REKLAMA

Nie dziwi mnie, że Popcorn Time będzie obowiązkowo blokowany przez dostawców Internetu

Wydawcy i właściciele praw autorskich od lat walczą z piractwem, które dzięki globalnej Sieci cały czas ma się dobrze. Silna pozycja serwisów streamujących nielegalne wideo, stron z torrentami i innych wynalazków nie spowodowała osłabienia zapału z jakim przeciwnicy piractwa walczą z tą plagą.

Serwisy pirackie, piractwo
REKLAMA
REKLAMA

Doskonale pamiętam, że jeszcze kilka lat temu jednym z głównych tematów związanych z piractwem była muzyka. Nie pomylę się za bardzo, gdy powiem, że prawie każdy z nas miał jakieś nielegalne empetrójki w telefonie, na płycie w samochodzie i/lub na dysku domowego komputera. Na popularność pirackiej muzyki przekładał się również fakt, że jeśli ktoś już ją piracił to zwykle robił to w hurtowych ilościach.

Piracenie filmów wygląda i wyglądało nieco inaczej. Normalny użytkownik nie potrzebuje kolekcji dziesiątek nielegalnych filmów na dysku lub na płytach CD/DVD. Zwykle ogląda się jakiś film i następnie wyrzuca piracki plik z dysku twardego.

Muzykę się zbiera. I to nie w dziesiątkach czy też setkach sztuk, ale w tysiącach lub dziesiątkach tysięcy utworów. Do ulubionej muzyki wracamy przecież częściej niż do dobrych czy nawet wybitnych filmów i seriali.

Dlatego to właśnie piractwo muzyczne zdaje się być bardziej palącym problemem, a w rzeczywistości... niemal o nim zapomnieliśmy. No bo kiedy ostatnio słyszeliśmy o tym, ile to razy spiracona została nowa płyta Rihanny, Lady Gagi czy też innej ikony współczesnej popkultury. No ile? Ja sobie nie przypominam.

Za to co rusz trafiam na liczby związane z piractwem kultowych seriali, takich jak Gra o Tron czy House of Cards. Równie często możemy przeczytać o skali piractwa najnowszych wielkich produkcji kinowych. A muzyka? Została gdzieś w tyle.

Jestem przekonany, że za obecną sytuację w dużej mierze odpowiada streaming muzyki, radia internetowe oraz YouTube. Te trzy typu usług muzycznych (tak, wiem, że YT to nie usługa stricte muzyczna, jednak wiele osób z niej korzysta właśnie w ten sposób) sprawiły, że piratowanie muzyki może odejść do lamusa. I odchodzi.

Widzę to po sobie, po liderach opinii w polskim i anglojęzycznym Internecie, po mojej rodzinie i bliskich znajomych. Po co piracić skoro można kliknąć i posłuchać online? Po co kraść, jak wszystko jest za darmo lub tanie jak barszcz?

Że niby nie wszędzie jest Internet? No dobra, nie ma go w drogim i przereklamowanym Pendolino, ale nawet w tanich autobusach śmigających między Pcimiem Dolnym a Warszawą już jest. Więc brak dostępu do sieci to dzisiaj już marna wymówka.

Skoro poradziliśmy sobie lub jak kto woli, małymi kroczkami radzimy sobie z problemem piractwa muzycznego, to dlaczego tak opornie idzie to w przypadku wideo?

Powodów jest zapewne kilka. Po pierwsze, produkcja filmu lub dobrego serialu telewizyjnego jest droga. Bardzo droga. To powoduje, że właściciele praw autorskich, wydawcy i producenci, chcą nie tylko odzyskać włożone pieniądze, ale zarobić jak najwięcej, aby móc tworzyć kolejne tytuły.

Po drugie, różnica między muzyką a filmem sprawia, że osoba która spiraciła utwór lub cały album nadal może artyście i jego wydawcy w jakiś sposób zapłacić. Czy to oglądając online teledyski (przy których wyświetlane są reklamy), czy to idąc na koncert, czy też kupując kolejną płytę, lub nawet tę, w której posiadanie weszła jakiś czas temu nielegalnie.

Z filmami jest inaczej. Pirat filmowy raczej nie kupi kolejnego dzieła danego reżysera, aktora, scenarzysty i dźwiękowca. No bo jakby miał to zrobić? Przecież (na całe szczęście) nie wszystkie dzieła filmowe tworzone są w formie trylogii czy też innej serii.

Pirat filmowy raczej też nie kupi płyty z filmem, który już widział, bo do filmów nie wracamy tak jak do ulubionej muzyki. A już na pewno taki pirat nie pójdzie na koncert.

piractwo-blokada-internet-komputer-bezpieczenstwo-hacker-hacking-pirat

Trzeba jeszcze pamiętać, że muzyka jest językiem uniwersalnym. Polak może się dobrze bawić przy hiszpańskiej piosence, mimo że nie rozumie znaczenia nawet jednego słowa. Chińczyk może słuchać Elvisa Presleya (a nawet udawać, że śpiewa razem z nim) również ni w ząb rozumiejąc przekazu utworu.

Z filmami znowu jest inaczej. Wprowadzenie oferty filmowej na nowy rynek wiąże się z przygotowaniem odpowiedniej ścieżki językowej - w formie napisów lub dubbingu. A to są pieniądze. Pieniądze i czas.

Nic więc dziwnego, że z piractwem filmowym tak silnie walczą właściciele praw autorskich.

Na ich celowniku znalazły się nie tylko serwisy z torrentami, takie jak The Pirate Bay, ale również Popcorn Time, który streamuje torrenty w odtwarzaczu wideo.

Ten drugi napotkał właśnie kolejny problem. Wzorem przepisów wprowadzanych w Wielkiej Brytanii, również w Izraelu ustawowo chce się zablokować tę piracką stanicę. Jak poinformował Torrentfreak, Izraelski sąd nakazał dostawcom internetu zablokowanie dostępu swoim klientom do usługi Popcorn Time.

Co będzie dalej?

Wojenka będzie trwała, a użytkownicy raczej prędzej niż później poradzą sobie z obejściem blokad. Część piratów może się zniechęcić, jednak tego zjawiska i procederu nie da się zatrzymać jedną decyzją sądu. Dwie, dziesięć lub sto też nic nie zmienią.

REKLAMA

Rynek filmowy potrzebuje zmiany, takiej jaką przeżywa właśnie rynek muzyczny. Zanim wszyscy dojrzeją do odpowiednich zmian i decyzji wojenka będzie trwała. I trudno w jej kontekście opowiedzieć się stanowczo po którejkolwiek ze stron. Każda reprezentuje swoje zdanie i broni własnych przywilejów, praw i wygód z nimi związanych.

* Grafiki: Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA