A może by tak używana hybryda?
Może już czas przestać przy zakupie używanego auta z silnikiem diesla obawiać się o to, ile jeszcze wytrzyma dwumas, turbina czy DPF i poszukać oszczędności tam, gdzie faktycznie są?
Zakup używanego samochodu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, jest sporym wyzwaniem. Pomijając już auta niezdatne do jazdy, jedynie przygotowane do sprzedaży tak, żeby ładnie się prezentowały, potencjalnych pułapek jest i tak mnóstwo.
Większość z nich to jednak przeważnie nie zła wola sprzedawców, którzy celowo sprzedają samochody z uszkodzonymi podzespołami, a po prostu zwykłe części eksploatacyjne. Dwumasowe koło zamachowe, turbosprężaki czy DPF po prostu zużywają się z biegiem czasu. Raz szybciej, raz wolniej, ale w końcu i tak czeka nas ich wymiana.
A ta do tanich na pewno nie będzie należeć. Nie ma powodu przywoływać po raz kolejny cen tych podzespołów. Każdy, kto kiedykolwiek musiał je wymieniać lub regenerować wie, że są to koszty idące nierzadko w tysiące złotych. I nieważne, czy kupimy używany samochód w idealnym stanie, czy wyeksploatowany egzemplarz.
W końcu będzie trzeba to wszystko wymienić, a kiedy już wymienimy na nowe… czekać, aż przyjdzie nam to wymienić znowu. Gwarancje na nie oczywiście są, ale często na rok, może dwa.
Może więc sięgnąć po samochody, które tych elementów po prostu nie mają?
Hybryda to już nie fanaberia
Daleko już możemy zostawić za sobą czasy, kiedy hybrydy uważało się za nieproporcjonalnie drogie pojazdy wyłącznie dla „ekoświrów”, a ich użytkowanie pełne było kompromisów i wyrzeczeń.
Od dłuższego czasu pod większością względów to dokładnie takie same pojazdy, jak ich wyłącznie spalinowe odpowiedniki. Także pod względem ceny.
Tak, można już dziś szukać hybrydy na każdą kieszeń.
Może nie absolutnie na każdą, ale wybór - w tym i wśród samochodów używanych - jest naprawdę spory. Od względnie tanich aut miejskich, aż po ogromne limuzyny i SUV-y kosztujące tyle, że u mniej odpornych zerknięcie na cenę spowoduje co najmniej łzawienie.
Dla wielu poszukujących „nowego” samochodu z rynku wtórnego liczą się dwie rzeczy - koszt zakupu (najlepiej jak najniższy) i koszty eksploatacji (w to wlicza się także spalanie).
Często wybór pada więc na pojazdy z silnikami diesla, obiecujące niskie spalanie, ale za to odstraszające kosztami części eksploatacyjnych, o czym sporo użytkowników zdaje się więc zapomnieć.
A skoro już stwierdziliśmy, że w takim przypadku dużo lepiej sprawdzi się mniej zawodna hybryda (i to z opcjonalną gwarancją na hybrydowy układ napędowy do 10 lat w przypadku Toyoty), sprawdźmy, co takiego oferuje nam polski rynek używanych
Szukamy, szukamy, szukamy…
Za miejsce poszukiwań obraliśmy sobie jeden z najpopularniejszych serwisów z ogłoszeniami motoryzacyjnymi w Polsce - Otomoto. W sumie, według danych ze strony, w tym momencie wystawionych jest na nim 178 997 ogłoszeń, z czego 167 843 dotyczy samochodów używanych, czyli tych, które nas interesują.
Z tego zbioru jednak musimy odfiltrować same hybrydy. Zaznaczamy odpowiednie opcje i zostaje nam… 586 używanych pojazdów hybrydowych, przy czym w tym zestawieniu uwzględnione są wszystkie typy hybryd. Dokładna liczba ogłoszeń dotyczących faktycznie hybryd może być odrobinę mniejsza - czasem po kliknięciu w ogłoszenie z hybrydą okazuje się, że dotyczy ono… 3-litrowego diesla. Ot, taki zabieg marketingowy.
Spośród jakich marek możemy wybierać? Prym wiedzie oczywiście Toyota (242 egzemplarze) i Lexus (166). Pozostaje więc bardzo niewielki kawałek tortu do podziału, z którego większość zabiera Honda (57 egzemplarzy) i Peugeot (41). Resztkami dzieli się Ford (16), BMW (13), Porsche (11), Audi (11), Citroen (9), Infiniti (5), Chevrolet (4) i Mitsubishi (3) oraz Mercedes (3). Swoich graczy, choć pojedynczych, ma także Land Rover, Subaru i Volkswagen.
Powyższe zestawienie uwzględnia jednak zarówno auta krajowe, jak i sprowadzane. Wybierzmy tylko krajowe i… tutaj nie ma praktycznie żadnej konkurencji. Spośród 191 samochodów, 101 wyprodukowała Toyota, a 77 wyprodukował Lexus. Żaden z pozostałych graczy nie ma więcej niż 9 sztuk swoich używanych reprezentantów.
Podobnie jest w sytuacji, kiedy chcemy kupić używanego „pewniaka” z salonu. Takich aut jest 113, z czego 65 od Toyoty i 48 od Lexusa. Łatwo policzyć, że dla reszty nie zostaje zbyt dużo miejsca.
Co i za ile można kupić?
Odznaczamy wszystkie filtry poza „Hybryda” i sprawdzamy po kolei, co mamy do wyboru i w jakiej cenie. Kryterium kolejności - popularność producenta w tym segmencie.
Toyota
Nietrudno się domyślić, że to właśnie tutaj będziemy mieć największy wybór - od malutkich aut miejskich, po auta nadające się na naprawdę długie podróże.
Co dla tych, którzy dysponujących kwotą do 30 tys. zł? Tu wybór jest prosty - Toyota Prius II generacji. Za około 27 tys. można już kupić samochód pochodzący z pewnego źródła, sprzedawany przez dealera Toyoty. Przebieg wprawdzie ponad 200 tys. km, ale dla Priusa to żaden wyczyn - pojeździ jeszcze długo bez poważniejszych inwestycji poza standardową obsługą serwisową.
Jeżeli mamy odłożone trochę więcej gotówki (pomiędzy 30 a 36 tys.) możemy powoli zacząć się rozglądać za nieco bardziej „zwykłym” autem - Toyotą Auris pierwszej generacji, albo nieśmiało zacząć zerkać w kierunku trzeciego Priusa.
W okolicach 40 tys. prawdopodobieństwo trafienia Priusa trzeciej generacji rośnie, ale pojawia się też i kolejny ciekawy model - hybrydowy Yaris. Takie auta, jak to auta miejskie, przeważnie mają bardzo niewielkie przebiegi (po kilkadziesiąt tys. km). Za 45 tys. „wyrwiemy” już trzyletniego Yarisa prosto od dealera.
W podobnych cenach nie brakuje też aut większych, dla osób, które częściej niż po mieście, jeżdżą po trasach. Przykładowo za 46,5 tys. kupimy od dealera Toyotę Camry z rocznika 2007, ale za to z przebiegiem zaledwie 141 tys. km.
Za około 50 tys. możemy już bez żadnych problemów polować na Priusa III od dealera, z bogatym wyposażeniem, dodatkową gwarancją i przebiegiem poniżej 50 tys. km. Pojawiają się też takie ciekawostki, jak hybrydowa Toyota… Highlander (rocznik 2007).
55–60 tys. zł to natomiast dobra kwota na kupienie najlepiej sprzedającej się na naszym rynku hybrydy - Toyoty Auris II (mniej więcej trzyletniej), przy czym do wersji kombi będzie trzeba jeszcze trochę dopłacić.
Powyżej tych kwot wchodzimy już właściwie w segment rynku zarezerwowany dla mniejszych aut podemonstracyjnych lub większych, prawie nowych (z bardzo symbolicznym przebiegiem).
Wśród najdroższych ogłoszeń listę zamyka… Highlander z 2014 roku, z przebiegiem 20 tys. km, kosztujący aż 229 tys. zł. Z propozycji bardziej zdroworozsądkowych najdroższy jest Prius Plus z 2015 roku, z przebiegiem poniżej 30 tys. km. Cena - 127 tys. zł.
Jak więc widać, od 30 tys. do prawie 230 tys. każdy znajdzie coś dla siebie, nawet nie szukając specjalnie długo. Choć, jak zawsze, warto dokładnie upewnić się co kupujemy, zanim ostatecznie podpiszemy papiery.
Lexus
U Lexusa, jak łatwo się domyślić, tanio nie będzie. Egzemplarzom wycenianym poniżej 40 tys. przeważnie sporo brakuje do kompletu albo mają kierownicę nie po tej stronie, co trzeba (choć można i tak).
Decydując się na pewny zakup od dealera, najtańsze propozycje zaczynają się w okolicach 63 tys. zł, ale w tej cenie znajdziemy tylko dwa egzemplarze - GS 450h lub CT 200h. Pierwszy z nich pochodzi z 2006 roku, natomiast drugi - z 2011.
Mając pomiędzy 80 tys. a 100 tys. zł do wydania można jednak trochę bardziej zaszaleć. Z salonu po zapłaceniu takiej kwoty wyjedziemy już nie tylko prawie nowym (1–2 lata) CT 200h, ale nawet gigantycznym RX-em (450 h, rocznik 2009).
Fani bardziej zadziornych sedanów będą musieli jednak trochę dołożyć. Najtańszy dealerski IS (300h, rocznik 2015, przebieg 8 tys. km) kosztuje niecałe 140 tys. zł.
Za 25 tys. zł więcej można już natomiast kupić pochodzącego z 2008 roku Lexusa LS, czyli najbardziej luksusowego sedana w ofercie tego producenta.
Czy jest coś jeszcze dalej? Oczywiście, choć mówimy tu już o autach prawie nowych. NX 300 h (2015 rok, 5 tys. km) kupiumy za 180 tys. zł.
Wyliczanka kończy się na 299 tys. zł, na hybrydowym Lexusie RX 450h nowej generacji, ale tylko pod warunkiem, że trzymamy się ofert dealerskich. Bez problemu znajdziemy bowiem na rynku chociażby hybrydowego Lexusa LS 600h w wersji przedłużonej. Wystarczy zapłacić za niego niecałe pół miliona złotych (zostaje nam w kieszeni jeszcze złotówka).
Wspólnymi siłami Toyota z Lexusem pokryły więc dość szczelnie rynek używanych hybryd od około 30 tys. zł do… 300 tys. zł (albo i do 500 tys. zł). Oj, zdecydowanie jest w czym wybierać, a ceny - nawet w zestawieniu z samochodami z konwencjonalnym napędem - wcale nie zwalają z nóg.
Honda
Sporo samochodów na rynku wtórnym ma też Honda, ale tutaj z kolei ogłoszeń od dealerów jest… całe jedno.
Poza tym najczęściej w ogłoszeniach przewijają się trzy modele - CR-Z, Insight (oba wycofane z Europy ze względu na słabą sprzedaż) oraz Jazz. W pojedynczych sztukach pojawia się także Accord czy Civic, jednak wyboru nie ma tu prawie żadnego.
Ile kosztują hybrydowe Hondy? Za Insighta z polskiego salonu, z rocznika 2009, trzeba zapłacić około 31 tys. Mniej więcej tyle samo zapłacimy za CR-Z.
Hybrydowy Jazz jest natomiast jednym z droższych samochodów Hondy w tym zestawieniu i kosztować nas będzie… około 40 tys, zł.
Peugeot
Peugeot wysokie miejsce w tej klasyfikacji zawdzięcza przede wszystkim jednemu modelowi - 508 w wersji standardowej i uterenowionej.
Niestety, wśród ofert nie znajdziemy ani jednej od autoryzowanego dealera. Więc musimy zadowolić się ofertami komisów i prywatnych sprzedawców.
Jakie kwoty co najmniej musimy przygotować na jednego z hybrydowych Peugeot? Za standardowego 508 (2012 rocznik) przyjdzie nam zapłacić około 50 tys. zł wzwyż. Za 5–7 tys. więcej możemy szukać już bardzo ciepło przyjętego przez rynek 3008, natomiast jeśli bardzo zależy nam na 508 RHX, musimy przygotować co najmniej 86 tys. zł.
Ford
Piąty w zestawieniu jest Ford, choć niestety jego oferta z Otomoto nie jest zbyt rozbudowana (bo i jak może być przy 16 ogłoszeniach).
Sporą część propozycji stanowi najnowszy Ford Mondeo w wersji prawie nowej lub wręcz podemonstracyjnej, ale ceny takich egzemplarzy zaczynają się w okolicach 100 tys. zł. Nieco taniej można kupić hybrydowego Fusiona, czyli Mondeo w wersji amerykańskiej i właśnie ze Stanów Zjednoczonych sprowadzonego.
Poza tym w zestawieniu wyróżnia się już właściwie tylko C-Max, którego w wersji hybrydowej można kupić od 49 tys. (2013 rok) do 69 tys. (2014 rok).
BMW
13 egzemplarzy w ofercie to niezbyt wiele, ale BMW ma się czym popisać. W zestawieniu sporo jest tego, czego brakowało poprzednim graczom na tej liście, czyli hybrydowego supersamochodu.
W przypadku BMW tę rolę pełni i8, który jednak będzie kosztował nas co najmniej… 340 tys. zł.
Drugi z przedstawicieli hybrydowych BMW z serii i to model i3 z benzynowym range extenderem. Cena? 165 tys. zł.
Reszta to pojedyncze modele 7-ki ActiveHybrid, X6, X5 czy nawet serii 3.
Audi
Skromna reprezentacja Audi jest natomiast całkiem imponująca, bo składa się prawie wyłącznie z hybrydowej wersji Audi A8.
Niestety za taką przyjemność przyjdzie nam zapłacić co najmniej 170 tys. zł.
Porsche
Hybrydowe Porsche? Oczywiście. Do wyboru oprócz wspomaganych prądem modeli Panamera (od niecałych 300 tys. zł), Cayenne (460 tys. zł) mamy nawet jeden egzemplarz 918 Spyder.
Cena? 6 mln zł. Ale już nieaktualne, zamówiłem sobie, sorry.
Citroen
U Citroena wybór jest raczej niewielki. Hybrydowa na rynku wtórnym jest bowiem tylko jedna - to DS5, w cenie od 66 tys. zł. (jeśli nie boicie się kupować w Gnieźnie) do 90 tys. zł (od pierwszego właściciela).
Infiniti
Infinity ma natomiast całe 5 ofert używanych hybryd, z czego jedna dotyczy uszkodzonego Q50, dwie inne dotyczą tak naprawdę tego samego samochodu (M 35 za 125 tys.)
W salonie marki możemy kupić tylko model Q50 w „najwyższej wersji wyposażenia” za 200 tys. zł. Przebieg 12 tys. km, rocznik 2014.
Chevrolet
Cztery ogłoszenia z Chevroletami dotyczą tak naprawdę trzech aut. Zresztą wszystkie to i tak modele Volt. Ceny - od 65 tys. do 85 tys.
Pozostali producenci praktycznie nie istnieją. Mitsubishi na rynku używanych aut hybrydowych ma pojedyncze egzemplarze Outlandera PHEV, Subaru XV w wystawionej wersji trafiło do Polski chyba przez przypadek, a jeden egzemplarz hybrydowego Range Rovera raczej wiosny nie czyni.
Co nam to wszystko mówi?
Przede wszystkim to, że dla chcącego kupić hybrydę, nawet niekoniecznie nową z salonu, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przebierać w ofertach.
Tak, w porównaniu do modeli wyposażonych w konwencjonalny napęd, liczba ogłoszeń jest wręcz śmiesznie mała, ale to nie znaczy, że nie znajdziemy tu nic ciekawego. Małe auto do poruszania się po mieście? Jest. Kompakty? Są. Kompakty w wersji kombi? Oczywiście. Małe sedany z segmentu premium? Tak. Średnie sedany segmentu D? Owszem. Luksusowe, przedłużane limuzyny? Proszę bardzo. Małe SUV-y, średnie SUV-y, wielkie SUV-y? Jasne.
Nie można jednak udawać, że wybór jest równie łatwy, jak przy „klasycznych” silnikach. Nie jest i jeszcze przez jakiś czas nie będzie, głównie ze względu na to, że nie wszyscy producenci odpowiednio wcześnie zdali sobie sprawę z tego, że to napęd hybrydowy jest najlepszym pod wieloma względami rozwiązaniem. Zamiast tego inwestowali w diesle i teraz… mają problemy.
Gdyby jednak zestawić liczbę wprowadzonych względnie niedawno do oferty samochodów hybrydowych, dysproporcja mogłaby już nie być aż tak wielka. Cóż jednak, skoro na rynek wtórny modele producentów, którzy dopiero teraz nadganiają w tej kwestii czołówkę, trafią najwcześniej za kilka lat…