Gears of War: Ultimate Edition zawstydza inne kotlety. To w zasadzie nowa gra – recenzja Spider’s Web
Konsole ósmej generacji zamieniły się w smażalnie kotletów. Odgrzewa się wszystko, co możliwe. Wielkie hity pokroju The Last of Us, wspaniałe zestawy takie jak Halo Master Chief Collection, ale również zupełnie nieoczekiwane, żeby nie napisać niepożądane tytuły, co by wskazać Sleeping Dogs czy DMC. Na tle tych ostatnich Gears of War: Ultimate Edition to zupełnie nowa gra, opracowana niemal od podstaw.
Nietrudno zgadnąć, dlaczego twórcy reedycji HD zdecydowali się na odsmażenie akurat pierwszej odsłony Gears of War. Chodzi nie tylko o spójność historii i narracji, ale również obecność tego tytułu na PC, jako jedynego z serii. Komputerowi gracze dostali Gears of War wzmocnione dodatkową zawartością na wyłączność, która dopiero teraz pojawia się na konsoli Microsoftu.
Gears of War: Ultimate Edition nie jest zwyczajną reedycją z teksturami w podbitej rozdzielczości i włączoną teselacją.
Różnice pomiędzy Ultimate Edition, a Gears of War dla Xboksa 360 są GIGANTYCZNE. Po pierwsze – samo zagospodarowanie przestrzenią. Twórcy z The Coalition oraz Splash Damage znacząco powiększyli i poszerzyli lokacje. Jasne, to wciąż podróżowanie po zamkniętych korytarzach, ale te są teraz znacznie bardziej przestronne. Jest więcej miejsca na ostrzał, flankowanie i zachodzenie od tyłu.
Po drugie, twórcy odważyli się na gruntowne przebudowanie każdego poziomu. Śmiem twierdzić, że mniej niż połowa starych tekstur i obiektów 3D pozostała na swoich miejscach. Gears of War: Ultimate Edition dostało zupełnie nowe budynki majaczące w oddali. W zrujnowanych miastach wieżowce są o wiele bardziej szczegółowe. Inaczej wyglądają góry daleko w tle, tak samo efekty pogodowe. Do pierwszego Gears of War zawitały wyładowania elektryczne i sztormy.
Dokładnie to samo tyczy się wszelkich ozdób i wypełniaczy. Poziomy zostały wyposażone w dodatkowe obiekty i elementy. Znacznie więcej jest na przykład kęp wysokiej trawy, a nawet drzew. Ich korony stały się bardziej szczegółowe. Asfaltowe drogi dostały nowe pęknięcia i wyrwaną kostkę brukową. Winorośl oplata teraz pionowe ściany, z kolei ogniska rozświetlają drogę pomiędzy zrujnowanymi budynkami.
Po trzecie, znacząco zwiększył się zasięg widzenia. Drugi i trzeci plan nie są już tak rozmazane. Czasami dochodzi przez to do problemów nieobecnych w Gears of War dla Xboksa 360. Kilkukrotnie widziałem, jak w oddali przeciwnik formował się z powietrza i zaczynał biec w moim kierunku. Zgaduję, że w oryginalnej wersji mój wzrok nigdy nie sięgałby tak daleko, jednak tym razem jest inaczej.
Po czwarte, Ultimate Edition wprowadza zupełnie nowe modele postaci. Marcus Fenix oraz jego drużyna przeszli gruntowną metamorfozę. Twarze futurystycznych żołnierzy wyglądają znacznie bardziej realistycznie, a mięśnie ich facjat nauczyły się wyrażać podstawowe emocje. Co świetne, nowe wcielenia dostały nie tylko grywalne postaci, ale również bohaterowie poboczni, widoczni na filmach przerywnikowych.
Po piąte – no właśnie, filmy przerywnikowe. Te zostały wyreżyserowane zupełnie od nowa, przy użyciu nowych modeli i bardziej szczegółowego otoczenia. Gears of War: Ultimate Edition zyskało przy tym na filmowości. W grze pojawiają się nowe, niezwykle efektowne sceny, których próżno szukać w oryginale. Helikopter wbijający się w wieżowiec, przy dziesiątkach walących się elementów budynku – rewelacyjnie to wygląda. Fani oryginału na pewno będą wniebowzięci.
Wszystkie te zmiany zamyka rozdzielczość 1080p oraz stabilne 60 klatek na sekundę.
Pierwsze Gears of War stało się znacznie bardziej ostre, wyraźne i płynne. Ulepszone wygładzanie krawędzi robi swoje, dokładnie tak samo jak zupełnie nowe źródła światła i odpowiadająca im gra cieni. Naprawdę ciężko znaleźć mi obszar, w którym gra dla Xboksa One byłaby równa albo gorsza od tej dla Xboksa 360.
Cieszy również to, że producenci postanowili zachęcić fanów do ponownego rozegrania kampanii rozmaitymi bonusami. W Gears of War: Ultimate Edition zostały porozmieszczane „znajdźki”, dzięki którym odblokujemy cyfrowe komiksy z uniwersum GoW, filmy oraz galerie. Dodatkowo wydawca zadbał o dziesiątki skórek do wykorzystania w trybach wieloosobowych.
Wspólna rozgrywka z innymi graczami to kolejna olbrzymia siła Gears of War: Ultimate Edition.
Twórcy nie tylko zachowali wieloosobową rozgrywkę z podstawowej wersji gry, ale rozbudowali ją o dodatkowe tryby. Niestety, do pełni szczęścia zabrakło mi świetnej „Hordy”, dla której regularnie wracam ze znajomymi do Gears of War 3. W Ultimate Edition znajdą się również nowe wieloosobowe mapy, niedostępne wcześniej dla Xboksa 360.
Najważniejszy dla mnie tryb w serii Gears of War, to jest kooperacja na podzielonym ekranie, również został zachowany. Wystarczą dwa kontrolery i już możemy przechodzić kampanię razem ze znajomym, przed jednym odbiornikiem. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby kooperację uskuteczniać również za pomocą Xbox Live czy domowej sieci LAN. Problem będą miały jedynie osoby z restrykcyjnym NAT-em.
Najlepsze zostawiłem na koniec – wraz z zakupem Gears of War: Ultimate Edition dostaje się dostęp do czterech pozostałych odsłon serii.
Te nadejdą jednak dopiero jesienią, kiedy to na Xboksie One zostanie aktywowana możliwość uruchamiania gier na zasadzie wstecznej kompatybilności. Oryginalne Gears of War, Gears of War 2, Gears of War 3, a nawet Gears of War: Judgement – wszystko to wchodzi w skład zestawu Ultimate Collection i zostanie odblokowane w następnych tygodniach, na co już zacieram ręce. W powietrzu wisi maraton Gearsów na podzielonym ekranie.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że grając w Gears of War: Ultimate Edition, w ogóle nie ma się poczucia obcowania z wiekowym tytułem, który ma już 9(!) lat na karku. Dostajemy naprawdę soczysty tytuł akcji, do którego ciężko jest się przyczepić. Wszystko zostało tutaj poprawione oraz ulepszone. Wszystkiego jest więcej i lepiej. Jeżeli tak miałaby wyglądać każda reedycja HD, jestem na tak. Chociaż to wciąż kotlet, zapewniam was – lepszego na Xboksie One już w tym roku na pewno nie skonsumujecie.