Na taki smartfon czekałem od dawna. BlackBerry Priv - recenzja Spider’s Web
W końcu BlackBerry, które można polecić każdemu. No, prawie każdemu.
Żeby nie było - polecałem w ciągu ostatnich lat smartfony BlackBerry wielokrotnie, choć zawsze pojawiała się długa lista „ale”. Właściwie tylko z Q5 miałem problem, bo chyba nikt - wliczając w to i producenta - nie za bardzo wiedział o co z tym modelem chodzi. Podobnie z Z3 i Leapem, ale ich testowanie… po prostu sobie darowałem.
Reszta, od Z10, przez Q10 i Z30, aż po Passporta, była porządnymi, ciekawymi smartfonami, które, o ile nie przeszkadza ci - tu wstaw długą listę ograniczeń, braków i niedoróbek - warto brać pod uwagę.
BlackBerry Priv jest jednak inny. Zupełnie inny.
Można go polecić tym, którym do tej pory sprzęty BlackBerry się odradzało i odradzić tym, którzy do niedawna produkty BlackBerry kupowali bez zastanowienia.
A teraz, skoro pointa tekstu znalazła się na jego początku, można przejść do właściwej części.
Egzemplarz testowy udostępniony dzięki uprzejmości BBNews.pl.
Specyfikacja
BlackBerry Priv:
- Wymiary: 147/184 x 77,2 x 9,4 mm
- Masa: 192 g
- Ekran: 5,4”, AMOLED, 2560 x 1440 pikseli (PPI: 540), Gorilla Glass 4
- Procesor: Qualcomm Snapdragon 808, 6 rdzeni (2 x 1,8 GHz, 4 x 1,44 GHz)
- Układ graficzny: Adreno 418
- RAM: 3 GB
- Pamięć multimedialna: 32 GB + microSD do 256 GB
- Aparat tylny: 18 MPX, f/2.2, optyczna stabilizacja obrazu, dwubarwna dioda, wideo 4K 30 FPS, FHD 60 FPS
- Aparat przedni: 2 MPX
- Klawiatura: 35 przycisków, 4 rzędy, warstwa dotykowa do nawigacji
- System operacyjny: Android 6.0.1 z BlackBerry Launcherem i dodatkowymi aplikacjami
- Akumulator: 3410 mAh, niewymienny, Quick Charge 2.0
Cena w momencie testów - około 3600–3700 zł.
Wygląd i budowa
Priv może i nie jest tak oryginalnym sprzętem jak Passport, ale jedno trzeba mu przyznać - trudno go pomylić z jakimkolwiek urządzeniem. Nie każdemu przypadnie do gustu, ale nikt nie przejdzie obok niego obojętnie.
Nawet w swojej mniej wyjątkowej formie, czyli z klawiaturą ukrytą za ekranem, Priv odcina się od obowiązującego od dawna trendu obłych do przesady konstrukcji. Na pierwszy rzut oka procesowi jego projektowania bliżej było do ciosania, niż do szkicowania.
Co nie znaczy, że smartfon BlackBerry jest aż tak minimalistyczny, a może nawet wręcz nudny. Wręcz przeciwnie.
W wielkiej bryle zamknięto równie wielki, bo mierzący aż 5,4” ekran AMOLED, wykrzywiony wzdłuż obydwu dłuższych krawędzi. Ramki dookoła niego są spore, ale przy tak efektownej konstrukcji można to przeżyć.
Tym bardziej, że dalej też jest ciekawie. Wyświetlacz osadzono w metalowej, cienkiej ramie, a pod nią znalazła się ogromnych wręcz rozmiarów maskownica głównego głośnika. Wygląda to zdecydowanie nietypowo i nie wszystkim może się podobać.
Cienkie krawędzie wykończono już bardziej konwencjonalnie - pod nasze palce trafia matowe, gumowane tworzywo, dzięki któremu nie tylko łatwiej trzymać telefon, ale też po wysunięciu klawiatury te jeszcze cieńsze boki nie sprawiają wrażenia, jakby miały nam odciąć palce.
Jedyne zastrzeżenie jakie można mieć do gumowego wykończenia ramy telefonu to to, że z każdym upadkiem będziemy mieć go mniej. Nie wiem ile razy upadł na ziemię testowy egzemplarz, który trafił w moje ręce, ale tu i tam jego historia była aż nazbyt widoczna.
Skarżyć nie można się też przesadnie na dostępny zestaw portów i przycisków. Oczywiście jest wejście na kartę SIM i microSD - co ciekawe, w osobnych szufladkach. Do tego standardowy przycisk zasilania i trzy przyciski multimedialne, które mogłyby odrobinę bardziej wystawać z obudowy. Ale to tylko czepianie się.
Zestaw uzupełnia złącze audio i port microUSB. A, no i oczywiście dioda powiadomień!
Niestety, zabrakło czujnika linii papilarnych. Szkoda, duża szkoda, zwłaszcza w telefonie, którego hasłem przewodnim jest bezpieczeństwo i prywatność. Tak, niektórzy powiedzą, że zapisywanie w telefonie (nawet w teoretycznie bezpiecznej formie) naszego odcisku palca jest błędem. Może i tak, ale wtedy mogliby po prostu z tej funkcji nie korzystać.
O ile materiały z przodu i z boku są raczej zwykłe, o tyle z tyłu jest trochę inaczej.
BlackBerry zdecydowało się wykończyć tylną pokrywę Priva materiałem, który stosowało m.in. w modelu Q10 i trzeba przyznać, że wygląda on nadal co najmniej ciekawie, szczególnie jeśli przyjrzeć się mu dokładniej i zobaczyć jego trójwymiarowy wzór.
Nie mogę jednak napisać, że jestem wielkim fanem tego rozwiązania. Owszem, nie stłucze się tak jak np. szkło, telefon nie wyślizgnie się nam też tak łatwo z ręki, ale i nie jest równie przyjemny podczas użytkowania i nie daje takiego poczucia premium. Może wystarczyłaby zwykła, odpowiednio wykończona guma?
Pewne wątpliwości natury estetycznej może też wzbudzać ogromny obiektyw umieszczony obok podwójnej diody doświetlającej. Ogromny, a do tego wystający daleko poza obrys urządzenia, przez co to delikatnie buja się, kiedy np. położymy je na stole i zaczniemy pisać. Tragedii wielkiej nie ma, wystające obiektywy to dziś niestety standard, ale cóż, tak po prostu jest.
Otwieramy i…
… sprawdzamy w kalendarzu, czy na pewno dalej mamy 2016, a nie np. 2010 czy 2011. Ok, jest dobrze, nie cofnęliśmy się w czasie.
Mimo tego naszym oczom ukazuje się fizyczna klawiatura (o której będzie osobny rozdział). Ta, o której w smartfonach już dawno zapomnieliśmy. I ukazuje się w bardzo dobrym stylu.
Przede wszystkim sam mechanizm rozsuwania i składania klawiatury przygotowany jest bardzo dobrze. Z jednym i drugim nie ma najmniejszych problemów, nawet jeśli do obsługi tego wielkiego sprzętu mamy tylko jedną rękę. Ekran wprawdzie w początkowej fazie trzeba podpychać dość mocno, ale potem całość robi już za nas mechanizm. Cyk, cyk i już, po kłopocie.
Jednocześnie rozwiązanie to jest na tyle solidne, że część z ekranem nie buja się ani nie odstaje zbyt wyraźnie (mikroskopijna nierówność w dolnej części ekranu) od drugiej części telefonu, nawet jeśli potrząsamy nim mocno albo obracamy do góry nogami. Przypadkowe rozsunięcie też jest mało prawdopodobne.
Ile takich rozsunięć przetrwa Priv? Trudno powiedzieć, jednak testowy egzemplarz kilkukrotnie wylądował dość boleśnie na podłodze (zanim dotarł do mnie) i działał bez zarzutu. Jedynie na górnym fragmencie płytki ochraniającej tył ekranu (tak, trochę skomplikowane) pojawiły się chrakterystyczne, pionowe rysy.
Ale tam nikt nie będzie zaglądał.
Jakość wykonania
I tutaj sprawa ma się dwojako. Jeśli chodzi o materiały, z których Priv został wykonany, jest niemal wzorowo. Metal i szkło tam, gdzie wygląda to dobrze i dobrze leży w dłoni. Gumowa powłoka tam, gdzie będzie to wygodne dla użytkownika. Gorilla Glass 4 na całej powierzchni ekranu. Oryginalny i odporny tył.
Do tego całość sprawia wrażenie dopracowanego, dopieszczonego i solidnego - wliczając w to także newralgiczny mechanizm rozsuwania.
Co więc poszło nie tak? Nie wiem, ale jedno wiem na pewno - ten telefon, kosztujący tysiące złotych, trzeszczy. Nie podczas zsuwania i rozsuwania, wtedy jest idealnie. Ale podczas ściskania go z tyłu, a czasem nawet i z boków (kiedy ściśniemy tylną część - ramki są bez zarzutu). Pokrywa wykonana z tego „wyjątkowego tworzywa” jest poza tym bardzo cienka i w kilku miejscach ugina się.
Tak po prostu nie powinno być. Mój stary iPhone 5s nie skrzypi w żadnym momencie. Jeszcze starszy 4s też nie wydaje dziwnych odgłosów, pomimo tego, że przeszedł w życiu różne koszmarne rzeczy. One M7, którego doprowadziłem do takiego stanu, że na końcu oddałem go za darmo, nie skrzypi. A Priv, który nie jest raczej starszy niż kilka miesięcy, skrzypi.
Nie jest oczywiście tak, że skrzypi na potęgę. Czasem nie skrzypi w ogóle, czasem skrzypnie cichutko i generalnie nie burzy to całkowicie poczucia solidności wykonania. Ale mocno je nadgryza.
Może więc trzeba było wybrać inny materiał na tylną klapkę? Trochę tak, jakbyśmy wsiedli do Mercedesa Klasy S i wszystko byłoby pięknie, poza tym, że kierownica w jednym miejscu trzeszczałaby pod naciskiem naszych dłoni. Po prostu szkoda i nie wypada.
Drobniejsze uwagi? W rowkach po obu stronach klawiatury, a także w otworach maskownicy głośnika gromadzi się kurz w sporych ilościach, który bardzo trudno jest usunąć i ogólnie tę część telefonu trudno utrzymać w czystości. Widoczne są także ubytki w gumie dookoła złącza microUSB.
Wygoda użytkowania
Bez owijania w bawełnę: ten telefon jest wielki. Ogromny wręcz, a po rozsunięciu klawiatury najlepszy określeniem jest po prostu monstrualny, przy czym nie tylko długość może być problemem, ale i szerokość. Jeśli uważasz, że do wyrażenia twojej osobowości potrzebny jest ci gigantyczny, lajfstajlowy SUV, ten telefon doskonale uzupełni układankę.
A na poważnie - przyzwyczailiśmy się już do tego, że telefony są duże i Priv nie powinien nikogo szokować. Nawet do jego absurdalnej długości po wysunięciu klawiatury można się dość szybko przyzwyczaić, cześciowo dzięki dobremu wyważeniu (choć góra mogłaby być w tym układzie trochę lżejsza), a częściowo dzięki w większości dobremu projektowi obudowy.
W większości, bo jest na co narzekać. Telefon nie wyślizguje się z ręki, ale w postaci złożonej niezbyt wiadomo jak dobrze go złapać. Miejsca na palec pod ekranem (tam gdzie głośnik) jest za mało. Ostre naroża telefonu może i wyróżniają go z masy mydelniczek, ale potrafią momentami drażnić przy używaniu, wpijając się w wewnętrzną część dłoni. Ale i to idzie jakoś przeżyć.
Zresztą przesiadłem się na Priva z iPhone’a 5s i niespecjalnie narzekałem. Do kieszeni spodni mieści się bez problemów, podobnie jak do różnych kurtek czy samochodowych schowków. Trzymanie go dłużej w ręce - nawet pomimo sporej masy - nie męczy przesadnie. Choć trzeba przyznać - to jest kawał telefonu i to czuć w każdej chwili, kiedy z niego korzystamy.
Warto o tym pamiętać, jeśli planujemy przesiadkę, szczególnie z mniejszych telefonów. To może być spore zaskoczenie.
Trzeba też mieć świadomość, że przy pisaniu na klawiaturze fizycznej będziemy musieli dobrze się wysilić, żeby wybrać coś na ekranie dotykowym. Jest po prostu bardzo, bardzo daleko.
Ekran
5,4”, 2K, AMOLED, zakrzywione krawędzie, wybudzanie rozsunięciem albo podwójnym kliknięciem, obsługa gestów. Co może pójść nie tak? Nic. Ten ekran jest po prostu fantastyczny.
O jego szczegółowości czy ogromnej powierzchni roboczej nie trzeba nawet wspominać - widać to już po samym zapoznaniu się ze specyfikacją.
Do tego dochodzą jeszcze świetnie nasycone kolory, doskonałe czernie, wysoki poziom podświetlenia maksymalnego i bardzo dobra widoczność w słońcu oraz przy odchylaniu telefonu. Naprawdę trudno się do czegokolwiek przyczepić. Najwyżej do tego, że 2K, jeśli pomijać VR, jest raczej zbędnym gadżetem.
Za taki może też teoretycznie uchodzić zakrzywiony ekran, ale… o tym później.
Klawiatura
Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze poza BlackBerry produkuje smartfony z fizyczną klawiaturą. Nawet jeśli to robi, z pewnością daleko im do tego, co oferuje kanadyjska firma.
Klawiatura w Privie jest… cóż, taka, jakiej można się spodziewać po BlackBerry. Odpowiednio wyprofilowana (choć ze względu na budowę telefonu - raczej płaska), z dość standardowym układem przycisków (a więc z jednym Altem i mocno utrudnionym wpisywaniem polskich znaków), rozprostowaniem znanym z Passporta oraz wyraźnym, choć niestety nie idealnie długim, skokiem i klikiem.
Do tego dochodzi jeszcze bonus znany wcześniej z Passporta - dotykowa powierzchnia klawiatury. Przesuwając palcem po jej powierzchni możemy np. przewijać strony internetowe, dokumenty i podobne treści. I to nie koniec!
Dwukrotne dotknięcie powierzchni klawiatury np. w edytorze tekstu powoduje, że uaktywnia się kursor i jego lokalizację możemy wybrać niemal tak samo, jakbyśmy do telefonu podłączyli myszkę. Klikamy Shift i w podobny sposób precyzyjnie zaznaczamy tekst.
Z pomocą dotykowej klawiatury możemy też wykonywać kilka innych gestów np. kasowania całego poprzedniego słowa albo wywoływania… wirtualnej klawiatury z symbolami. Przydatne. Równie przydatne jak skróty klawiszowe, z których korzysta się naprawdę często.
Niestety nie przewidziano opcji odblokowania prawdziwego kursora np. w przeglądarce. Nie ma więc mowy o tym, że dotykowa powierzchnia klawiatury zastąpi nam w pełni ekran dotykowy albo po prostu starego, dobrego TrackPada. A szkoda, bo w telefonie o takiej długości, a więc i ogromnej odległości od palców na klawiaturze do czubka ekranu, trzeba się trochę nagimnastykować.
Nie wszędzie zresztą z „dotykowości” klawiatury BlackBerry skorzystamy. Chociażby przy użyciu wbudowanego programu do przeszukiwania urządzenia z poziomu ekranu głównego - wpisujemy frazę z klawiatury, wyświetla nam się lista wyników i… musimy już wybrać jeden z nich dotknięciem ekranu.
Żeby nie było - dotykowa powierzchnia na klawiaturze nie ma samych zalet i ewentualnych drobnych niedoróbek. Czasem zdarza się, że przewijamy sobie np. maila przypadkowo. Można ją wprawdzie wyłączyć w ustawieniach, ale nie o to przecież chodzi.
Dobra, dobra, dobra. Jak się na tym pisze?
Po latach spędzonych przy klawiaturze wirtualnej przyznaję, że dość dziwnie. Przyciski są mniejsze niż w Passporcie, a cała klawiatura - z oczywistych przyczyn - jest węższa. Przyciski fizyczne są też mniejsze od wirtualnych wyświetlanych na większości ekranów - w tym i ekranie Priva.
Ale wystarczy klika chwil z tą klawiaturą, przynajmniej dla kogoś, kto przez długi czas czas ubóstwiał Torcha, aby wróciły wszystkie dobre nawyki. A wraz z nimi - świadomość korzyści, jakie mamy z pisania na takim właśnie sprzęcie.
Przede wszystkim, fizyczna klawiatura nie zasłania nam treści na ekranie, więc niemal cały czas mamy do dyspozycji całe 5,4”. Po drugie, palce wciskające klawisze męczą się jednak dużo mniej niż te, które odbijają się od płaskiej powierzchni, która nie zapewnia żadnej informacji zwrotnej.
Tak, na tej pozornie malutkiej klawiaturze fizycznej po niezbyt długim czasie pisało mi się dużo, dużo lepiej, niż na jakiejkolwiek klawiaturze wirtualnej. Nawet przestałem odpisywać z telefonu po prostu „ok”, a zacząłem pisać coś dużo bardziej rozbudowanego.
Choć, żeby była pełna jasność, tej recenzji na Privie nie napisałem.
Częściowo dlatego, że jego klawiatura idealna nie jest. Po raz kolejny - te przyciski są raczej niewielkie i pełnej satysfakcji z doświadczenia pisarskiego raczej dzięki nim nie zaznamy. Czuć różnicę pomiędzy Privem a Passportem. Oj, czuć.
Po drugie, wprowadzanie polskich znaków na Privie to ten sam problem, który BlackBerry serwowało nam od momentu, kiedy… w ogóle pojawiła się na BB możliwość wprowadzania polskich znaków.
Żeby np. wprowadzić „ą” nadal nie wystarczy kliknąć Alt+a. Trzeba przytrzymać „a”, wybrać z rozwijanego menu odpowiedni znaczek (dotknięciem ekranu lub przesunięciem i dotknięciem klawiatury) i dopiero wtedy pojawia się „ą”. Niezbyt to dobre i niezbyt praktyczne. Pozostaje cieszyć się z tego, że przeważnie całą robotę załatwia za nas słownik.
Mimo tej wpadki i drobnych niedoskonałości nie mam żadnych złudzeń - klawiatura Priva jest dobra i jest to bardzo, bardzo mocny argument przemawiający za kupnem tego telefonu. Nawet jeśli ktoś nawet nie wie, że potrzebuje fizycznej klawiatury.
Co nie zmienia faktu, że żeby naprawdę powalać na kolana, powinna być jeszcze lepsza. Nie powinna być taka „do jakiej przyzwyczaiło nas BB”. Powinna być taka, jakiej BB jeszcze nigdy nie zrobiło. Może wystarczyłyby większe przyciski? Może dłuższy skok? Nie wiem, nie ja tu jestem inżynierem i projektantem.
Wydajność i kultura pracy
Priv, którego premiera miała miejsce już jakiś czas temu, nie jest już raczej zwycięzcą papierowych pojedynków i benchmarków. Ale wciąż jest po prostu bardzo wydajnym sprzętem, bo i trudno o to, żeby sprzęt z 808-ką od Qualcomma, 3 GB RAM i Adreno 418 był powolny.
Zacznijmy może od syntetyków. Geekbench 3 przyznaje Privowi i jego sześciordzeniowemu Snapdragonowi 808 niezbyt imponujące 624 punkty (single core) i 1903 punkty (multi core). AnTuTu też nie rozpieszcza BlackBerry i przyznaje mu zaledwie 54 129 punktów, więc sporo za czołówką. 3D Mark w po teście Sling Shot wypluł 1049 punktów.
Priv, poza ciągłą walką BlackBerry z optymalizacją Androida, miał po prostu pecha - wychodził na rynek w momencie, kiedy trzeba było wybierać pomiędzy Snapdragonem 808, a wydajniejszym, ale przegrzewającym się 810. Wybrano 808 i w dużej mierze wyszło mu to na dobre.
Głównie ze względu na to, że cokolwiek byśmy na nim nie robili - działa to przeważnie sprawnie. Owszem, początkowo pojawiały się informacje o tym, że system tu i tam lubi się przywiesić, ale od momentu premiery minęło już sporo czasu, a BlackBerry nie przestaje dostarczać aktualizacji - w tym i tej do Androida 6.0.1. Możliwe, że tu i tam pojawiły się drobne urwania w animacjach - ale na pewno nie na tyle, żeby zapadło mi to w pamięć i faktycznie przeszkadzało.
W efekcie, w trakcie dwutygodniowych testów, Priv właściwie ani razu nie okazał słabości. Czy to przy zwykłym użytkowaniu systemu, czy to przy graniu w najnowsze gry. Takich podzespołów po prostu jeszcze przez jakiś czas nie będzie się dało zamęczyć - niezależnie od tego, jak długi czy krótki jest nasz pasek w AnTuTu.
Choć trzeba też przyznać, że BlackBerry może jeszcze trochę nad optymalizacją popracować.
Niestety, idealnie nie jest.
Intensywne użytkowanie (z kategorii tych naprawdę intensywnych) powoduje odczuwalne nagrzewanie się telefonu, głównie podczas długotrwałego grania, kręcenia filmów, pobierania większych plików z sieci i uruchamiania benchmarków.
Tak, wszystkie telefony nagrzewają się w takich warunkach, ale Priv - może przez materiał pokrywający jego tył - robi to w sposób dość nieprzyjemny.
Pociechy w tej kwestii są dwie. Po pierwsze, trzeba się mocno postarać, żeby telefon nagrzać. Nie jest tak, że rozsuwamy klawiaturę, otwieramy edytor tekstu i już z obudowy Priva spływa guma. Nie jest też tak, że nieużywany telefon wypala nam dziurę w kieszeni. To musi być naprawdę długa gra, żeby problem wystąpił. Po drugie, telefon błyskawicznie się chłodzi.
System
BlackBerry z Androidem, co za czasy.
Zacznijmy od dwóch rzeczy. Po pierwsze, Priv niedawno otrzymał aktualizację do Androida 6.0.1, co niestety przy jego niszowości nie wpłynie w żaden sposób na mikroskopijny udział tego wydania systemu w morzu Androida.
Po drugie, co trzeba od razu zaznaczyć, BlackBerry nie popsuło Androida. Nie zrobiło koszmarnej nakładki - jedynie Androida nieco rozbudowało, pozostawiając go jednocześnie na tyle lekkim, na ile Android może być. Nikt nie próbuje udawać, że to BlackBerry 10. To, od początku do końca, Google Android z nutką BlackBerry. O wszystkich Flowach i Peekach można zapomnieć.
A jeśli to się komuś nie podoba, bez problemu można przywrócić Androida do stanu właściwie całkowicie czystego.
Niemniej jednak z BlackBerry Launchera nie zdecydowałem się rezygnować. Nie chodzi tylko o sentyment do nazwy, ale po prostu spisuje się dobrze, a wyszukiwanie treści w urządzeniu z poziomu ekranu głównego i skróty klawiszowe to bardzo przyjemne dodatki. Podobnie jak skróty ekranowe, takie jak gest wykonywany od wirtualnego przycisku Home.
Interesującym pomysłem są także tzw. wyskakujące widgety, czyli podgląd wybranych informacji z aplikacji po muśnięciu ikony w górę lub w dół. Świetny pomysł, np. w przypadku kalendarza - nie muszę uruchamiać aplikacji - przeciągam palcem po jej ikonie, wyskakuje okienko z harmonogramem. Super.
Nie tknąłem natomiast niektórych dodatków od BlackBerry, takich jak np. widget BBM i cały BBM, którego - trochę wstyd przyznać, ale jednak - nawet nie skonfigurowałem.
Wciąż mieszane uczucia mam natomiast co do dodatkowych aplikacji od BlackBerry. Kalendarz od Kanadyjczyków może i jest dobry, ale - poza wspomnianym wcześniej wyskakującym widgetem - nie widzę zbyt wielu powodów, żeby zastąpić nim świetny kalendarz od Google. Albo jeden z tych, które brylują w Google Play.
Podobnie jest z książką adresową. Niby oferuje trochę więcej, ale na dobrą sprawę robi dokładnie to samo, przynajmniej dla przeciętnego użytkownika, jakim jestem.
Jest tylko jedno „ale” w tym całym czepianiu się - jeśli chcemy korzystać w pełni z opcji przeszukiwania urządzenia z ekranu głównego, powinniśmy pozostawić te aplikacje aktywne. Inaczej wyniki są mocno ograniczone. A przeszukiwanie działa na tyle dobrze, że warto zrobić wszystko, żeby mieć do niego dostęp.
Obowiązkowa jest dla mnie natomiast bez dwóch zdań klawiatura wirtualna od BlackBerry. Natychmiast przestawiłem się z dotychczas używanej przeze mnie klawiatury Google właśnie na ten produkt.
A Hub, co z Hubem?
Jest, ale każdy już doskonale wie, że nie jest tym samym, co w BlackBerry 10 i… nigdy nie będzie.
Czy tego chcemy czy nie, świat uznał, że nie chce mieć jednej skrzynki odbiorczej dla wszystkich powiadomień, a jeśli już ma ją mieć, to jest nią nie osobna aplikacja, ale po prostu pasek powiadomień. I tyle, koniec śpiewki.
Hub od BlackBerry, zwłaszcza jako osobna aplikacja, a nie element systemu, nie pasuje do tej koncepcji, dlatego musi sobie radzić… jak umie. Z tego też powodu pracuje bardziej jako nakładka na powiadomienia, niż prawdziwy Hub, którego znamy z BB10.
Zacznijmy od tych dobrych rzeczy.
Przede wszystkim Hub ma większość z tego, co potrzebne jest dobrej aplikacji pocztowej. Działa sprawnie, pocztę pobiera szybko, obsługuje i pozwala na konfigurację gestów prawo i lewo.
Do tego, tak jak to Hub, obsługuje powiadomienia z różnych portali społecznościowych i oczywiście różnych kont poczty elektronicznej.
Wszystkie te powiadomienia można nie tylko przeglądać w jednym miejscu, ale i to miejsce można w ciekawy sposób konfigurować, np. tworząc Widoki, czyli osobne zakładki Huba składające się z wiadomościami z wybranych przez nas źródeł. Sprytne i przydatne.
Wiadomości możemy tu zresztą nie tylko czytać, ale i możemy je tworzyć albo na nie odpisywać. W tym pierwszym przypadku po naciśnięciu ikony tworzenia pojawi się okno z wyborem usługi docelowej i ewentualnie naszymi najcześciej używanymi kontaktami.
I tu przechodzimy do tego złego
Bo nie odpiszemy na tweeta bezpośrednio z Huba - nie da się. Jesteśmy przenoszeni do aplikacji. Bo możemy zapomnieć o dodaniu do niego niektórych aplikacji, np. Facebook Messengera. I tak dalej, i tak dalej.
A BlackBerry nie ma tej mocy, żeby przekonać programistów w rozsądnych ilościach do tego, żeby zintegrowali się z ich oprogramowaniem (albo zrobić to samemu - nie wiem dokładnie, po której stronie trzeba wykonać pracę). Pojedynczych, nawet dużych, takich jak WhatsAppa, Skype’a czy Pinteresta, może się uda (właściwie to się udało). Wielu - nie.
Kilka świetnych pomysłów zostało też wprowadzonych co najwyżej średnio. Na przykład wyświetlanie kalendarza bezpośrednio w Hubie za pomocą gestu. Super pomocne, super wpisuje się w pomysł na Huba jako centrum wszystkiego. Ale animacja tego jest źle zrobiona. Jest brzydka, jest irytująca. Wygląda za każdym razem, jakby coś tam się zawieszało. A nie zawiesza się - po prostu źle dobrano prędkość znikania niektórych elementów albo brakuje niektórych klatek. Drobnostka, ale tego być nie powinno.
Korzystałem więc z Huba, ale cały czas mając świadomość, że to nie jest to, czym Hub powinien do końca być. Zamiast mieć wszystko w jednym miejscu, część miałem tutaj, część odczytywałem z belki powiadomień. Część powiadomień się dublowała, część się nie zerowała po odczytaniu w jednym ze źródeł. Hub nie rozwiązał więc problemu z brakiem centralnego, wielofunkcyjnego miejsca dla powiadomień, które mogłoby zabić konieczność odpalania każdej aplikacji po kolei - częściowo nawet sprawił, że ten problem jest jeszcze gorszy.
Mimo to z niego nie zrezygnowałem. Bo jest fajny, ot i co!
A zagięty ekran? Funkcje jakieś ma?
Ma, choć nie będę ukrywał, że głównie robi wrażenie tym, jak… niesamowicie wygląda. Nawet pomimo tego, że Priv nie jest pierwszy na rynku z takim rozwiązaniem.
Niesamowicie wyglądają na nim też wszystkie treści multimedialne, a zwłaszcza zdjęcia. Tak, mówcie, że są przez zagięcie zdeformowane i tak dalej, ale… to naprawdę wygląda niezwykle. I ja wybieram taką opcję.
A funkcje praktyczne? Cóż, przy wyłączonym ekranie niewiele - pokazywany jest wskaźnik poziomu naładowania akumulatora.
Po włączeniu wyświetlacza dostajemy natomiast dostęp do tzw. karty produktywności, czyli rozwijanej z boku ekranu zakładki z informacjami z aplikacji takich jak kalendarz, Hub, zadania czy kontakty oraz opcji szybkiego tworzenia maila. Przydatne? Tak, ale trzeba się nauczyć tego, że to tam jest. I oczywiście korzystać z aplikacji BlackBerry, które mają do tego dostęp.
Zabezpieczenia
Czy da się w pełni zabezpieczyć smartfon z Androidem? Prawdopodobnie nie, ale BlackBerry spróbowało zrobić co tylko mogło.
Trzeba jednak pamiętać przy tym, że kanadyjska firma wybrała inną drogę niż niektórzy niszowi gracze na tym rynku. Nie oferuje nam, przynajmniej bez BES (którym zajmować się nie będę), pełnego szyfrowania wszystkiego co przychodzi i wychodzi z Priva. To nie jest Blackphone czy podobne.
Pakiet zabezpieczeń, który otrzymujemy z tym smartfonem i tak jest jednak całkiem imponujący. Przede wszystkim dlatego, że zaczyna się już od fizycznych elementów Priva - nawet jeśli szanse na to, że ktoś zdecyduje się… podmienić nam niektóre podzespoły są minimalne. W parze ze specjalnie zabezpieczonym systemem pozwala to jednak na monitorowanie, czy z naszym telefonem nie było robione absolutnie nic - od podzespołów, po oprogramowanie systemowe.
Co jest widoczne dla użytkownika?
Czyli co tak naprawdę może przekonać przeciętnego klienta do zakupu BlackBerry ze względu na zabezpieczenia. Cóż, większość argumentów zamknięto w jednej aplikacji - DTEK. Aplikacji, która powinna właściwie znaleźć się na każdym telefonie z Androidem.
Co robi DTEK? Informuje nas o tym, jak bezpieczny jest nasz telefon, wystawiając nie tylko ocenę zabezpieczeń, ale też pokazując, co możemy zrobić, aby ją poprawić.
Dla niektórych będą w niej same banały - np. ustawienie ekranu blokady z hasłem, szyfrowanie danych, zdalne zarządzanie telefonem czy ograniczenie źródeł instalacji aplikacji do Google Play. Banały, ale gdyby stosowała się do nich większość użytkowników, to problemów (przynajmniej tych nagłośnianych przez media) z bezpieczeństwem Androida byłoby zdecydowanie mniej.
DTEK pozwala nam też zadbać o ustawienia uprawnień wszystkich aplikacji. System nie tylko dokładnie zapyta nas o każdą zgodę przy pierwszej potrzebie, ale daje też niemal pełny wgląd w to, co aplikacja później robi z naszymi danymi.
Przykładowo mogę dokładnie sprawdzić, ile razy z lokalizacji korzystał Twitter, kiedy to się działo, ile to trwało, gdzie wtedy byłem, a także zobaczyć historię zapytań na osi czasu.
Działa to też w drugą stronę - mogę sprawdzić, jakie aplikacje korzystają z lokalizacji i odciąć dostęp wszystkim tym, które według mnie nie potrzebują tego do działania.
Co istotne, od aktualizacji do Androida 6.0 możliwe jest selektywne przyznawanie i odbieranie uprawnień, więc DTEK przestał być jedynie informatorem, a stał się bardzo wartościowym narzędziem.
BlackBerry regularnie też aktualizuje swój system. I choć firma nie należy już do gigantów, to posiada jak na razie tylko jeden model z Androidem, więc dostarczanie nowych wydań OS idzie stosunkowo sprawnie.
BlackBerry czy nie BlackBerry?
Tak. I nie.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Dla kogoś, kto z BlackBerry np. dawno nie miał wspólnego, ale coś tam pamięta, jest tu sporo BlackBerry. Od launchera, przez dodatkowe aplikacje, po kilka innych, mniejszych i większych usprawnień.
Dla kogoś, kto jednak pamięta wysiłek włożony w BlackBerry 10 i to, jak ten system działał i czym się wyróżniał na tle pozostałych, obecność BlackBerry w tym produkcie jest śladowa.
W żaden sposób nie umniejszam pracy inżynierów BlackBerry.
Zrobiono tutaj dużo, żeby nie był to po prostu smartfon z Androidem. Zrobiono dużo, żeby to nie było - w kwestii oprogramowania - urządzenie jak każde inne. To musiało wymagać ogromnego nakładu pracy, zwłaszcza w przypadku firmy, która ma ograniczone moce przerobowe.
Ale to nie jest, pod względem oprogramowania, „Android od BlackBerry”. To jest Android od Google, z dodatkami od BlackBerry. Tylko.
I aż.
Aparat
BlackBerry w tej kwestii zdecydowało się na dosyć dziwny zabieg. Z tylu postawiono na matrycę o rozdzielczości 18 MPX z optyką Schneider-Kreuznach i podwójną diodą, natomiast z przodu wzięto chyba to, co akurat było pod ręką - matrycę o rozdzielczości 2 MPX. Teoretycznie wystarczającą, ale z marketingowego punkty widzenia dramatyczną.
Skupmy się jednak na głównym aparacie, bo to będzie dla wielu potencjalnych nabywców najważniejsze.
Przede wszystkim BlackBerry zdecydowało się stworzyć własną aplikację do obsługi aparatu i po ostatniej aktualizacji naprawdę ciekawie się z niej korzysta. Nie tylko znajdziemy tu wszystkie podstawowe ustawienia, ale też dodatki w rodzaju ręcznej zmiany ekspozycji, co przydaje się zaskakująco często.
Zdjęcia nocne. I to naprawdę nocne!
Jedyną wadą oprogramowania jest fakt, że czasem trochę dłużej potrafią mu zająć proste czynności, choć zdarza się to raz na kilkadziesiąt uruchomień i nigdy nie przegapiłem przez to żadnej sceny, którą chciałem uchwycić. Sprawnie działa też mechanizm regulacji ostrości, choć w niektórych scenach trzeba mu pomóc, dotykając palcem interesującego nas obszaru.
Cieszy również jasność samego obiektywu, który zbiera bardzo dużo światła, ułatwiając tym samym robienie zdjęć po zmroku. Wewnątrz pomieszczeń efekty są różne (przeważnie średnie), ale już np. na słabo oświetlonej ulicy nie ma powodów do narzekań.
Zdjęcie mocno wieczorne:
W dzień natomiast niektóre zdjęcia potrafią naprawdę zachwycić. Czemukolwiek będziemy chcieli zrobić zdjęcie - będzie to wyglądać dobrze nawet bez zabawy w ustawieniach.
Po prostu klikamy, robimy zdjęcie i jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Kolory są przechwytywane w bardzo przyjemny sposób, liczba szczegółów na zdjęciach nie rozczarowuje, a dzięki wysokiej rozdzielczości oglądanie później fotografii na większym ekranie jest taką samą przyjemnością, jak na małym.
Zdjęcia dzienne:
Owszem, zdarzają się drobne niedoskonałości, jak np. łapanie flar, ale tego nie unikniemy nawet w najlepszych aparatach.
Bardzo możliwe, że Priv nie ma najlepszego aparatu na rynku. Ba, to jest nawet pewne. Ale to, co oferuje, całkowicie wystarczy każdemu.
Łączność
Przy telefonach z tej półki cenowej łatwiej jest wymieniać to, czego nie mają, niż to, co mają. No, chyba że piszemy o iPhonie.
Priv ma więc oczywiście WiFi (śmiesznie by było, gdyby nie miał)z Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.1 LE, GPS z GLONASS-em, NFC, LTE, a także cały szereg dodatkowych czujników.
Zabrakło natomiast wyjścia HDMI w formie oddzielnego portu - można jednak Priva podłączyć kablem do telewizora czy monitora korzystając z przejściówki SlimPort podłączanej do portu microUSB.
Na funkcjonowanie żadnego z tych elementów nie można narzekać. Zasięg operatora wychwytywany przez Priva stoi na dobrym poziomie, podobnie jak zasięg i stabilność połączenia przez WiFi i Bluetooth. Parowanie z każdym urządzeniem jakie miałem pod ręką (zegarek, słuchawki, etc.) przebiegało bez najmniejszych problemów i bez późniejszego zrywania łączności.
Choć trzeba zaznaczyć, że na forach BlackBerry można znaleźć informacje, że po ostatniej aktualizacji zaczęły pojawiać się drobne problemy z BT, aczkolwiek mnie nie dotknęły i pewnie zostaną niedługo wyeliminowane.
Multimedia i jakość połączeń
Nie dajcie się zwieść - wielka maskownica głośnika na froncie nie oznacza, że Priv ma potężny (rozmiarowo) głośnik, może nawet stereo. W rzeczywistości kryje się pod nim głośnik standardowych wymiarów, umieszczony po lewej stronie, a nałożenie na niego tak dużej maskownicy jest zabiegiem czysto estetycznym.
Ale i temu nie dajcie się zwieść. Główny głośnik w Privie jest po prostu dobry. Nawet, jeśli nie powinniśmy liczyć na żadne audiofilskie doznania, dźwięk dochodzący z głośnika Priva jest bardzo głośny, a do tego klarowny. Choć raczej nie jest to poziom zamiatacza rynku.
Szkoda tylko, że głośnik umieszczono po lewej, a nie po prawej stronie. Podczas grania czy oglądania filmów w poziomie zdarza się go zasłonić dłonią, choć - dzięki temu, że jest umieszczony poniżej ekranu - nie zasłania się go aż tak dokładnie.
Co innego można natomiast napisać o jakości dźwięku podczas rozmów. Ta, do czego przyzwyczaiło nas BlackBerry, jest po prostu fantastyczna. Zestaw składający się z trzech mikrofonów i dodatkowych algorytmów BB robi swoje i robi to wręcz wybitnie. I rozmówca słyszy nas doskonale, i my słyszymy go idealnie czysto.
Brawo.
Akumulator
W tej kwestii mam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony Priv ma gigantyczny akumulator, jeden z największych w swojej klasie, co zapewnia dobre wyniki na tle konkurencji. Z drugiej strony, nawet pomimo posiadania Androida, to Priv, jako BlackBerry, powinien wyznaczać standardy w tej kategorii, a nie równać do reszty stawki.
I tak, pomimo tak dużego źródła zasilania, rzadko kiedy udawało mi się od Priva uzyskać więcej niż jeden pracy. Jeden dzień, ale nie jedną dobę - przeważnie telefon odłączałem od ładowarki około 7 rano i podłączałem do niej dopiero między 22 a 1 w nocy.
Owszem, było to użytkowanie dość intensywne, dodatkowo doliczając do tego fakt, że Privem po prostu trudno się nie bawić ot tak, dla samej zabawy, ale… i tak. Oczekiwałbym po BlackBerry po prostu więcej.
Na szczęście BlackBerry zdecydowało się na wykorzystanie technologii szybkiego ładowania (Quick Charge 2.0), choć oczywiście trzeba mieć wtedy ze sobą odpowiednią ładowarkę.
Bezprzewodowego ładowania natomiast w wersjach europejskich nie uświadczymy.
Podsumowanie
W momencie kiedy Priv trafił do mnie na testy, uderzyła mnie natychmiast jedna myśl: chcę to, muszę to mieć. Dałem sobie dwa tygodnie, żeby zobaczyć, czy to tylko zauroczenie czymś innym, czy może faktycznie ten telefon jest tak dobry.
I, po upływie tego czasu, moje zdanie podtrzymuję. Chcę ten telefon.
Daleko mu do doskonałości, oj daleko. Częściowo przez fakt, że trafił na rynek już jakiś czas temu i zdążył się trochę zestarzeć. Częściowo dlatego, że jest to pierwszy telefon tego producenta z tym systemem. Częściowo dlatego, że jest koszmarnie drogi. Nieważne, że jest dobry i wyjątkowy - wycenianie go na poziomie iPhone’a czy Galaxy S (gdzie płacimy też za lata dopracowywania telefonów z jednym systemem) jest samobójstwem. Co zresztą potwierdzają kolejne doniesienia o jego rynkowych problemach. Niestety.
Niestety, bo według wszelkich miar, Priv jest po prostu cholernie dobrym telefonem.
Ma wielki i piękny ekran, wykonano go (z wyjątkiem nieszczęsnego tyłu) z naprawdę świetnych materiałów. Dodano do niego dobrą (acz nie genialną) klawiaturę fizyczną, która wyróżnia go na tle innych, nudnych telefonów. Zachowano prawie czystego Androida, wzbogaconego o wartościowe, nienachalne dodatki. Dodano bardzo dobry aparat, świetną jakość rozmów i, w skrócie, wszystko co dobry smartfon powinien mieć na pokładzie.
Nie uniknięto jednak błędów. Już poprzedni akapit był pełen „ale”, a cała recenzja aż ugina się pod ich ciężarem. Prawdopodobnie nie da się - i od strony oprogramowania, i od strony sprzętowej - stworzyć smartfona idealnego za pierwszym razem. I nie będę ukrywać, że BlackBerry się nie udało.
Co natomiast bardzo cieszy, tym razem te wszystkie „ale” nie są tak poważne, jak poważne były do tej pory, np. „ale nie masz dostępu do większości ulubionych aplikacji”, etc.
Obyło się to jednak przez mocne ograniczenie ilości BlackBerry w BlackBerry i bardzo trudno będzie Privowi zbudować grupę wiernych fanów. Androidziarze nie wiedzą, czy szydzić z niego, bo to BlackBerry, czy może kibicować mu, bo to Android. Fani BlackBerry też są zmieszani, bo tak przez lata gardzili Androidem, a teraz to dla nich tak naprawdę jedyna droga, żeby pozostać z marką. No, chyba że będą czekać aż pojawi się w końcu ten wyśniony Z50, który sprawi, że Apple’owi i Google’owi zmiękną słupki popularności i w ogóle świat w końcu pozna się na geniuszu BlackBerry 10.
Inne problemy?
Tak, jeden. Priv nie zmienia świata, a w trochę mniejszej skali - nie rozgniata na rynku żadnego konkurenta w podobnej cenie. Może i wbija większość z nich w ziemię w kwestii bezpieczeństwa, ale dla rynku konsumenckiego - a to on napędza wysoką sprzedaż - to zdecydowanie za mało.
Trudno mi - poza fizyczną klawiaturą - znaleźć w rozmowie ze znajomymi argument za tym, że ich telefon jest do bani, bo mój Priv potrafi to i to. Mogę powiedzieć, że jest świetny - pobawią się chwilę, posprawdzają to i tamto i przyznają mi rację. Ale jeśli zapytam, czy chcieliby zamienić swojego np. Galaxy S6 na Priva, zapytają tylko „a po co?”.
Tak, BlackBerry stworzyło świetny telefon z Androidem w czasach… masy świetnych telefonów z Androidem.
Czyli co, zamówiłeś?
Nie, na razie nie. Głównie dlatego, że nie mam w tej chwili potrzeby wymiany telefonu. Kiedy jednak przyjdzie co do czego, Priv będzie na pewno na pierwszym miejscu listy poszukiwań, może nawet będzie jedyny na tej liście. Aczkolwiek na pewno nie w cenie, w której oferowane są w sprzedaży nówki sztuki.
Privowi udało się to, co nie udało się żadnemu testowanemu przeze mnie telefonowi od lat - wzbudził we mnie emocje, pobudził ciekawość, prowokował do zapoznawania się z nim ponad to, co jest redakcyjnym obowiązkiem. Nie był wyłącznie bezosobowym nośnikiem aplikacji, powiadomień i informacji z Sieci.
Och, jak bardzo marzyłem o tym, żeby móc to jeszcze kiedykolwiek napisać o sprzęcie od BlackBerry. Nawet jeśli piszę to ostatni raz.
Zalety:
- Oryginalny wygląd
- Klawiatura!
- Slider!
- Wartościowe dodatki w oprogramowaniu
- Dodatkowe opcje zabezpieczenia
- Świetny ekran
- Dobra wydajność
- Sprawne aktualizacje
- Bardzo dobre materiały wykończeniowe (mimo kontrowersyjnego tyłu)
- Dobry aparat
- Świetna jakość dźwięku i rozmów
- Obsługa kart pamięci
- Szybkie ładowanie
Wady:
- Tylna klapka skrzypi
- Brak czytnika linii papilarnych
- Klawiatura może być jeszcze lepsza
- Potrafi być gorącym towarem - dosłownie
- Za mało BlackBerry w BlackBerry
- Dyskusyjny czas pracy na jednym ładowaniu
- Cena