Pendolino przewiozło już milion osób, czyli... mniej niż 10% wszystkich pasażerów InterCity
Prezes PKP S.A. Jakub Karnowski, pochwalił się, że pociągi Pendolino przewiozły już milion osób. Nie oznacza to jednak, że Polacy bezwarunkowo pokochali kolej. Bo choć Pendolino to bardzo ważny punkt w rozwoju polskiego transportu, to niestety nie można powiedzieć, że jego wprowadzenie w naszym kraju przebiegło wzorowo.
Zdają sobie z tego sprawę osoby często jeżdżące na trasie Warszawa - Kraków. Z powodu Pendolino z rozkładu musiały zniknąć takie pociągi jak “Matejko” oraz “Pobrzeże”, które oferowały mniejszy komfort jazdy niż Pendolino, ale były o wiele tańsze. Już to pokazuje, że wiele osób, które obecnie jeżdżą Pendolino, zostało poniekąd do tego zmuszone.
Wyjątkowo dużą wadą nowego typu pociągów jest również fakt, że Pendolino jeździ wyłącznie do Gdyni, Warszawy, Krakowa, Katowic i Wrocławia.
Praktycznie nie zatrzymuje się też w mniejszych miejscowościach, przez co mieszkające w nich osoby często muszą nadrabiać drogi i na własną rękę dostać się do dużego miasta tylko po to, by wsiąść w Pendolino i pojechać do miasta docelowego. Trzeba przyznać, że jest to nie tylko nielogiczne, ale też niezbyt komfortowe.
Warto też pamiętać, że choć milion to piękna liczba, idealna do pochwalenia się nią, to w stanowi on zaledwie mały promil rynku kolejowego. Każdego roku pociągami w Polsce przewożonych jest 250 milionów osób, z czego w zeszłym roku 25 milionów skorzystało z oferty InterCity. Nawet jeśli do końca roku Pendolino przewiezie 2-3 miliony pasażerów, to i tak będzie to zaledwie 1% wszystkich połączeń i 10% pasażerów InterCity. Dlatego jestem zdania, że należy inwestować nie tylko w efektownie wyglądające pociągi, ale też infrastrukturę. Niestety pod tym względem nasz kolej leży i kwiczy.
Za idealny przykład może tu posłużyć trasa Warszawa - Białystok.
Jej przebycie kilka lat temu zajmowało 2,5 godziny. Następnie, wskutek remontu, czas ten wydłużył się do ponad 3 godzin, by w październiku zeszłego roku pociągi w ogóle przestały kursować na tej trasie. Gdy remont skończy się w grudniu bieżącego roku, pociąg będzie mógł przejechać tę trasę w czasie 2,5 godziny, czyli identycznym jak przed remontem. Pominę już tu fakt, że skrócenie czasu przejazdu na tej trasie do 1,5 godziny zapowiadano na 2006 rok. Pociesza mnie jedynie fakt, że PKP chwali się też kupnem 40 nowoczesnych pociągów innych niż Pendolino, które na tory wyjadą w grudniu bieżącego roku. Część z nich pojawi się na wspomnianej przeze mnie trasie.
Nie zrozumcie mnie źle. Sam jestem ogromnym fanem Pendolino i dzięki tym pociągom zacząłem lubić podróże. Klimatyzacja, wygodne fotele, stabilne stoliki oraz miły wystrój prezentują się o wiele lepiej od starych taborów oraz jakichkolwiek autobusów. Dzięki nim przejazd na trasie Warszawa - Gdańsk lub Warszawa - Kraków jest na tyle komfortowy, że mija mi w mgnieniu oka. Co więcej, jeszcze w tym roku składy Express InterCity Premium pojadą do Gliwic czy Lublińca a w kolejnych latach, po modernizacji infrastruktury, zatrzymają się również w Rzeszowie czy Bielsku Białej. To też pokazuje, że nasza kolej cały czas się rozwija.
Mimo to uważam też, że na podobny komfort lub chociaż jego namiastkę zasługują nie tylko mieszkańcy największych miast w Polsce, ale też innych miejscowości. Zwłaszcza, że dobry dojazd do większych aglomeracji mógłby sprawić, że osoby z mniejszych miast mogłyby efektywniej szukać pracy w większych miastach. Rozumiem, jak działają pociągi ekspresowe. Uważam jednak, że przed ich kupnem powinniśmy zainwestować przede wszystkim w infrastrukturę, a nie w pociągi.
Rozumiem, że pociągi ekspresowe łączące największe miejscowości są nam potrzebne, bo sam z nich korzystam. Wiem też, że ogromną sztuką jest znalezienie balansu pomiędzy połączeniami expressowymi, ekonomicznymi oraz siecią powiązań przewoźników regionalnych, tak aby składy różnych spółek mogły się ze sobą dobrze skomunikować. I w końcu wiem, że ma fizycznej możliwości, aby każda miejscowość w Polsce była ze sobą bezpośrednio połączona pociągiem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że marudzę. Jednak żyjemy w XXI wieku i trudno mi zaakceptować fakt, że pomiędzy dwoma dużymi miastami oddalonymi od siebie o niecałe 200 kilometrów różnica w stopie bezrobocia wynosi aż kilkanaście procent. Szybkie połączenie kolejowe pomogłoby zniwelować tę różnicę i przy okazji rozwiązać wiele innych problemów. Dlatego mam nadzieję, że już niebawem zobaczymy, że rozwój kolei dotyczy nie tylko największych miast i skorzystają na nim także mieszkańcy mniejszych miejscowości.