Dobre audio w małym mieszkaniu? To mniej skomplikowane, niż myślisz
Jeśli twoje mieszkanie nie należy do największych, a nie satysfakcjonuje cię jakość dźwięku płynąca z wbudowanych głośników telewizora, czy laptopa, ten artykuł jest dla ciebie.
Wielu z was, drodzy czytelnicy, wie zapewne, jak to jest mieszkać w bloku. Nieduże mieszkania, pokoje, które wyglądają bardziej na zaprojektowane dla karłów, niż dorosłych ludzi (częściej zbudowane na planie prostokąta, niż kwadratu) oraz – szczególnie w starym budownictwie – ściany przepuszczające każdy odgłos o wyższej liczbie decybeli niż ta towarzysząca codziennym rozmowom.
Dobranie sprzętu audio w takich warunkach to prawdziwe wyzwanie, bo nie wystarczy udać się do sklepu i kupić największy, najdroższy zestaw salonowego Hi-Fi, czy też głośników do komputera z subwooferem wielkości słusznych rozmiarów zamrażarki. Ba! Taki zakup do małego mieszkania bardzo często… najzwyczajniej w świecie nie ma sensu.
Małe mieszkanie = wielkie kompromisy
Na potrzeby pokazania, jakie kompromisy mam na myśli, przyjmijmy za przykład obraz czteroosobowej rodziny, mieszkającej w niewielkim, około 60-metrowym, trzypokojowym mieszkaniu w bloku pamiętającym czasy PRL-u. Mama, tata, nastoletni syn i czteroletnia córka. Jak to zwykle bywa, za ścianą mieszka upierdliwa sąsiadka, która wali w ścianę, gdy tylko ktoś ośmieli się głośniej zaśmiać. Jeszcze większa wredota mieszka na dole, gotowa dzwonić po policję za każdym razem, gdy usłyszy dobiegającą z góry muzykę po godzinie 22:00.
Mama i tata często spędzają czas w salonie. Ale salon jest malutki, bo z 25 metrów kwadratowych jego powierzchni co najmniej 7 zajętych jest przez aneks kuchenny i część jadalną, a resztę zawalają meble, których może nie ma dużo, ale nawet podstawowy komplet słupek + komoda + szafka RTV + rozkładana kanapa zajmują mnóstwo miejsca.
Nastoletni syn ma swój pokój. Jest graczem, a do tego lubi słuchać muzyki z basem miażdżącym czaszkę. Najmniejsza córka też ma swój pokoik, a czasami raczej klitkę, na planie budynku będącą ledwie pomieszczeniem gospodarczym zaadaptowanym na pokój dla małego dziecka. Nie dba może o wrażenia odsłuchowe, ale wolałaby, żeby po 21:00 nikt nie zakłócał jej spokojnego snu dudniącą muzyką.
W takich warunkach konwencjonalne metody ustawienia i dobierania sprzętu audio po prostu nie mają zastosowania. Nie ma szans ustawić w salonie zestawu 5.1 lub Dolby Atmos w taki sposób, by uzyskać równą dystrybucję kanałów. Nie ma też szans rozkręcić takiego sprzętu dostatecznie głośno, by jego brzmienie było satysfakcjonujące i usprawiedliwiające drogi zakup.
Ten sam problem ma młody chłopak z głośnikami do komputera – najchętniej nakręcałby rodziców na głośniki komputerowe 7.1 z największym możliwym głośnikiem niskotonowym w zestawie, ale to również nie ma większego sensu. Pokój jest podłużny, a za plecami do przeciwległej ściany zostaje może 1,5 metra. Nie dość, że nie da się rozwiesić głośników w odpowiednich punktach, to jeszcze bas płynący z subwoofera jest niewyraźny i przymulony – i nic dziwnego! Niskie fale dźwiękowe sięgają nawet 17 metrów długości (w przypadku częstotliwości 20 Hz, najniższej słyszalnej przez człowieka) i chociaż możemy oczywiście taką częstotliwość usłyszeć, to niestety - nim fala dźwiękowa zdąży osiągnąć swoją nominalną długość, odbije się od przeciwległej ściany w kierunku źródła. A przez to zamiast czystego, selektywnego basu, spod biurka słychać będzie tylko dudnienie.
Nie mówiąc już o tym, jak głośno musi grać taki zestaw, żeby jakkolwiek zabrzmieć, a przecież za ścianą śpi małe dziecko i rodzice. O upierdliwych sąsiadach z tego samego piętra i piętra niżej nie wspominając.
Co zatem zrobić w takiej sytuacji? Spojrzeć w kierunku rozwiązań w układzie 2.0, które niejednokrotnie potrafią zaskoczyć brzmieniem, bardzo często są tańsze od typowych zestawów komputerowych, czy też głośników Hi-Fi, a w sytuacji, kiedy nie mamy zbyt wiele miejsca i nie możemy słuchać muzyki zbyt głośno, okazują się być najlepszym rozwiązaniem.
Jakie audio do małego mieszkania? Niewielkie.
Bardzo dobrym rozwiązaniem, które sam z powodzeniem stosuję od wielu lat, a które sprawdzi się i przy komputerze, i przy telewizorze, są aktywne kolumny 2.0. I nie mówię tu o wielkich głośnikach, a o takich, których przetwornik średniotonowy mierzy 4-5” średnicy, a oprócz tego mają tylko tweeter i wylot powietrza.
Wiele takich rozwiązań jest na tyle niewielkich, że zmieszczą się na każdym biurku i obok każdego telewizora. Do tego nie wymagają zewnętrznego wzmacniacza, który potrzebowałby dodatkowego miejsca – mają one wzmacniacz wbudowany, a często nawet dwa, napędzające osobno średnie, niskie i wysokie tony (tak zwany bi-amping).
Przykładem takiego rozwiązania są kolumny aktywne Kruger&Matz KM0510 Inspire 2.0, które miałem przyjemność ostatnio testować.
To zestaw składający się z jednej kolumny aktywnej, która zasila także drugą, pasywną. Wyposażone są w 5-calowy głośnik średniotonowy, a ich moc wyjściowa wynosi 60 W dla każdej z kolumn. Mało? A po co więcej w małym mieszkaniu!
Połączenie stosunkowo niedużej mocy z niewielką średnicą membrany głośnika średniotonowego pozwalają osiągnąć satysfakcjonujące brzmienie już przy bardzo niewielkiej głośności. A im głośniej je podkręcimy, tym czyściej zagrają, nadal nie zmuszając sąsiadów do telefonu pod 997. No i kosztują raptem 599 zł, a to niewielka kwota za tak dobrze grający sprzęt.
Nie wymagają też przesadnej finezji, by ustawić je w należytej od siebie odległości, pod odpowiednim kątem. Mówię tu bardziej o ustawieniu ich przy komputerze, niż przy telewizorze w salonie. Generalnie zasada jest taka, iż głośniki powinny być ustawione albo na wysokości naszych uszu, albo przynajmniej skierowane w ich stronę (najlepiej pod lekkim kątem, uniesione minimalnie do góry przy pomocy specjalnych podstawek). Głośniki i nasza głowa powinny razem tworzyć swoisty trójkąt. Wtedy mamy pewność, że nie obniżamy swoich wrażeń słuchowych poprzez złe ustawienie sprzętu audio.
Głośniki Kruger&Matz Inspire 2.0 oprócz podwójnego wejścia RCA, pozwalającego podłączyć liniowo dwa różne źródła dźwięku, wyposażone są również w łączność Bluetooth, możemy więc bez przeszkód podłączyć do nich smartfon czy tablet, co czyni je bardzo uniwersalnym rozwiązaniem.
W tej swojej uniwersalności mają w zasadzie jeden minus – nie mają wbudowanego radia. I tym tropem dochodzimy do drugiego rozwiązania, które może się okazać kapitalnym zestawem audio dla małego salonu, szczególnie jeśli połączony jest on z aneksem kuchennym, w którym spędzamy dużo czasu myjąc naczynia, gotując, czy robiąc inne, równie mało inspirujące rzeczy.
Mówię tu o… małej wieży Hi-Fi.
Tak, tak. Blog technologiczny, 2016 rok, a autor gada o sprzęcie, który trafił do lamusa jakieś 10 lat temu. Nieprawda! Dzisiejsze miniwieże to zupełnie inna liga urządzeń niż ich poprzedniczki, na których mogliśmy posłuchać radia, włożyć kasetę (kto jeszcze pamięta, co to jest, zostawia łapkę w górę!), a co najwyżej płytę. Oferowały mocno taką sobie jakość brzmienia (szczególnie w przypadku tzw. micro-wież) i generalnie stały w kuchniach gospodyń domowych umilając czas przy codziennych zadaniach.
Dziś taka mini, czy też micro-wieża to bardzo uniwersalne rozwiązanie audio, które łączy w sobie zalety konfiguracji głośników 2.0, z wejściem na płyty, wieloma złączami liniowymi, a często nawet łącznością bezprzewodową.
Oczywiście nie wszystkie wieże można zakwalifikować jako „dobre”, ale na przykład Kruger&Matz KM1584CD, która kosztuje raptem 799 zł, to już propozycja oferująca jakość znacznie wyższą, niż mogłaby to sugerować jej cena.
Składa się ona z dwóch elementów, złączonych ze sobą taśmą, które mimo wszystko nie zajmują dużo miejsca, gdy postawić je jedna na drugą, a też wcisną się na większość półek RTV pod telewizor, jeśli postawić je obok siebie.
Pierwszy z nich to moduł z przedwzmacniaczem, łącznością, panelem informacyjnym i wszystkimi przyciskami do nawigacji oraz odbiornikiem radiowym. Drugi zaś to wzmacniacz z regulacją głośności i natężenia tonów wysokich i niskich.
To naprawdę uniwersalne rozwiązanie. Podobnie jak kolumny Inspire 2.0, wieża ta nie musi grać nie wiadomo jak głośno, by zagwarantować odpowiednie wrażenia odsłuchowe (kolumny mają tylko 45 W wyjściowej mocy RMS), a może pełnić wiele funkcji – z powodzeniem posłuży jako głośniki do telewizora, oraz jako radioodbiornik, gdy chcemy wysłuchać najnowszych wiadomości, czy po prostu posłuchać radia. Wieża ma też wbudowaną łączność Bluetooth, więc podłączenie smartfona czy tabletu, a może też laptopa czy nawet telewizora (jeśli wspiera ten standard) nie stanowi żadnego problemu.
Do tego w zestawie znajduje się też dość stylowy pilot zdalnego sterowania, którym można regulować głośność, źródło dźwięku i inne parametry z wygodnej pozycji na kanapie, czy też pracując w kuchni.
Z lampą, czy bez lampy?
Nie zamierzam rozpoczynać debaty lampa vs cyfra, bo tutaj wszystko rozbija się o zastosowanie i prywatne preferencje. Niemniej jednak z zasady zastosowanie lampy na przedwzmacniaczu czy w sekcji wzmacniacza znacząco poprawia selektywność brzmienia. „Ociepla” je, w sposób, który dość trudno nazwać, ale jak posłuchać dwóch urządzeń, jednego z lampą, drugiego bez, to od razu wiadomo, o co chodzi. Głębia, klarowność i dynamika brzmienia ulegają znaczącemu polepszeniu.
W taki zestaw lamp wyposażony jest inny sprzęt, który miałem okazję przez ostatnich kilka tygodni testować, a mianowicie mini wieża Kruger&Matz KM 1598. I w przeciwieństwie do wielu lampowych rozwiązań Hi-Fi na rynku, nie kosztuje ona majątku, a jedyne 1299 zł.
Co dostajemy za te pieniądze? Znakomicie grającą, uniwersalną miniwieżę o mocy 2 x 75 W RMS, która świetnie się prezentuje w pokoju (rozgrzane lampy, rzucające żółtawo-pomarańczową poświatę to przepiękny widok) i jest równie uniwersalna, co opisana wyżej dwuelementowa młodsza siostra.
O czym trzeba pamiętać, decydując się na rozwiązanie lampowe? Nie wchodząc niepotrzebnie w techniczne szczegóły, trzeba przede wszystkim mieć na względzie to, że aby w pełni wykorzystać dobrodziejstwo wzmacniacza lampowego, musi on grać dość głośno. W przypadku KM 1598 – co sprawdziłem w małym mieszkaniu w bloku – minimalna głośność, przy której naprawdę słychać i czuć różnicę wynikającą z zastosowania lampy, nadal pozostaje w zakresie naszego komfortu odsłuchowego i tolerancji sąsiadów.
Jeśli czegoś mi w niej brakowało, to gniazda słuchawkowego, obecnego w KM1584CD. Oprócz tego lampowa wieża Kruger&Matz jest równie uniwersalna, jak w pełni cyfrowy wariant, a jej brzmieniu – zwłaszcza w tym przedziale cenowym – niewiele można zarzucić. Może nieco zbyt „buczący” bas, jeśli przystawimy kolumny zbyt blisko ściany, ale to dotyczy większości modeli, w których wylot powietrza znajduje się na tylnej ściance.
No i zarówno lampowa jak i nie-lampowa wieża mają jedną, wspólną cechę, którą na pewno widzicie doskonale na zdjęciach - utrzymanie przedniej szybki w czystości, a przynajmniej powstrzymanie drobinek kurzu, jest po prostu niemożliwe.
Dobre audio w małym mieszkaniu? Żaden problem.
Oczywiście obok opisanych wyżej trzech rozwiązań, pozycja obowiązkowa każdego melomana mieszkającego w małym mieszkaniu to… dobre słuchawki. Najlepiej połączone z dobrym wzmacniaczem słuchawkowym lub interfejsem audio. To ostateczne rozwiązanie, które pozwoli cieszyć się wspaniałą jakością brzmienia, nie denerwując przy tym sąsiadów czy pozostałych domowników, choć wiadomo – jest to rozwiązanie do słuchania muzyki solo.
Jeśli jednak nie chcemy mieć non stop na uszach słuchawek, a nadal chcemy cieszyć się dobrą jakością dźwięku, warto przyjrzeć się opisanym wyżej rozwiązaniom. Nie traktujcie je w żadnym razie jako prawdy objawionej i jedynego słusznego rozwiązania audio – bo takie nie istnieje. Każdy musi wybrać najlepsze dla siebie wyjście patrząc na własne potrzeby, możliwości i zasobność portfela.
Sądzę jednak, że wiele osób w ogóle nie bierze wyżej opisanych rozwiązań pod uwagę, a to duży błąd. Bo za stosunkowo niewielkie pieniądze można mieć w małym mieszkaniu sprzęt audio, który nie zajmie dużo miejsca, zaoferuje satysfakcjonującą jakość dźwięku, a przy tym nie będzie swoją głośnością ściągać nam na głowę kłopotów.