REKLAMA

Edge tylko dla Windows 10? Nie wszystkich dotyczy to ograniczenie

Twórcy aplikacji webowych, by móc sprawdzić ich zgodność z przeglądarką Microsoftu, byli zmuszani do instalacji Windows 10 na swoich komputerach. Nietrudno się domyślić, że spora część z nich rezygnowała z tego pomysłu. Microsoft znalazł jednak na to rozwiązanie.

19.08.2015 09.45
Rozszerzenia w Edge
REKLAMA
REKLAMA

Pełna zgodność ze standardami ustanowionymi przez W3C? Twórcy witryn internetowych i aplikacji webowych traktują to jako rzecz wielce wskazana, ale niezupełnie wymagana. Preferują optymalizować swoje twory do najpopularniejszych na rynku przeglądarek internetowych. Kiedyś optymalizowano je pod Tridenta (a więc Internet Explorera), dziś robi się to pod WebKita i Blinka (Safari, Chrome, Opera). Następnie witryny napisane pod jedną przeglądarkę testuje się na innych silnikach i usuwa ewentualne błędy (Gecko z Firefoxa czy EdgeHTML z Edge’a). Problem w tym, że Edge jest przeglądarką występującą wyłącznie na Windows 10.

Windows 10 to aktualnie niecałe cztery proc. rynku systemów operacyjnych (oraz prawie zero proc. na rynku mobilnych systemów). Na dodatek nie każdy użytkownik Windows 10 korzysta z systemowej przeglądarki. To oznacza, że baza użytkowników jest relatywnie niewielka, a fatyga związana z testowaniem witryny pod Edge’a jest znaczna. To z kolei oznacza, że wielu twórców internetowych testowanie pod Edgem sobie odpuszcza. Microsoft wie o tym problemie i właśnie zaproponował rozwiązanie.

Windows 7? OS X? Ubuntu? Testuj Edge’a i na tych systemach

Microsoft właśnie usunął znaczek „beta” przy witrynie internetowej Edge Dev. Przy tej okazji ta biblioteka zasobów dla webdeweloperów została uaktualniona o nową pozycję. Od teraz możemy z niej pobrać pliki zawierające wirtualne maszyny ze specjalnie przygotowaną wersją Windows 10 i przeglądarki Edge.

Maszyny te możemy uruchamiać na dowolnym systemie i narzędziu, w tym na Hyper-V, VirtualBox czy Parallels. Nie są to systemy przeznaczone do pracy, są one bowiem okrojone z niepotrzebnie zajmujących miejsce na dysku funkcji oraz z… uszkodzonym systemem aktywacji. Systemy te bowiem nie są aktywowane i nie mogą być, co oznacza, że po 90 dniach przestaną działać a ich użytkownicy stracą zapisane na nich dane. Licencja pozwala jednak na zapisywanie migawek (snapshotów) maszyn wirtualnych, a więc po 90 dniach wystarczy odtworzyć migawkę, by uzyskać kolejne 90 dni (w razie potrzeby, czynność powtórzyć)

Co więcej, w przyszłości ma być jeszcze wygodniej. Konieczność testów w wirtualnej maszynie może być dla twórców witryn internetowych nadal zbyt kłopotliwa. Edge ma jednak trafić na usługę Azure RemoteApp i być aplikacją uruchamianą w chmurze Microsoftu. Jakby tego było mało, Microsoft pracuje nad wsparciem dla mechanizmów Vagrant i QEMU, by było jeszcze łatwiej. I, oczywiście, za darmo.

Microsoft wychodzi sam z siebie

A wszystko po to, by odzyskać utraconą kontrolę nad rozwojem witryn internetowych. Internet Explorer, choć nadal posiada olbrzymie udziały na rynku, nie jest uznawany za istotną przeglądarkę. Edge ma to zmienić, a użytkownicy i deweloperzy są kuszeni bezpieczeństwem tej przeglądarki i przede wszystkim jej szybkością i zgodnością ze standardami webowymi.

REKLAMA

Przyzwyczajenia jednak ciężko zwalczyć. A użytkownicy przeglądarek internetowych takich, jak Opera, Chrome czy Firefox są bardzo wierni swoim wyborom, po części z przywiązania do marki, a po części dzięki „ekosystemowi” rozszerzeń tych przeglądarek. Edge nie dość, że wymaga ich porzucenia, to jeszcze (przynajmniej do jesieni) nie oferuje żadnych alternatyw w tym konkretnym przypadku.

Udogodnienia dla deweloperów to mile widziany krok. Wszak wielu z nich nie tylko nie używa Windows 10, ale ogólnie preferuje komputery Mac czy dystrybucje Linuxa. Spodziewam się jednak, że zaczną z nich korzystać dopiero za jakiś czas, jeżeli w ogóle. A przynajmniej nie wcześniej niż po przekroczeniu przez tę przeglądarkę udziałów, oscylujących aktualnie na granicy błędu pomiaru.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA