Przemoc w pigułce prosto z Polski. Hatred – pierwsze wrażenia Spider’s Web
Od dwóch dni eksterminuję ludność amerykańskich miast i miasteczek. Strzelam do cywili, policjantów i wojska. Rozjeżdżam przechodniów, masakruję ludzi na wiecach politycznych i powoduję katastrofy kolejowe. Hatred to gra pełna przemocy i kontrowersyjnych scen. Dla mnie największą kontrowersją jest jednak to, że produkcja gliwickiego Destructive Creations mogła być czymś znacznie, znacznie większym i bardziej złożonym.
Kiedy rozmawiałem z pracownikami Destructive Creations, zastanawiałem się, czy sympatycznym twórcom wystarczy cojones, aby umieścić w ostatecznym kodzie wszystkie zapowiedziane elementy. Efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Hatred jest jeszcze bardziej szokujące niż przypuszczałem. Polacy dotrzymali słowa, mieli w nosie cenzurę, standardy oraz dobry smak i pojechali po bandzie.
Hatred to najbardziej kontrowersyjna „zachodnia” produkcja od czasów Postala
Wyłączając japońskie perełki pokroju symulatora gwałciciela, nasze rodzime Hatred możemy uznać za najbardziej kontrowersyjną produkcję ostatnich lat. Pamiętacie szokującą misję „No Russian” z Call of Duty: Modern Warfare 2? Hatred to nieustanna kanonada tego typu zadań i pejzaży. Eksterminacja niewinnych to podstawowe zajęcie w polskiej produkcji, wszystkie inne czynności spychając na dalszy plan.
Główny bohater nie ma sprecyzowanego celu. Nie znamy jego ideologii ani motywów. Nie wiemy nawet, jak ma na imię. Bardzo chory człowiek pewnego dnia powiedział po prostu „dosyć” i wyszedł na ulicę z karabinem w rękach. Jego nienawiść do wszystkiego co żywe wyraża się w kulach wylatujących z parującej lufy, okazyjnych, przepełnionych pogardą komentarzy oraz stosów ciał zostawionych za sobą.
To będzie zabawne, ale protagonista – antagonista Hatred przez cały czas przypominał mi internetowego hejtera. Wiecie, człowieka, który pała nienawiścią do wszystkiego, co możliwe. Czy to kolejki w sklepach, polityka, nowe technologie czy religia. Zawsze na nie, zawsze pluje jadem, zawsze pełen pogardy i cementu, który wylewa się mu przez uszy. Taki najgorszy możliwy typ internauty, który w przypadku Hatred odrywa się od ziemi, chwyta za karabin i wychodzi z nory zaprowadzić własne porządki.
Początkowo strzelanie do bezbronnych cywili budziło we mnie opór
Widok uciekających mieszkańców, którzy w panice rozbiegali się po uliczkach aglomeracji, może być sugestywny. Hatred bardzo szybko mnie jednak znieczuliło. Po kilkunastu pierwszych minutach nie patrzyłem już na bezbronnych cywili jak na ofiary. Uciekające piksele były niczym innym jak apteczkami, za ustrzelenie których główny bohater regeneruje energię. Chociaż mocne i sugestywne, Hatred nie jest ani trochę bardziej realne od Postala czy Carmageddona.
Wszystko za sprawą narracji, która praktycznie nie istnieje. Nigdy nie poznajemy swoich ofiar. Te nie mają szans, aby w naszych oczach stać się czymś więcej niż tylko zbitką pikseli. Chociaż Hatred to całkiem realistyczna warstwa wizualna, w grze dominuje ten sam poziom odrealnienia, co w wyżej przytoczonych produkcjach. Okej, pierwsze minuty mogą być ciężkie, później jednak naprawdę nie da się brać tej produkcji śmiertelnie poważnie.
Na miejscu cywilów równie dobrze mogłyby być modele kosmitów, żołnierzy Wermachtu czy futurystycznych cyborgów. Niewiele by się wtedy zmieniło. Jestem zdania, że zdrowy, normalnie funkcjonujący gracz nie będzie w stanie brać na serio Hatred, tak jak nie bierze na serio Mortal Kombat X czy Postala. O wiele bardziej „poniewierające” były dla mnie dobrze rozpisane, filmowe sceny z Max Payne’a czy Heavy Rain. Hatred to przy takich grach beztroska wizyta na odrealnionej strzelnicy.
Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony wyglądem Hatred oraz ilością drobnych detali
Gra studia Destructive Creations działa na pachnącym nowością Unreal Engine 4. Chociaż zaprezentowane graczom w rzucie izometrycznym, Hatred prezentuje się naprawdę okazale. Widać to zwłaszcza podczas kilku scen, w których kamera zjeżdża zza plecy (anty)bohatera. Poziom detali jest momentami przytłaczający.
Architekci poziomów powinni dostać podwyżkę. Lokacje są względnie otwarte i wypełnione drobnymi elementami. Olbrzymią liczbę ścian można zdemolować i zrównać z ziemią. Nie mogło zabraknąć pięknie eksplodujących wybuchających beczek. Zdarzało mi się zniszczyć całe budynki, w których jeszcze przed chwilą beztrosko żyli niczego nieświadomi cywile. Na tym tle możliwe do zdewastowania witryny sklepowe czy przystanki nie będą robić takiego wrażenia.
Grand Theft Hatred
Warto zwrócić również uwagę na relatywnie otwartą strukturę rozgrywki w Hatred. Większość misji jest osadzona w miejsach, po których gracz – rzeźnik i seryjny zabójca – może się swobodnie poruszać. Chociaż mamy pewne określone zadania do wykonania, to od dzierżyciela kontrolera/myszki zależy, w jaki sposób te zostaną wykonane.
Frontalny atak, wejście tylnymi drzwiami, ucieczka przez okno, rozciągnięcie wojskowego pościgu na wypełnione cywilami uliczki – gracz ma spore pole do popisu. Korzystanie z przewagi, jaką daje otwarty teren, jest z kolei kluczowe. Hatred naprawdę nie należy do gier łatwych, nawet na najniższym poziomie trudności. Gdy zaczynają się pojawiać oddziały SWAT oraz żandarmerii, życie seryjnego mordercy przestaje być usiane… trupami(?).
Twórcy oddali w ręce graczy nawet możliwość poruszania się pojazdami. Niestety, jedynie tymi należącymi do służb próbujących nas powstrzymać. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby ukraść policyjny radiowóz, czy opancerzony wóz sił szybkiego reagowania. Zapomnij jednak o wejściu do któregokolwiek z dziesiątek samochodów zaparkowanych pod wypełnionym ludźmi supermarketem. Szkoda.
Błędy i potknięcia, których unikałby każdy szaleniec
Hatred to również szereg denerwujących błędów i niedoróbek, które niszczą zadziwiająco dobre pierwsze wrażenie. Przede wszystkim – celowanie. To jest zablokowane na jednym poziomie wysokości. Co za tym idzie, nie sposób ustrzelić przeciwnikowi precyzyjnego, zamierzonego headshota czy przestrzelić mu kolano. Prawdziwy cyrk zaczyna się jednak, kiedy między bohaterem, a oponentami jest różnica metra w pionie. Na przykład trzy schodki.
Tyle wystarczy, aby dwóch stojących naprzeciwko siebie mężczyzn nie było w stanie w siebie trafić. Serie jednego mknęły by nad głową drugiego, natomiast drugi strzelałby pod stopy pierwszego. Olbrzymia niedorzeczność, która nie pozwalała w pełni korzystać z przewagi terenowej i bardziej finezyjnych taktyk. Po co mogę wdrapać się na przejście nad torowiskiem, skoro nie mam okazji zamienić tego miejsca w dogodne gniazdo snajperskie?
Irytująca okazała się również jazda samochodami. Twórcy są bardzo niekonsekwentni, jeżeli chodzi o to co można, a czego nie można zniszczyć. Z jednej strony mogłem z impetem wjechać w budynek wypełniony łatwopalnymi elementami. Z drugiej, niski płotek okazał się przeszkodą nie do staranowania. Przez pokręconą logikę deweloperów bardzo często zakleszczałem się pomiędzy obiektami, zamieniając się w żywą tarczę dla moich przeciwników.
Hatred mogło być czymś znacznie, znacznie więcej
Grze Destructive Creations można dać szansę w kategoriach kontrowersyjnej, interesującej ciekawostki. Produkcja ma jednak znacznie większy potencjał do wykorzystania. Ten tytuł aż prosi się o tryb kooperacyjny, w którym dwójka, trójka, a nawet czwórka graczy siałaby śmierć i zniszczenie na względnie otwartych mapach. Wspólna walka z oddziałami policji i wojska na pewno dałaby grze drugą młodość.
To samo tyczy się nieobecnego w Hatred trybu wieloosobowego. Sporych rozmiarów lokacja, możliwość zastawiania pułapek i poruszania się pojazdami, a pośrodku całego zamieszczania czterech lub więcej psycholi polujących na siebie. Dodajmy do tego team deatchmatch czy ciekawą, krwawą ewolucję trybu hordy, a dostalibyśmy naprawdę rozbudowaną, ciekawą bestię. Jako recenzent rozumiem, że niezależne studio ma ograniczony budżet, ale dla końcowego odbiorcy nie może to być żaden argument.
Inną kwestią jest to, że Hatred, podobnie jak Helldivers czy Alien Swarm, jak ulał pasuje do konsoli. Naprawdę chciałbym w to zagrać na PS4, z bezprzewodowym padem w rękach. Oczywiście restrykcyjna polityka wydawnicza Sony oraz Microsoftu sprawiają, że to niemal niemożliwe. Nie z tak kontrowersyjnym produktem, jakim jest Hatred.