Graliśmy już w DiRT Rally i… to zupełnie nowa jakość
Wydawnictwo Cenega zaprosiło nas na kilkugodzinną sesję z grą DiRT Rally, w wersji już bliskiej tej finalnej. Mogliśmy przetestować nowe tryby gry i to, jak ona działa. Jest… ciekawie. I zupełnie inaczej, niż do tej pory.
Seria DiRT wywodzi się z innej serii, jaką była Colin McRae Rally i zmiana nazwy właściwie związana jest wyłącznie z wygaśnięciem licencji na możliwość wykorzystania nazwiska znanego rajdowca. Prawie każda z tych gier (przy czym „prawie” piszę dość asekuracyjnie, bo już nie wszystkie pamiętam) była znakomita. Studio Codemasters w sposób perfekcyjny połączyło zręcznościowe podejście do tematu z zaawansowaną fizyką. Colin, a później DiRT, były grami typu arcade, jednak z na tyle zaawansowaną fizyką, że każda nowa trasa była wyzwaniem. Cholernie przyjemnym.
W obozie Codemasters jednak zaczęło dziać się coś… niedobrego? Właściwie, to nie wiadomo do końca co, ale studio to skupiło się na innych markach, odsuwając swoje gry rajdowe na boczny tor. Teraz wraca i wkrótce udostępni do kupienia nowego DiRT-a. Ten jednak będzie zupełnie czymś innym, niż do tej pory. Choć tematyka gry pozostała ta sama.
To nie jest gra zręcznościowa, DiRT Rally to symulator z prawdziwego zdarzenia
Oczywiście słowo „symulator” jest tu ciut na wyrost - to nadal jest gra wideo, która daje graczowi „fory”. Jednak dużo, dużo, dużo mniej, niż podobne gry na rynku. Pierwszego kursu, po wzięciu pada do ręki, nie byłem w stanie ukończyć. Nawet po włączeniu przeróżnych asyst gra była dla mnie bardzo dużym wyzwaniem, mimo iż „samochodówki” to gatunek gier, które lubię i uruchamiam często. Również wtedy, gdy wybierzemy asystę w formie automatycznej skrzyni biegów, to i tak będziemy musieli szybko nauczyć się obsługi sprzęgła, bez czego wchodzenie z impetem w zakręty może skończyć się rozczarowującym rezultatem.
Gra jest trudna, cholernie trudna i wymaga wprawy. Nie jest jednak frustrująca. Po trzydziestu minutach zaczynałem powoli rozumieć prawidła rządzące fizyką mojego samochodu, przyczepnością, pędem, masą. Zaczynałem rozumieć jak zmieniać biegi, jak szykować się do kolejnego zakrętu czy kałuży błota. To nie jest produkcja, którą odpalisz, by poczuć wiatr we włosach, odpalisz głośno muzykę i po prostu będziesz się dobrze bawić. DiRT Rally wymaga koncentracji, skupienia i poważnego podejścia do tematu. I jest bardzo satysfakcjonująca.
Wersja, z którą mogłem obcować, posiadała właściwie już większość elementów które trafią do edycji sklepowej. Mamy więc klasyczne rajdy, wyścigi rallycross, w których rywalizujemy na zamkniętej trasie z trzema innymi przeciwnikami, oraz wspinaczkę na Pikes Peak (w tym trybie pozbawieni jesteśmy asysty pilota). Całość spina tryb kariery, którego jednak nie eksplorowałem z uwagi na to, że jest on cały czas w budowie.
Gra wygląda świetnie. Grałem na PlayStation 4, a obraz renderowany był w pełnym 1080p (a przynajmniej tak twierdzi Cenega, pomiarów oczywiście nie miałem jak wykonać). To, co jest jednak szczególnie ważne, to fakt, że gra jest zablokowana na 60 klatek na sekundę. Nie tylko jest dzięki temu bardzo płynna i atrakcyjna wizualnie, ale też daje pełną, precyzyjną kontrolę nad mknącym przez bezdroża pojazdem, kiedy decyzje podejmowane muszą być w milisekundach.
Przyznam, że trochę tęsknię za starym DiRT-em
Brakuje dobrej rajdowej gry, która byłaby zarazem tak relaksująca i przyjemna, jak poprzednie części serii. DiRT Rally tej tęsknoty nie wypełni. To gra dla fanów rajdów, którzy chcą mierzyć się z tymi samymi przeciwnościami losu, co prawdziwi rajdowcy. Jeżeli określenie „symulator” jest tu nieco na wyrost, to… bardzo niewiele jej brakuje, by nie musieć się już o to określenie czepiać.
DiRT Rally wygląda świetnie, ma bardzo ambitny cel, wymagający i satysfakcjonujący model jazdy, a ilość tras i pojazdów powinna być również satysfakcjonująca. O tym jednak przekonamy się grając w jej finalną edycję, co oczywiście zamierzamy uczynić jak tylko ta będzie dostępna. I nie omieszkamy się podzielić naszymi wrażeniami.