Trzy miesiące Netfliksa w Polsce, czyli długa lista wad, błędów i głupich problemów
Po tym jak Netflix wszedł do Polski miliony użytkowników straciły koronny argument przemawiający za obecnością The Pirate Bay w ich przeglądarkach. Na szczęście szybko pojawiła się nowa wymówka - przecież ten serwis jest zupełnie nieprzystosowany do polskiego rynku! Sprawdzam, jak Netflix po polsku radzi sobie kwartał po otwarciu usługi dla rodaków.
Przyznam szczerze... że też byłem bardzo rozczarowany debiutem polskiego Netfliksa. Doskwierał mi nie tylko kompletny brak polonizacji (z tym jeszcze mógłbym żyć, ale Netflixem chciałem zarazić też rodziców, ciocie, wujków, sąsiadów i przypadkowego przechodnia; babci emocji zdecydowałem się oszczędzić, ona niestety ma swoje własne słuchowiska "House of Cards" w Radiu Maryja), ale przede wszystkim uboga w stosunku do oryginalnej wersji ramówka. Ze względów licencyjnych w Netflix nie było nawet ich koronnej produkcji z Frankiem Underwoodem na czele!
Netflix po polsku
Mijały tygodnie, ramówka zaczęła się powiększać, a do niektórych produkcji przybywały polskie napisy, a nawet lektor. Przy okazji premiery czwartego sezonu HoC dałem usłudze drugą szansę i wygląda, że poziom podniósł się na tyle, że na chwilę obecną nie rozważam anulowania subskrypcji.
Netflix zainteresował mnie od tego czasu drugim sezonem "Daredevila" (niestety, jak dla mnie ostatnim, to były zmarnowane godziny), bardzo fajnym "How to get away with a murder" czy wreszcie "Fuller House" - również udaną w mojej ocenie kontynuacją "Pełnej chaty" z perspektywy zupełnie nowego ćwierćwiecza. Katalog każdego dnia rośnie i się wzmacnia, więc ta przygoda będzie w moim przypadku trwała, natomiast zaskoczyła mnie jedna sprawa.
Polonizacja serwisu. Ta, choć się rozwija liczbowo, to momentami nadal sprawia wrażenie wykonywanej dość mocno po macoszemu. Zaskakuje to zwłaszcza w kontekście autorskich produkcji usługi, które - wydawałoby się - powinny być dopieszczone. I tak oto na przykład lektor w Narcos w ogóle nie tłumaczy dialogów... w języku hiszpańskim, których w tej znakomitej produkcji nie brakuje. Polskie napisy tłumaczenie wprawdzie uwzględniają, ale za to - jak to w Netfliksie - na niektórych urządzeniach nie występują.
Nie o taką Polskę walczyłem
Tak, obecność polskiej wersji językowej uzależniona od urządzenia też jest dla mnie zaskakująca. Czemu na przykład Netflix znajduje napisy do produkcji na komputerze, na telefonie w ogóle nie ma polonizacji, zaś telewizor oferuje wyłącznie lektora? Przyznam szczerze, że kwartał to globalnej premierze usługi liczyłem na wyeliminowanie tak absurdalnych niuansów. Generalnie uwielbiam sposób w jaki Netflix działa na moim smartfonie i komputerze, ale aplikacja dla telewizora Sony woła o pomstę do nieba, m.in. pod względem stabilności.
Tym, co mnie jednak czasami zaskakuje najbardziej i było impulsem do napisania niniejszego artykułu, jest swego rodzaju niechlujstwo. Zdarza się bowiem, że polskie napisy dość znacząco odbiegają od tego, co mówią autorzy. Tłumaczenia są albo wierne, albo piękne, ale drugi sezon "House of Cards", w którym przez niemal cały czas Indianie są nazywani Hindusami to chyba najbardziej dobitny przykład tego, że ten proces tworzenia Netflix po polsku jest robiony troszkę na wariackich papierach i wcale nie jest to akt twórczy profesjonalny niczym szwajcarski zegarek.
Jeszcze innym razem Netflix zaczął wytracać napisy do produkcji takich jak na przykład "Better Call Saul". Obiecano jednak sprawę w miarę szybko załatwić, sprawdziłem - wszystko jest już na swoim miejscu.
O ile jeszcze jestem w stanie przymknąć oko na zabawne błędy w tłumaczeniach (chyba zacznę je nazywać "hinduizmami") tak naprawdę przydałoby się na usługę wywierać trochę medialnej presji w związku z nieobecnością istniejących przecież napisów na wybranych urządzeniach. Netflix debiutował w atmosferze rozczarowania i bardzo mu to pomogło, nawet w Polsce robi się już z niego kawałek porządnej usługi. Mam zatem nadzieję, że kolejne błędy zostaną wreszcie wyeliminowane.