Czas, żeby w świecie wirtualnej rzeczywistości ktoś w końcu powiedział: sprawdzam!
Samsung sprzedaje swoje okulary Gear VR po 99 dol., a Google Cardboard kosztują grosze. Sprzęt stał się tani jak nigdy, a mimo to ciągle pozostaje ledwie ciekawostką z bocznych torów świata technologii. A co jeśli tak naprawdę nikt z nas nie chce wirtualnej rzeczywistości?
Każdy producent chce wystartować jako pierwszy, ale wszyscy boją się falstartu
Czy kojarzycie urządzenie Project Beyond? To prototyp kamery Samsunga do nagrywania obrazu w 360 stopniach, który po raz pierwszy ujrzał światło dzienne dokładnie rok temu. W świecie technologii minęło 12 długich miesięcy, ale dla kamery Samsunga czas się zatrzymał.
Rok temu urządzenie pokroju Project Beyond mogło szokować, ale w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy pojawiło się sporo platform pozwalających na rejestrowanie filmów sferycznych. Przez jakiś czas było głośno o kamerze Nokia Ozo, a na Kickstarterze pojawiały się mniej lub bardziej udane konstrukcje do zdjęć i filmów sferycznych.
Project Beyond od początku był jednak czymś więcej. Sprzęt wyróżnia się dwiema unikalnymi cechami. Po pierwsze, możemy nim nagrywać obraz sferyczny, który dodatkowo jest całkowicie trójwymiarowy, a to bardzo unikalne połączenie. Technicznie jest to zrealizowane poprzez 16 obiektywów ustawionych w osiem par. Siedemnasty obiektyw jest skierowany do góry.
Drugim asem w rękawie jest możliwość strumieniowania obrazu 360 stopni w 3D na żywo, wprost do okularów VR odbiorców. Każda klatka ma sumarycznie rozmiar 35 megapikseli, co przekłada się na gigapiksel materiału co każdą sekundę. Wyzwaniem jest tu nie tyle zapis materiału, co jego obróbka w czasie rzeczywistym. Skoro obraz ma być strumieniowany na żywo, całość musi być składana w locie do postaci sferycznego nagrania 3D, odpowiednio kompresowana i w takiej postaci wysyłana poprzez Internet do widzów.
Od pierwszej prezentacji projektu minął rok. Po tym czasie Project Beyond nadal wydaje się futurystycznym sprzętem i nadal jest tak samo niedostępny, jak dwanaście miesięcy temu. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle trafi do sprzedaży. Nie jest znana także cena urządzenia.
Z dużej chmury mały deszcz
Rynek wirtualnej rzeczywistości rozwija się bardzo nierównomiernie. Wszyscy producenci zaangażowani w ten biznes ciągle nas przekonują, że już niebawem, już za momencik nastanie prawdziwa rewolucja w rozrywce. Póki co na zapowiedziach się kończy. Powstają coraz nowsze kamery i okulary, a sprzęt stale tanieje.
Niedawno Samsung obniżył cenę okularów Gear VR do 99 dol., a jednocześnie wprowadził do nich kilka usprawnień. Okulary VR są więc tanie jak nigdy wcześniej. Dodatkowo możemy sprawdzić świat VR poprzez okulary Google Cardboard, na które może sobie pozwolić każdy posiadacz smartfona, nawet w polskich realiach.
Świat VR małymi kroczkami idzie do przodu, a z miesiąca na miesiąc pojawiają się kolejne drobiazgi, takie jak np. ostatnie nowości w aplikacji YouTube. Tylko czy to jest VR na który czekamy? Cały czas mam wrażenie, że oglądamy jedno wielkie demo technologiczne i właściwie nikt jeszcze nie wie, co z tego wyrośnie.
Ile można czekać?
Potrzebny jest przełom. Potrzebne są duże pieniądze, które ktoś przeznaczy nie tyle na rozwój sprzętu, co na stworzenie bardzo dobrych, unikalnych treści VR. Potrzebny jest jakiś system seller, który pozwoli ruszyć rynkowi z kopyta. Jakaś gra, film, lub serial, które sprawią, że każdy będzie chciał mieć sprzęt VR.
Dla świata VR bardzo ważne będą nowe okulary (hełmy?) gamingowe, takie jak PlayStation VR (dawniej Project Morpheus) i HTC Vive współpracujący ze Steamem.
Jeśli te urządzenia okażą się klapą, wirtualna rzeczywistość nie zdoła przebić się do masowej świadomości. Może się okazać, że jest to ciekawostka, która - owszem - robi kolosalne wrażenie, ale której tak naprawdę nie potrzebujemy. Byłaby to powtórka z historii okularów 3D. Wraz z filmem Avatar wszyscy zachłysnęliśmy się tą technologią, a dziś okulary 3D dołączane na siłę do nowych telewizorów zalegają gdzieś w szufladach, bo tak naprawdę nikt ich nie chce.
Może czas otrzeźwieć? Może w istocie nikt z nas nie czeka na VR? Może po całym dniu patrzenia na ekrany komputerów, telewizorów i smartfonów wcale nie potrzebujemy relaksu przed kolejnym ekranem umieszczonym 3 cm przed oczami? Czy ktoś o tym pomyślał?