Nienawiść nabrała twarzy i imion, czyli jak komentarze Facebooka zmieniły wszystko
Pamiętam szum, jaki wzbudziły komentarze Facebooka na zewnętrznych stronach. Powstający wtedy serwis - jak się potem okazało - dezinformacyjny reklamował się nową jakością także komentarzy. Bo podobno te od Facebooka miały powodować, że jakość dyskusji w Sieci wzrośnie a trolle i buraki znikną. Tymczasem ludzkość udowodniła, że nic nie stanie jej na przeszkodzie do wylewania jadu. Nienawiść nabrała twarzy i imion.
Gdy Facebook zapowiedział swój własny system komentarzy dla stron i serwisów reakcje były podzielone na dwa obozy. Jeden twierdził, że oddawanie komentarzy w ręce Facebooka jest złym pomysłem, bo straci się nad nimi kontrolę. Drugi mówił, że da to dodatkową ekspozycję i ruch, a przy okazji będzie zapobiegać spamowi oraz komentarzom hejterów czy zwykłych trolli. Przecież nikt nie napisze nic głupiego jeśli będzie musiał podpisać to swoim imieniem i nazwiskiem i podłączyć do tego swoje konto na Facebooku, prawda?
Jak zwykle nie wszystko poszło tak, jak się spodziewano. Okazało się, że konieczność ujawnienia tożsamości nie przeszkadza ludziom w wypisywaniu bzdur. Więcej - nie przeszkadza w jawnym nawoływaniu do nienawiści i przemocy, o czym możemy się przekonać na przeróżnych zbiorach najbardziej agresywnych komentarzy.
To niesamowite, że komentarze życzące innym ludziom pobytu w Auschwitz zakończonego wycieczką do komory gazowej i krematorium nabrały tożsamości. Można kliknąć w ikonkę czy nazwisko, wejść na profil autora, często zobaczyć zdjęcia z wakacji, z dziećmi, z rodziną. Można dowiedzieć się gdzie autor lub autorka mieszka, co lubi i co robi w życiu.
Jasne, istnieją też ci, którzy mają resztkę samoświadomości i zakładają fałszywe konta przeznaczone właśnie do takich komentarzy. Jednak tych, co nie boją się niczego jest coraz więcej i więcej.
Nie myślałam nigdy, że dożyję takiego momentu
Internet podświadomie wciąż kojarzy mi się z anonimowością, bo gdy go poznawałam, wszyscy mówili, że nie wolno podawać swojego nazwiska, żadnych danych, że Internet jest niebezpieczny i zdradliwy.
W Sieci wszyscy byli nickami, pseudonimami. Wszystkie komentarze, rozmowy czy dyskusje nie miały twarzy, nie były przypisane tak mocno do rzeczywistości.
Potem przyszedł Facebook i wszystko zmienił. Imię i nazwisko stały się centrum cyfrowego jestestwa a świat “realny” zmieszał się z wirtualnym tak, że dziś nie ma między nimi granic.
Na początku nieco wstydliwie podawaliśmy nazwiska, jakby w obawie, że wszystkie groźby się spełnią. Szybko okazało się, że identyfikacja nie zmienia niemal nic, że jest nawet łatwiej. Łatwiej znaleźć znajomych, łatwiej zostać znalezionym, łatwiej funkcjonować mogąc wygooglować niemal każdego w minutę.
Jednocześnie nie zmieniło się nasze zachowanie. Może nawet stało się gorsze, bo przecież Internet ośmiela.
Czasem więc wchodzę na niektóre strony znane z nienawiści i przeglądam komentarze. Czytam, tarzam się w tym łajnie i klikam w linki do profili. Zaglądam w życia tych przypadkowych osób, które często nie wiedzą nawet, że profil można zablokować przed obcymi.
Oglądam zdjęcia, czytam słodkie życzenia urodzinowe a w głowie mam zawsze oryginalny komentarz o tym, kogo trzeba ukatrupić. Zawsze wtedy zastanawiam się co się z nami stało. Dlaczego nie widzimy, że jest coś strasznego w tym, że podpisujemy takie rzeczy swoim imieniem i uśmiechniętym zdjęciem? Dlaczego przestaje nas to ruszać?
System komentarzy Facebooka okazał się pod tym względem porażką. Nie dlatego, że jest z nim coś nie tak, ale dlatego że to z nami jest coś nie w porządku.