Autonomiczne Audi uczy się tego, czego do tej pory nie nauczyła się część kierowców
Jedna z największych wad autonomicznych samochodów? Są zbyt doskonałe, zbyt… komputerowe. A to, w połączeniu z niedoskonałością ludzkich kierowców może powodować masę groźnych sytuacji. Audi ma pomysł, jak ten problem rozwiązać.
Z przyszłością pełną autonomicznych samochodów powinniśmy się już pogodzić. Nie ma - wśród marek popularnych - firmy, która nie wiązałaby swojej przyszłości z autami, których nie trzeba samodzielnie prowadzić.
Zanim jednak zrealizowana zostanie wizja przyszłości bez ludzkich kierowców - a to zajmie nie lata, a dekady - czeka nas okres przejściowy. Okres, w których po drogach będą poruszać się zarówno samochody autonomiczne, jak i te, w których za kółkiem siedzą ludzie.
To wcale nie musi być łatwa przyszłość.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że ludzcy kierowcy zachowują się na drodze w określony sposób. Tutaj - teoretycznie wbrew przepisom - ustąpią pierwszeństwa, tutaj zostawią trochę więcej wolnego miejsca na pasie, tutaj trochę zwolnią, kiedy indziej przyspieszą, a przed wykonaniem manewru będą się do niego wyraźnie przymierzać.
Komputer jednak niekoniecznie się tak zachowa. On doskonale, z wyprzedzeniem, wie, czy zmieści się w tej luce pomiędzy samochodami. Wie, że nie musi przyspieszać, bo utrzymując taką prędkość efektywniej dotrze np. do kolejnego punktu zatrzymania. Wie, że ma jechać po środku pasa ruchu i nic więcej go w tej kwestii nie obchodzi. Jest drogowym… egoistą, nawet jeśli doskonałym.
To więc, co według komputera samochodowego może być bezpiecznym manewrem, dla pozostałych uczestników ruchu może być sporym zaskoczeniem.
Autonomiczny samochód Audi będzie o wiele bardziej ludzki.
Właściwie to już jest. Testowy, specjalnie przygotowany egzemplarz modelu A7, w ramach najnowszej aktualizacji nauczył się, jak jeździć bardziej… tak, po ludzku.
Co rozumie przez to niemiecka marka? M.in. chociażby to, że samochód nie wykonuje gwałtownie manewru zmiany pasa ruchu, kiedy uzna, że jest dla niego miejsce. Z wyprzedzeniem włącza kierunkowskaz, po czym zbliża się do krawędzi swojego pasa i dopiero wtedy wykonuje całą operację. Zupełnie tak jak człowiek. No, większość.
Nowa wersja systemu dodatkowo zadba też i o nasze bezpieczeństwo. Chociażby zachowując większą odległość od wyprzedzanych ciężarówek.
Cyfrowy szofer prawdopodobnie może też zachowywać się na drodze różnie, w zależności od tego, jaki będzie aktywny profil jazdy. Może i radość z bycia wożonym jest niewielka, ale zawsze to kolejny element, na który będziemy mieli wpływ… nie mając bezpośredniego wpływu na samochód.
Dlaczego to takie ważne?
Przecież częściowo autonomiczne samochody są już na drogach, a niedługo będzie ich dużo więcej i będą też dużo więcej potrafiły. Dlaczego mamy je uczłowieczać, skoro mają one na celu jedną rzecz - usunięcie z dróg ludzkich błędów i słabości?
Tyle tylko, że takich pojazdów jest na razie po prostu bardzo, bardzo niewiele w zestawieniu z klasycznymi samochodami. Większość popularnych obecnie systemów wyręczania kierowcy (np. adaptacyjny tempomat, utrzymanie pasa ruchu, etc.) i tak wymagają od nas zachowania przynajmniej częściowej kontroli nad samochodem. A ten, w rezultacie, nadal pozostaje ludzki.
Kiedy jednak będziemy w stanie całkowicie oddać kontrolę nad autem komputerowi, część jego perfekcyjnych w teorii zachowań może w praktyce okazać się zaskakująca albo nawet niebezpieczna.
Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, żeby sterowane komputerowo Audi z laserową precyzją bawiło się na zakorkowanych drogach w Tetrisa. A mimo to… lepiej, żeby tego nie robiło.
PS Przy okazji w testach samochodów będzie mogła pojawić się nowa rubryka: kultura jazdy.