REKLAMA

Oto Garmin Forerunner 25, czyli dowód, że opaski fitness przestają być potrzebne

Opaski fitness przez pewien czas miały kilka poważnych przewag nad zegarkową konkurencją. Były mniejsze, lżejsze, dyskretniejsze, robiły co do nich należało, a przede wszystkim - i to może być jeden z głównych powodów ich sukcesu - często były od zegarków wielokrotnie tańsze. Powoli jednak większość tych argumentów przestaje być prawdą, co widać chociażby po najnowszym produkcie Garmina - Forerunnerze 25.

Oto Garmin Forerunner 25, czyli dowód, że opaski fitness przestają być potrzebne
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze niedawno granica pomiędzy produktami monitorującymi aktywność a produktami sportowymi była u tego producenta zarysowana dość wyraźnie. Do codziennego monitorowania aktywności, w przyzwoitej cenie (nie liczymy tu więc np. Fenixa 3) przeznaczone były albo opaski Vivofit, albo bardziej zaawansowana (i droższa) opaska Vivosmart. Do tego dochodziły jeszcze dwa zegarki - Vivoactive oraz wprowadzony niedawno na rynek Forerunner 225.

I tutaj pojawiał się problem. Jeśli np. zaczęliśmy od opaski, ale w pewnym momencie zapragnęliśmy bardziej zaawansowanych funkcji treningowych i "smartzegarkowych", czy też mówiąc wprost - normalnego smartzegarka biegowego (rowerowego, pływackiego, etc.), musieliśmy po prostu kupić drugi produkt, albo wydać 1000 zł lub więcej. Sporo, szczególnie że czasem nie wiemy sami, czy nasz początkowy zapał przerodzi się w coś więcej. Dlatego obawiamy się tego typu inwestycji.

Owszem, opaski Garmina oferowały w pewnym stopniu integrację z telefonem (w tym np. powiadomienia), ale to dalej nie było to.

Jeszcze gorzej było pod względem łączności z telefonem na niższych półkach cenowych, np. w przypadku modelu Forerunner 15. Wszystkie nasze aktywności trzeba było zgrywać do odpowiedniego serwisu za pośrednictwem komputera. W 2015 roku! O powiadomieniach i podobnych rzeczach oczywiście można było zapomnieć, choć plusem był fakt, że 15-tka oferowała monitorowanie dziennej aktywności i przypominała nam o ruchu.

fr 25

I ten problem rozwiązuje nareszcie nowy Forerunner 25, wyceniony na dokładnie tyle samo, ile zeszłoroczny poprzednik - 169 dol. (bez paska HR) lub 199 dol. (w zestawie z paskiem). To tyle samo lub nawet mniej (zależy który zestaw porównywać) co... Jawbone UP i o kilkadziesiąt dol. mniej niż Fitbit Surge (który ma jedną przewagę - wbudowany czujnik tętna).

FR25 wprawdzie trudno nazwać smartwatchem i stawiać go w jednym rzędzie z produktami Apple, Asusa czy LG, ale nie zapominajmy o jednym - to przede wszystkim zegarek biegowy, do tego stosunkowo niedrogi.

Nowości w porównaniu do 15-tki jest wprawdzie całkiem sporo, ale najważniejszą z nich jest bez wątpienia właśnie dodanie łączności Bluetooth do tak taniego zegarka. Tak taniego, że różnica między nim, a opaskami Garmina, przy wyraźnie większych możliwościach, jest właściwie pomijalna.

Konsekwencje wyposażenia FR25 w BT są natomiast oczywiste. Natychmiastowa synchronizacja danych za pośrednictwem telefonu, opcja podglądu trasy na żywo przez inne osoby, a także - co może być najciekawsze - powiadomienia z telefonu. Część osób wprawdzie nie lubi, kiedy w trakcie treningu przeszkadzają im komunikaty o SMS czy rozmowach, ale trzeba pogodzić się z jednym - tego w obecnych czasach oczekują klienci, albo przynajmniej taką potrzebę wmawiają nam producenci.

Zresztą brak powiadomień może doprowadzić do jednego - coraz częściej na co dzień będziemy zakładać "zwykłe" smartzegarki, które jednak potrafią nam przekazać więcej niezbędnych informacji (powiadomienia, etc.), natomiast na treningi ubierzemy zegarek sportowy. Z czasem możemy dojść do wniosku, że skoro smartzegarek nie-sportowy potrafi też całkiem przyzwoicie monitorować naszą aktywność i treningi, to po co nam zegarek dedykowany? Profesjonalistom z pewnością nie przyjdzie to do głowy, ale amatorom, których bez wątpienia jest więcej, z całą pewnością.

REKLAMA

Oczywiście Forerunnera 25 trudno uznać za najpiękniejszy zegarek i nie każdy będzie chciał go nosić ze sobą jako codzienny zegarek. Nie zmienia to jednak faktu, że - o ile nie odbije się to na funkcjach stricte sportowych - takie "usmartwatchawianie" zegarków sportowych może być dla nich jedyną szansą na przetrwanie w najbliższych latach. Po tym, jak już stanieją do tego poziomu, gdzie zaczną coraz agresywniej wygryzać z rynku opaski, od których po prostu potrafią więcej.

Co właściwie już się dzieje - poza 25-tką w tej samej cenie można kupić Polara M400, z którego stosunkiem jakości i opcji do ceny trudno jest polemizować.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA