przez… kuzynów Elona Muska. I teoretycznie wygląda to nie tylko na świetny, ale i całkowicie logiczny biznes.
Może poza faktem, że Musk będzie musiał zapłacić za swoje własne akcje prawie pół miliarda dolarów.
Poza tym jednak - tak jak podaje Tesla w swoim ogłoszeniu - ten ruch byłby niczym innym, jak dopełnieniem układanki. Obydwie firmy już teraz współpracują ze sobą. SolarCity m.in. instaluje produkowane przez Teslę domowe akumulatory, a także całe systemy służące do pozyskiwania energii solarnej. W planach (choć opóźnionych) jest także warty niemal miliard dolarów odpowiednik Gigafactory. Powstawać ma w nim od 9 tys. do 10 tys. paneli słonecznych dziennie. Paneli, które powinny cechować się większą wydajnością, niż większość obecnych do tej pory na rynku propozycji.
Elektryczne imperium Muska
W teorii wszystko do siebie pasuje. Musk zebrałby bowiem w przypadku przejęcia pod jedną banderą (i pod jednym zarządem) zarówno producenta samochodów i akumulatorów, jak i producenta rozwiązań, który byłby w stanie dostarczyć do nich tzw. czystą energię.
Zresztą tak właśnie Tesla argumentuje swoje plany - twierdząc, że po takim przejęciu byłaby pierwszą i jedyną na świecie firmą, oferującą produkty z całego łańcucha czystej energii. Nie tylko jeździlibyśmy samochodami Tesli, nie tylko zasilalibyśmy nasz dom z akumulatorów Tesli, ale też energię do tych celów pozyskiwalibyśmy za pomocą sprzętu od Tesli.
Taki ruch miałby też przełożyć się m.in. na łatwiejszą sprzedaż wszystkich produktów tej marki. Tym bardziej, że często klientami obydwu firm są te same osoby.
Jest jeszcze inny, ewentualny powód złożenia przez firmę Muska oferty. Jak podaje TechCrunch, akcje SolarCity w ciągu ostatnich miesięcy drastycznie straciły na wartości (60 proc. w ciągu tego roku), co dla Muska - będącego głównym akcjonariuszem - oznaczałoby utratę gigantycznych pieniędzy.
Wykupienie SolarCity miałoby ewentualne dalsze straty powstrzymać. Albo nawet uratować firmę.
Tesla ma tylko jeden problem - to akcjonariusze
Jakkolwiek logiczne mogłoby się wydawać takie przejęcie, tak dopięcie całego interesu może już nie być takie łatwe.
O co chodzi? Oczywiście o pieniądze. Zaczynając od tego, co podkreśla jeden z analityków cytowany przez CNN - jesteśmy prawdopodobnie świadkami przejęcia, w którym uczestniczą dwie firmy, z których żadna w swojej historii… nie zarobiła ani centa na czysto.
Prawdopodobnie, bo mimo tego, że Musk określił proponowany interes jak „no brainer”, analitycy zdają się z tym nie zgadzać. Przynajmniej w krótkim okresie - zdecydowanie krótszym, niż sięgają wizje Muska.
Ich zdaniem taki wydatek ze strony Tesli i próba postawienia na nogi kolejnego biznesu nie jest teraz dla korporacji dobrym wyborem. Ta powinna się skupić na dwóch sprawach - budowie Gigafactory oraz sprostaniu wysokiemu zainteresowaniu Modelem 3, na który złożono już około 400 tys. rezerwacji. SolarCity nie pomoże w żadnym z tych wyzwań.
Pytanie, czy udziałowcy obydwu tych firm stwierdzą to samo, czy może zgodzą się jednak z wizją Muska. Który, co dość oczywiste, powstrzyma się w tej debacie od głosu.