Bezprzewodowe sportowe słuchawki za śmieszne pieniądze. Kruger&Matz M5 - recenzja Spider's Web
Stworzenie dobrych słuchawek w przystępnej cenie nie należy do najłatwiejszych zadań. Jeszcze trudniej jest, jeśli słuchawki te mają być bezprzewodowe, a wyzwanie staje się jeszcze bardziej wymagające, kiedy mają to być słuchawki przeznaczone dla sportowców. Kruger&Matz postanowił jednak podjąć to wyzwanie. Jak mu wyszło?
Ze znalezieniem porządnych, kablowych słuchawek - oczywiście nie na poziomie audiofilskim, ale znośnym - nie powinno nikomu nastręczyć większego problemu. Przy słuchawkach Bluetooth rośnie nie tylko poziom trudności, ale i kwota, jaką musimy wydać. Słuchawki dla osób aktywnych to z kolei jeszcze inna bajka - muszą nie tylko dobrze grać, ale idealnie trzymać się np. podczas biegu czy jazdy na rowerze, muszą być odporne na warunki zewnętrzne, umiejętnie odcinać nas od przeważnie głośnego otoczenia, a do tego być po prostu wygodne. Że o długim czasie na jednym ładowaniu nawet nie wspomnę.
Jest tego więc całkiem sporo, a kwota, którą życzy sobie Kruger&Matz za swój model M5 wcale nie należy do wygórowanych. 200 zł w tym segmencie to raczej „drobne”, niż pokaźny wydatek. Czy jednak jest to wydatek rozsądny?
Specyfikacja
- Rodzaj: dokanałowe
- Łączność: bezprzewodowe
- Mikrofon: tak
- Materiał: plastik
- Pasmo przenoszenia: 20-20 000 Hz
- Impedancja: 16 Ohm
- SPL: 91 +/- 3 dB
- Bluetooth: 4.0
- Standardy: A2DP 1.2/AVRCP1.4/HSP1.2/HFP1.6/CVC6.0
- APTX: tak
- Obsługa kodeków: SBC, AAC
- Aktywna redukcja szumów: Tak
- Czas działania: do 8 godzin
- Wodoodporność: IPX4
Sugerowana cena w momencie testów - 199 zł. Jedyną wersją kolorystyczną jest wersja czarna.
Co w pudełku?
Rozsądny, łatwy do przewidzenia zestaw dodatków poza słuchawkami i papierologią, czyli 3 komplety różniących się rozmiarem nakładek i prawdopodobnie najkrótszy na świecie kabel microUSB do ładowania.
Jedyne, co w tym miejscu zwraca na siebie uwagę, to… jakość wykonania samego opakowania. Elegancki, sztywny karton, zamykany magnetycznie - robi wrażenie. Choć przyznam, że wolałbym tandetne opakowanie, do którego dodany byłby jakiś pojemniczek do transportu słuchawek w podróży - w obecnej formie albo trzeba coś dokupić, albo przewozić je luzem, albo w całkiem sporym opakowaniu.
Budowa i jakość wykonania
Jeśli ktoś zasugeruje, że słuchawki Kruger&Matz M5 nie porywają swoim wyglądem, to cóż, zgodzę się z nim bez dwóch zdań. Smutnawe, czarne tworzywo sztuczne urozmaicone jest tutaj wyłącznie przez wstawki z szaro-przezroczystej gumy. Może i w założeniu miało to nadać zestawowi elegancji, ale jak dla mnie słuchawki sportowe mogą pozwolić sobie na trochę ekstrawagancji. Niestety, innych wersji kolorystycznych brak.
Jeśli ktoś natomiast powie, że słuchawki M5 wyglądają na kiepsko wykonane, to zdecydowanie zaprzeczę. Nie jest to absolutnie najwyższa półka (co i sugeruje już na starcie cena), ale wszystkie elementy wydają się być wykonane poprawnie i bez większych problemów M5-tki radzą sobie chociażby z wielokrotnym, przypadkowym upuszczaniem na kafle (tak wyszło).
Obydwie słuchawki spięte są płaskim, nieplączącym się kablem, o bardzo dużym zakresie regulacji. Choć, z drugiej strony, sposób „przechowywania” nadmiarowego, złożonego kabla jest umiarkowanie estetyczny. Nie jestem też pewien, czy ta regulacja jest w ogóle do czegoś potrzebna - moje poprzednie słuchawki nie miały jej i… nigdy mi tego nie brakowało.
Ostatnim elementem M5 jest pilot sterowania (z wejściem microUSB do ładowania i mikrofonem do rozmów telefonicznych), zamocowany oczywiście na kablu łączącym słuchawki. Taka decyzja, o usunięciu elementów sterujących z obudowy słuchawek, ma swoje wady i zalety. Z jednej strony to, co musimy nosić w uchu jest lżejsze i mniejsze. Z drugiej natomiast, „pilot” potrafi w trakcie biegania - przez wzgląd na swoje rozmiary i masę - podskakiwać i czasem, choć rzadko, odrobinę przeszkadzać. Dodatkowo, jeśli chcemy np. zmienić głośność w trakcie biegania, musimy go znaleźć i złapać - w przypadku przycisków na obudowie słuchawek takich problemów nie ma.
Po kilku dniach biegania z M5 większość tych problemów przestałem jednak w ogóle zauważać.
Wygoda użytkowania
Warto przy tym dodatkowo zwrócić uwagę nie tylko na fakt z czego i jak wyprodukowane są słuchawki, ale też jak „montuje” się je do ucha.
Nie tylko bowiem wciskamy je, tak jak zwykłe dokanałówki, ale też - dzięki specjalnym „pałąkom” są one dodatkowo podtrzymywane wewnątrz ucha. Czy to się sprawdza i jest wygodne?
W obydwu przypadkach odpowiedź jest twierdząca, chociaż konieczne było małe żonglowanie nakładkami i dobranie takich, które najbardziej odpowiadały kształtowi moich uszu. Potem nie było już żadnych problemów - czy to z ewentualnym uwieraniem, czy wypadaniem tych dokanałowych słuchawek. I to zarówno w trakcie słuchania w trybie bardziej stacjonarnym, jak i w trakcie mniej czy bardziej intensywnego biegania.
Z przydługawym kablem i pilotem również nie było większych awarii. Przy kablu zarzuconym na kark cały zestaw był raczej stabilny i nie podskakiwał co chwila, chłoszcząc nas po plecach. Sama lokalizacja pilota też nie pozostawiała zbyt wiele do życzenia, a jego obsługa - dzięki sporym i wyróżniającym się przyciskom - była całkiem wygodna.
Trochę gorzej było, gdy próbowałem biegać z kablem „z przodu”. W formie „złożonej” potrafił bardzo mocno podskakiwać i nawet przeszkadzać w bieganiu. Dopiero rzut oka na obrazek wewnątrz pudełka ujawnił, że jeśli chcemy trzymać kabel pod brodą, to powinien on być całkowicie rozwinięty. Choć i tak w moim przypadku dużo wygodniej biegało się z tymi słuchawkami z kablem na karku i tak też korzystałem z nich na co dzień.
Jakość dźwięku
Już od samego początku - jak na swoją cenę - M5-tki robią dobre wrażenie. Po odpowiednim dobraniu „gumek” słuchawki bardzo dobrze leżą w uszach, wytłumiając większość hałasów otoczenia.
Po włączeniu jest jeszcze lepiej. Maksymalny poziom głośności, w parze z dobrą izolacją od czynników zewnętrznych sprawia, że nawet biegając w najbardziej hałaśliwej części miasta, nie będziemy mieć problemów z cieszeniem się dźwiękiem. Nie jest to może całkowita separacja od rzeczywistości (tym bardziej, że są np. odrobinę cichsze od moich Denonów AH-W150), ale w moim przypadku wystarczyło, żeby zagłuszyć pisk i skrzypienie domowej bieżni. A to naprawdę głośny hałas, którego źródło znajduje się dodatkowo tuż obok mnie. W mieście, gdzie wszystkie samochody, roboty drogowe i ogólny hałas jest nieco dalej od nas, wrażenia są jeszcze lepsze.
Słuchawki łączą się ze smartfonem oczywiście za pośrednictwem Bluetootha, przy czym warto zwrócić uwagę na jedną kwestię. Nie jest to całkowicie zwykły BT, a BT z obsługą aptX, a więc technologii, która znacząco wpływa na jakość dostarczanego do nas bezprzewodowo dźwięku.
I nie, dzięki obecności aptX słuchawki M5 nie staja się nagle produktem dla audiofila. Grają bez wątpienia głośno, względnie czysto i charakteryzują się raczej uniwersalnym brzmieniem - dobrym do większości typów muzyki, ale nie doskonałym raczej dla któregokolwiek z nich. Nie ma tu mowy o tych wszystkich „niesamowicie zarysowanych scenach” czy podobnych - M5-tki po prostu solidnie grają. I grają tak, jak można byłoby oczekiwać podczas biegania.
Wszystkie gatunki muzyki, których najczęściej słucha się podczas np. biegania, brzmią w M5-tkach po prostu dobrze. Ani nadmiar basów, ani wysokich dźwięków nie powoduje, że chcemy jak najszybciej zdjąć słuchawki czy zmniejszyć poziom głośności. Jednocześnie nie ma też sytuacji, kiedy np. bas znika do tego stopnia, że utwór dobrany specjalnie pod to, żeby utrzymać wysoką kadencję, nie jest nas w stanie w niej utrzymać.
Napiszę wprost, że o ile porównując słuchawki, których mogę posłuchać w domowym zaciszu, siedząc na kanapie, jestem w stanie usłyszeć przynajmniej minimalną różnicę w jakości dźwięku, to w trakcie biegania czy jazdy na rowerze ta kwestia schodzi na dużo dalszy plan. I dopóki poziom jest przynajmniej poprawny, dopóty… po prostu cieszę się aktywnością. Tak zresztą zapewne do tematu podchodzi większość użytkowników.
Dużo bardziej przeszkadzałoby mi, gdyby słuchawki były zbyt ciężkie, niewygodne albo wypadały z uszu. Tutaj nic takiego się nie dzieje.
Na prawdziwe rozkoszowanie się muzyką przychodzi czas albo w domu, albo… w innym przedziale cenowym.
„Uniwersalność dźwiękową” M5-tki potwierdzają też przy prowadzeniu rozmów. Jakość w tym przypadku, tak samo jak przy słuchaniu muzyki, jest całkowicie satysfakcjonująca, a mikrofon właściwie wychwytuje nasz głos.
Oprócz tego, słuchawki K&M są w stanie sparować się z dwoma urządzeniami Bluetooth jednocześnie, co wbrew pozorom potrafi się przydać.
Odporność
Odporność na upadki przetestowana, pozostaje więc kwestia odporności na wodę. Producent deklaruje, że M5 spełniają normę odporności IPX4, a więc nie będziemy musieli wyrzucać ich do kosza po przypadkowym zachlapaniu, zalaniu wodą czy np. po ulewie, która złapie nas w trakcie aktywności.
Pomaga w tym fakt, że M5-tki nie mają żadnego odsłoniętego złącza. Jedyne obecne w urządzeniu, zasilania, jest szczelnie zasłonięte przez gumową klapkę. Efekt? Naprawdę dobry.
Wprawdzie podczas biegania ani razu nie złapał mnie w trakcie testów deszcz, ale udało mi się odporność na zalania przetestować w nieco inny sposób. Żeby nie wchodzić w szczegóły, napiszę tylko, że moja domowa mini-siłownia z bieżnią jest bardzo słabo klimatyzowana, przez co mogę potwierdzić, że słuchawki M5 wytrzymają nawet więcej, niż deklaruje producent.
Warto przy tym jednak pamiętać, żeby nie wpaść na pomysł zabrania tych słuchawek na basen. Tego mogą już po prostu nie wytrzymać.
Akumulator
Zgodnie ze specyfikacją, słuchawki M5 są w stanie wytrzymać do 7-8 godzin transmisji dźwięku na pojedynczym ładowaniu.
W moim przypadku, wynik ten (może ze względu na stosowanie niemal cały czas maksymalnej głośności) był trochę niższy i oscylował raczej w okolicach 6 godzin, co może nie jest wynikiem rewelacyjnym, ale dla mnie całkowicie wystarczającym. W moim normalnym cyklu użytkowania, po każdym biegu słuchawki i tak lądują na ładowarce - ot tak, na wszelki wypadek.
Podsumowanie
Biorąc pod uwagę cenę i możliwości słuchawek Kruger&Matz M5, trudno… oczekiwać czegoś więcej.
Spełnione są przede wszystkim podstawowe wymagania, jakie można postawić przed produktem skierowanym głównie do osób aktywnych. Są wygodne, lekkie, zakres regulacji jest spory, pewnie trzymają się ucha, akumulator bez problemu wystarczy nam na pokonanie maratonu, wbudowany mikrofon sprawdza się „w praniu”, a do tego nie kosztują fortuny.
Poza tym… po prostu grają dobrze. Nie wybitnie, nie doskonale, ale dobrze. Na tyle dobrze, że niespecjalnie tęsknię za moimi wyraźnie droższymi słuchawkami, które pewnego pięknego dnia, po zaledwie kilku miesiącach użytkowania, ni stąd, ni z owąd, odmówiły posłuszeństwa i po prostu przestały działać.