- To tak, jakby osioł jadł salami? Nie, Slack ma genialny pomysł na swoją przyszłość
Slack - nasz bezwzględnie ulubiony internetowy startup ostatnich lat - właśnie wpadł na nietuzinkowy pomysł: będzie startupem inwestującym w inne startupy, które inwestują (swój czas i produkt) w Slacka.
Skomplikowane? No, może trochę. Na naszym redakcyjnym… Slacku, kolega Kosiński skomentował to w malowniczych słowach: „To tak jakby osioł jadł salami”. Coś rzeczywiście w tym jest, jednak tylko na pozór. Slack ma bowiem tak naprawdę kapitalny pomysł na własny rozwój i czuć, po prostu mocno czuć, że to może być strzał w dziesiątkę.
Na początek jednak kilka zaktualizowanych liczb
Slack ruszył całkiem niedawno, bo w lutym 2014 r., a dziś ma już 2 mln aktywnych użytkowników dziennie, a to o 16 proc. więcej niż przy ostatnim raporcie z października, gdy było ich 1,7 mln.
Co jeszcze ważniejsze, Slack ma 570 tys. opłaconych stanowisk (serwis premium działa tak, że opłaca się każdego aktywnego użytkownika serwisu w danym zespole), a to o całe 100 tys. więcej niż dwa miesiące wcześniej. Miło mi wyjawić, że wśród nich jest kilkunastu członków zespołu Spider’s Web. Cieszy mnie, że mogę wspierać rozwój tak fajnego narzędzia, które zrewolucjonizowało naszą redakcyjną pracę.
Kto jak kto, ale tymi liczbami Slack, jak chyba nikt inny z zastępu gorących startupów tech ze Stanów, zasługuje na wysoką wycenę. 2,8 mld dol. - tyle warty jest dziś Slack i w tym przypadku nikt nie pyta dlaczego.
Co ciekawe, na wczorajszej konferencji w San Francisco, twórca i CEO Slacka, Stewart Butterfield (przy okazji, pozwólcie, że odeślę Was do mojego z nim wywiadu z… 2012 r., czyli na 2 lata przed powstaniem Slacka; znajdziecie tam kilka ciekawych komentarzy, szczególnie w kontekście tego co wiemy, że zrobił później), wyjawił, że jego organizacja nawet nie tknęła jeszcze 160 mln dol., które zebrała w kolejnej rundzie inwestycji w październiku.
Teraz jednak te pieniądze bardzo się Stewartowi przydadzą.
Czemu? I tu właśnie pojawia się pomysł Slacka na stworzenie platformy usług i serwisów połączonych z serwisem głównym.
Niby nic nowego, prawda? Z pamięci możemy wymienić kilka innych startupów (Evernote, WhatsUp, Twitter, Instagram), które w ten sposób próbowały tworzyć platformy, które przetrwałyby lata. Slack jednak podchodzi do sprawy nieco inaczej - otóż nie tylko otworzy platformę, pozwoli na jeszcze mocniejszą niż dotychczas integrację zewnętrznych serwisów ze sobą, ale również będzie inwestował realne pieniądze w najlepsze pomysły. Ile? Całkiem niemało, bo 80 mln dol.
Rozumiecie? To coś na wzór iFund, czyli funduszu, który Kleiner Perkins otworzył w 2008 r. po tym, jak Apple wydało SDK iPhone’a. Rezultatem była powódź aplikacji na iOS. Czym to się skończyło, wszyscy wiemy. Dziś, kilka lat później, mówimy już o całej ekonomii aplikacji mobilnych.
Ale, ale - żeby nie było tak hurraoptymistycznie, to przypominam sobie inne podobne przedsięwzięcie, które nie zakończyło się spektakularnym sukcesem. W 2013 r. ten sam Kleiner Perkins, w porozumieniu ze słynnym Andreessen Horowitz i potężnym Google Ventures, stworzyli Glass Collective, czyli fundusz wspierający deweloperów tworzących aplikacje na Google Glass. Cóż, powiedzmy tylko, że Google Glass nie ma dziś na rynku. Coś tam ponoć przy nich Google dłubie, ale o sukcesie mowy być nie może.
Na korzyść Slacka przemawia jednak fakt, że już dziś ponad 150 serwisów i usług jest z nim zintegrowanych. Chodzi jednak o to, by wspierać powstawanie nowych aplikacji, które byłyby tworzone z myślą „Slack-first”. Pieniądze będą inwestowane w startupy, które będą później częścią platformy dystrybucyjnej Slacka.
Przeznaczonych zostanie na to 80 mln dol., które Slack zebrał we współpracy z: Accel Partners, Andreessen Horowitz, Index Ventures, Kleiner Perkins Caufield & Byers, Spark Capital i Social Capital.
Powstanie Slack App Directory, czyli coś na wzór App Store, gdzie będzie można wyszukiwać najlepsze aplikacje wspierające główny serwis. Wczoraj Butterfield mówił, że wie o ok. 4 tys. nowych pomysłów na aplikacje, które w niedalekiej przyszłości dołączą do 150 tych, z których już dziś użytkownicy Slacka korzystają.
Slack chce być jak system operacyjny
Tak, tak - dobrze czytacie: Slack chce być jak system operacyjny. Ma on być budowany w oparciu o Slackbota, czyli zalążka sztucznej inteligencji, którą Slack buduje.
Dziś to taki na wpół zautomatyzowany bot, który odpowiada na niektóre frazy wpisywane przez użytkowników Slacka, bądź też „dba” o archiwizację kanałów i projektów. W przyszłości jednak ma być inteligentnym asystentem, który pomoże nam w większości spraw w pracy.
I nie, nie chodzi li tylko o obsługę maila, kalendarza i kontaktów. Slack pokazał na Twitterze jeden z przykładów tego, nad czym pracują.
To akurat fajny przykład pokazujący połączenie Slackbota (tutaj nazwanego pieszczotliwie Bill) z aplikacją do rozliczania wydatków.
Bardzo, bardzo mi się podoba kierunek, w którym rozwija się Slack.
Jest to nie tylko pomysł na przyszłość oraz wizja marzeń wielkiego sukcesu. Jest tu też od razu próba monetyzacji serwisu, która na dodatek jest całkiem skuteczna. Jak dla mnie, to właśnie modelowy przykład tego, jak powinno się rozwijać startupy.