Mało hejtu w sieci, że trzeba zatrudniać do niego ludzi?
Jako była hejterka, dziś jako osoba, która marzy o sieci bez hejtu, za to z rozsądną wymianą opinii i choć śladowymi ilościami szacunku dla rozmówców mogę powiedzieć Platformie Obywatelskiej, że zatrudnienie hejterów PiS-u nie zadziała. Wręcz odwrotnie. Może odbić się czkawką. Nawet jeśli doniesienia Rzeczpospolitej o zatrudnianiu hejterów oznaczają, że członkowie PO zostaną przeszkoleni, by zachowywać się jak hejterzy.
W skrócie wczoraj jeden z członków spotkania PO w Jachrance poinformował, że na spotkaniu premier Ewa Kopacz powiedziała, iż PO zatrudniła 50, a docelowo zatrudni 100, hejterów którzy będą krytykować w sieci PiS. Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska skomentowała te informacje twierdząc, że słowa zostały wyjęte z kontekstu i nie chodzi o zatrudnienie hejterów, a przeszkolenie członków PO by zachowywali się jak hejterzy.
Przepraszam bardzo, ale jak ma to czemukolwiek pomóc?
W jaki sposób szkolenie na hejtera jest lepsze niż zatrudnienie hejterów? Jakim cudem wciąż rządząca partia wpada na pomysł, że odpowiednią reakcją na problem z oderwaniem od internetowej rzeczywistości i od młodych, cyfrowych wyborców jest hejterstwo?
Przepraszam bardzo, ale słowo “hejter” to jedno z najbardziej niejednoznacznych, ale też negatywnie naładowanych określeń w sieci. Hejter to ktoś, kto nienawidzi - kto wylewa jad i frustracje na prawo i lewo, kto nie posługuje się sensownymi argumentami, taki wrzód na tyłku internetowego społeczeństwa. Hejter to ktoś, kto psuje humor wszystkim dookoła, kto denerwuje i wprowadza atmosferę nienawiści i wrogości.
Sam fakt, że partia i jej przedstawiciele używają określenia “hejter” w komunikacji, a tym bardziej że pragną wykorzystać postawę hejterską, jest po prostu żałosny.
Po przegranych wyborach prezydenckich w sieci pojawiło się setki analiz dlaczego PO i Bronisław Komorowski przegrali. Duża część z nich zauważała, że to przez to, iż PO “nie umie” w internet. Podczas gdy PiS stworzył sobie w sieci maszynkę do rozsiewania obrazków na swoją korzyść, do rozpowszechniania informacji, PO było bierne.
Jednak powiedzmy prawdę - PO “nie umie” w internet, bo internet to domena ludzi, z którymi PO nie ma niemal żadnego punktu wspólnego. Nie chodzi tylko o internet, ale o to że wyborcy czują, iż PO nie jest partią działającą w ich interesie. PO nie potrafi komunikować się ze zwykłymi wyborcami, wchodzić w dialog, tłumaczyć swoich decyzji. Nie bez powodu wiele osób mówi, że PO jest elitarne, a w ogóle polityka uprawiana jest dla samego faktu uprawiania polityki.
Nie da się - no nie da - kilkuletnich zaniedbań, niezrozumienia i wręcz olewactwa nadrobić zatrudnieniem czy wyszkoleniem armii hejterów.
Jakim cudem ludziom PO kojarzyć się ma z czymś pozytywnym, jeśli PO samo przypisze sobie łatkę bandy hejterów?
Jakim cudem partia, która ma reprezentować przynajmniej część Polaków, chce uzasadnić prawdopodobne wydatki z budżetu, czyli pieniędzy podatników, na gównoburze w sieci (hejter to często gównoburza i nic więcej)?
Jest w tym jakaś hipokryzja - partie opozycyjne same zatrudniają przeróżne grupy do hejtowania czy siania propagandy, jednak uchodzi im to na sucho, bo są “mniejsze” i nie bezpośrednio przy tak zwanym korycie. Może dzieje się tak dlatego, że robią to bardziej umiejętniez większym wyczuciem nowych mediów oraz frustracji wyborców.
Gdy największa w kraju partia nie umie zaktywizować i “rozpalić” wyborców tak, by chciało im się działać w sieci na własną rękę, to wiadomo, że coś jest nie tak.
Zatrudnianie hejterów nic nie da. Podważa wręcz kontakt z rzeczywistością i psuje internet oraz likwiduje nadzieję na dialog.
Dlatego dedykuję:
* Grafika: Shutterstock