Ten głosnik przeczy prawom fizyki. B&O Beoplay A1 - recenzja Spider's Web
Człowiek myśli, że w temacie mobilnych głośników Bluetooth widział i słyszał już wszystko. A potem wchodzi Bang&Olufsen Beoplay A1 i udowadnia, że jeszcze wiele jest w tym segmencie do odkrycia.
To nie będzie długa recenzja. W zasadzie mógłbym ją zamknąć w jednym zdaniu: „jeśli cię na niego stać, kupuj bez wahania”. B&O Beoplay to jednoznacznie najlepszy, mobilny głośnik Bluetooth, z jakim kiedykolwiek miałem przyjemność obcować. A że sprawdziłem większość rozwiązań dostępnych na naszym rynku, tym bardziej kategorycznie trzymam się tej opinii. Nie jest to sprzęt bez wad, bo takowe nie istnieją. Ale w tym przypadku te wady… cóż, nie mają większego znaczenia.
Co sprawia, że Beoplay A1 jest tak dobry?
Zacznijmy może od stylu i jakości wykonania. Czy B&O trafia w czyjś gust swoją stylistyką, to jedna sprawa, ale obiektywnie nie można ich produktom odmówić piękną. To takie Apple świata audio, tworzą produkty, które mają nie tylko ogromną wartość użytkową, ale są też tak dobrze zaprojektowane, żeby prezentować się pięknie niezależnie od sytuacji.
Dokładnie tak jest z Beoplay A1. Jego wygląd jest mega prosty, minimalistyczny wręcz, a jednak dzięki temu głośniczek prezentuje się dobrze gdziekolwiek by go nie postawić. W salonie na stole, na biurku przy komputerze, w kuchni na parapecie, ba, nawet w korytarzu powieszony na haczyku – ten głośnik jest prawdziwą ozdobą każdego wnętrza.
Jest też niebywale dobrze wykonany, co nie powinno w sumie nikogo dziwić, biorąc pod uwagę renomę producenta. Grill, czyli perforowana, górna część obudowy, wykonany jest z przyjemnie chłodnego w dotyku aluminium, zaś podstawka wykonana jest z miękkiego w dotyku polimeru, który sprawia, że głośnik nie ślizga się po ustawieniu go na dowolnej powierzchni.
Przy masie 600 g głośniczek jest też bardzo mobilny; pomaga w tym rzemieniowy uchwyt, za który możemy głośnik przenosić, lub też powiesić go na ścianie. Rozmiar urządzenia jest tak niewielki, że spokojnie mieści się w dłoni, więc bardzo łatwo wrzucić go do torby lub nawet większej kieszeni kurtki, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Jakby tego było mało, B&O Beoplay A1 wytrzyma z dala od gniazdka aż… 24 godziny! Sprawdziłem te deklaracje i naprawdę, producent nie oszukał. Doba grania na zasilaniu z wbudowanego akumulatora nie jest żadnym problemem dla Beoplay A1. Producent też zadbał o to, żeby A1 był „przyszłościoodporny”, wyposażając go w złącze USB typu C do ładowania. Oczywiście stosowny kabel znajdziemy wraz z głośnikiem w pudełku, nie znajdziemy za to ładowarki.
Do jakości wykonania mam tylko jeden zarzut – bardzo trudno jest wcisnąć klawisze u dołu obudowy, bo są one skryte pod tym gumowanym tworzywem. Potrzeba silnego przyciśnięcia, a też nie jest łatwo w nie trafić. Tutaj B&O zalicza drobnego minusa. Dostęp do przycisków włączania, odbierania połączeń i łączności Bluetooth powinien być prostszy, bo sięgamy do nich bardzo często.
Oprócz wspomnianych wyżej klawiszy, u podstawy Beoplay A1 nie znajdziemy zbyt wiele: niewielką diodę sygnalizującą połączenie, wejście na złącze minijack 3,5 mm oraz mikrofon do rozmów konferencyjnych. Muszę powiedzieć, że w B&O uprawiają niezłe czary, bo jakość połączenia przez ten głośniczek to klasa sama w sobie. Tak samo zresztą jak brzmienie urządzenia.
Beoplay A1 przeczy prawom fizyki.
Często zdarza mi się mówić, że „fizyki nie oszukasz”. Dźwięk płynący z małego pudełka zawsze pozostanie dźwiękiem płynącym z małego pudełka, choćby nie wiadomo jakie cuda techniki tam upakować. A jednak! Inżynierom Bang&Olufsen się udało. Stworzyli malusieńki głośniczek, który gra wielokrotnie lepiej od niejednych głośników komputerowych. Aż boję się pomyśleć, jak piękne wrażenie odsłuchowe gwarantują dwa takie urządzenia sparowane w stereo, bo taka możliwość też istnieje. Ale o tym za chwilę.
Beoplay A1 zasilają dwa wzmacniacze klasy D o mocy 30W, co na papierze może nie jest zbyt imponujące, ale przy gwarantowanej mocy szczytowej na poziomie 2x 140 W ten głośniczek naprawdę robi się głośny. Specyfikacja mówi o pokryciu spektrum częstotliwości od 6 do 24 000 Hz i to naprawdę słychać.
Góry śpiewają, basy są selektywne i niebywale głębokie, biorąc pod uwagę gabaryty urządzenia. Średnica jest po prostu miodna i – w przeciwieństwie do większości mobilnych głośników Bluetooth – nie wydaje się „ściśnięta” wewnątrz małego pudełka, wprost przeciwnie.
Trudno tu też mówić o szerokości sceny, bo Beoplay A1 rozprowadza dźwięk równomiernie we wszystkich kierunkach, wypełniając brzmieniem całe pomieszczenie. Nie mamy więc wrażenia, że muzyka dochodzi z jednego, statycznego punktu. Dźwięk nie DOCHODZI do nas. On się rozchodzi WOKÓŁ nas.
Wspominałem, że mając dwa głośniki można je połączyć w stereo. Nie mogłem niestety tego sprawdzić samodzielnie, ale przetestowałem aplikację Beoplay, która umożliwia nie tylko to, ale także pozwala nieco zmienić brzmienie sprzętu poprzez wbudowany equalizer.
To mój drugi zarzut do głośnika B&O – sorry, ale aplikacji na Androida nie da się używać. Z tego co udało mi się dowiedzieć, aplikacja na iOS działa bez zarzutu, ale wersja na Androida to jakaś porażka. Sprawdzałem ją na trzech telefonach i na każdym wysypywała się co najmniej kilka razy dziennie.
Wielokrotnie miała problemy z rozpoznaniem urządzenia, do tego bardzo często pokazywała, że sprzęt nie jest podłączony, chociaż de facto był i odtwarzał muzykę ze smartfona. Mam jednak na względzie, że to bardzo świeży produkt, który pojawił się w Sklepie Play niespełna tydzień temu, więc absolutnie nie powinno być to przyczynkiem do powstrzymania się od zakupu. Kilka aktualizacji i problem z pewnością zniknie.
Trzeci i największy zarzut to cena.
Cóż, sama marka Bang&Olufsen zdradza, że na pewno nie mamy do czynienia ze sprzętem tanim. I tak nie jest. Beoplay A1 na sklepowych półkach znajdziemy za około 1200 zł, co jest naprawdę bardzo wysoką ceną jak na mobilny głośnik Bluetooth. Ale czy wygórowaną? Tutaj wcale nie jestem przekonany. Słyszałem już dobre, mobilne głośniki Bluetooth, w tym takie jak na przykład Bose Soundlink Mini II, który wcale nie kosztuje wiele mniej, nie gra źle, ale jednak nie może się równać z Beoplay pod kątem brzmienia, a już na pewno jest miażdżony jeśli chodzi o czas pracy na akumulatorze.
Patrzę też na docelową grupę klientów B&O i muszę przyznać, że jeśli ktoś szuka bezkompromisowego stylu i brzmienia, to 1200 zł naprawdę nie jest przesadnie wysoką kwotą (biorąc pod uwagę wszystkie zalety tego sprzętu).
Dlatego powtórzę zdanie, w którym, jak mówiłem, mógłbym w sumie zamknąć całą tę recenzję: jeśli cię na niego stać, kupuj bez wahania. To mobilny głośnik bez kompromisów.
Jeśli szukasz czegoś tańszego, to dobrze grających opcji na rynku nie brakuje; wiele z nich testowaliśmy na łamach Spider’s Web. Ale szukając najlepszego z najlepszych nie masz co szukać gdziekolwiek indziej. W tej kategorii palmę pierwszeństwa, przynajmniej na razie, dzierży Beoplay A1.