REKLAMA

Dragon Ball: Xenoverse wymienia ciosy z gatunkiem MMORPG – recenzja Spider’s Web

Pojawiam się na otwartym placu. Wokół biega mnóstwo postaci. Wojownicy i wojowniczki wielu ras załatwiają swoje sprawy. Wykonują misje, kupują odzież i przedmioty, rozwijają swoje statystyki. Zupełnie nie tego spodziewałem się po nowej bijatyce w uniwersum Akiry Toriyamy. Dragon Ball: Xenoverse jest odważnym eksperymentem w obszarze efektownych bijatyk. Powstaje pytanie, czy właśnie tego oczekiwałem.

Dragon Ball: Xenoverse idzie na ciosy z MMO – recenzja Spider’s Web
REKLAMA

Dragon Ball: Xenoverse to pierwsza gra z serii debiutująca na konsolach nowej generacji. Niestety, patrząc na ekran trudno to wychwycić. Od dłuższego czasu bijatyki na podstawie popularnej mangi są synonimem brzydactwa i wsteczności. Podobnie jest tym razem. Modele postaci zostały wykonane znośne, ale to najlepsze co mogę o nich napisać. Otoczenie wypala jednak oczy. Zarówno sterylnością, jak również niskimi teksturami i niemal zerową interaktywnością.

REKLAMA
DRAGON BALL XENOVERSE_20150225193747

Dragon Ball: Xenoverse robi fatalne pierwsze wrażenie i tylko ciekawy pomysł na rozgrywkę zmusił mnie do pozostania przy konsoli.

Co wyróżnia Xenoverse? Po raz pierwszy w historii bijatyk Namco Bandai przyjdzie nam stworzyć własnego herosa o unikalnych predyspozycjach. W Dimps Corporation odwrócili dotychczasowy schemat do góry nogami. Zamiast wcielać się w kultowe postacie z mangi, sami zostaniemy bohaterem ratującym świat przed… właściwie do końca nie wiadomo przed czym, ale ma to związek z manipulacjami czasem. Zaliczana do kanonu historia Dragon Ball się zmienia, z kolei twoja w tym głowa, aby przywrócić wydarzeniowym poprzedni bieg.

DRAGON BALL XENOVERSE_20150225175426

Swojego własnego herosa tworzysz niczym w rasowym tytule RPG. Producenci oddali graczom kilka ras do wyboru. Poza tak oczywistymi jak ludzie, sayanie i nameczanie są również perełki pokroju gatunku Freezy czy gumowatej, różowiutkiej formy Boo. Rasy różnią się nie tylko wyglądem, ale również początkowymi statystykami oraz unikalnymi umiejętnościami. Mimo bardzo ciekawych możliwości chyba nikogo nie powinno zdziwić, że wybrałem akurat sayana.

Po stworzeniu postaci spotkało mnie drugie olbrzymie zdziwienie. Dragon Ball: Xenoverse czerpie garściami z gatunku MMO.

Centralnym miejscem w świecie gry jest strefa wypełniona innymi żywymi graczami. Place przy sklepach przypominają prawdziwą rewię mody. Miłośnicy mangi prześcigają się w efektownych kreacje. Chociaż interakcje między wojownikami są skromne, strefa MMO jest olbrzymim powiewem świeżości w serii bijatyk. Po czasie zdałem sobie sprawę, że to właśnie tutaj najchętniej przebywam.

DRAGON BALL XENOVERSE_20150225181905

Tworzenie przedmiotów, kupowanie odzieży, uczenie się technik walki czy wyzywanie indywidualnych graczy na pojedynki – strefa MMO okazała się być strzałem w dziesiątkę i najmocniejszym elementem Dragon Ball: Xenoverse. Wracając do niej po serii misji czuje się charakterystyczne rozluźnienie i komfort porównywany do poczynań w grach MMORPG. Producentom z Dimps Corporation należy się wielki plus za kreatywność.

Niestety, podobnie jak w przypadku poprzedniej gry z serii, tak i w Dragon Ball: Xenoverse największą bolączką jest… sama walka.

Walka to przecież prawdziwe mięso, prawdziwe trzewia omawianej produkcji. Najnowsza bijatyka Dimps czerpie garściami z poprzedniego Dragon Ball Z: Battle of Z. Również tym razem największy nacisk został położony na drużynowe starcia w otwartej przestrzeni. Bez dwóch zdań idealnie łączy się to z bardziej społecznościowym i masowym charakterem Dragon Ball: Xenoverse. Niestety, jakość pozostawia wiele do życzenia.

DRAGON BALL XENOVERSE_20150226202151

Walki są po prostu nudne. Kamehameha, teleportacja, Garlic gun – to wszystko daje frajdę przez pierwsze kilkanaście potyczek. Bardzo szybko odkryjecie, że możliwość bitki ramię w ramię z dwoma towarzyszami odbyło się kosztem precyzji i finezji. Dragon Ball: Xenoverse polega na monotonnym uderzaniu w przycisk walki wręcz, do czasu załadowania się potężnego ataku. Po wykorzystaniu jednej ze specjalnych technik wracamy do monotonnego okładania się po twarzy aż do czasu zregenerowania energii.

Tęsknię do czasów Dragon Ball Z: Budokai 3 z PlayStation 2. Tam walki nie były ani drużynowe, ani na olbrzymiej przestrzeni, ale dawały mnóstwo frajdy.

Bogactwo ciosów i kombinacji, do tego konieczność ładowania energii, przemyślane elementy QTE, poziomy mocy, przemiany w kolejne formy i poziomy SSJ – właśnie tego brakuje w Dragon Ball: Xenoverse. Jasne, obijanie Cella z dwójką znajomych wciąż jest frajdą. To jednak odczuwalnie mniejszy poziom efektowności, miodności i magii z dzieciństwa niż w erze PlayStation 2. Przez moment bałem się, że wina leży we mnie i mojej postępującej zgryzocie. Na całe szczęście w swojej opinii nie byłem osamotniony.

DRAGON BALL XENOVERSE_20150225182710

Moim podstawowym zarzutem w kierunku Dimps Corporation jest niewykorzystanie potencjału komputerów osobistych oraz konsol ósmej generacji. Byłbym w stanie wybaczyć szkaradne wykonanie lokacji, gdyby te rozpadały się niczym domki z kart. Pamiętam, że już w czasach PlayStation 2 bijatyki z serii Dragon Ball były okraszone tak efekciarskimi elementami jak walące się wieżowce czy góry, przez które przebijało się przeciwników. Tutaj tego brakuje. Leje po pociskach znikają w kilka sekund, a destrukcji ulegają jedynie najmniejsze domki i konstrukcje skalne. W Dragon Ball: Xenoverse po prostu brakuje mocy.

Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z produkcją złą.

REKLAMA

Dragon Ball: Xenoverse jest znacznie ciekawsze i lepiej przemyślane niż zeszłoroczne Battle of Z. Elementy MMO okazały się strzałem w dziesiątkę. Rewelacyjne jest również to, że w najnowszą grę Dimps Corporation mogą (w końcu!) zagrać posiadacze komputerów osobistych. To jednak wciąż nie ten magiczny, niesamowity i elektryzujący poziom co w kultowym Dragon Ball Z: Budokai 3. Pod tym względem najnowsze gry Namco Bandai w dalszym ciągu nie potrafią doścignąć jakości znanej jeszcze z konsoli PlayStation 2.

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA