Powrót wielkiego Szweda, czyli polska premiera Volvo XC90 - relacja Spider's Web
To nie jest już samochód, jako po prostu połączenie silnika, skrzyni biegów i reszty. To połączenie samochodu i telefonu - w mniej więcej taki właśnie sposób przedstawiciele Volvo zapowiedzieli podczas weekendowej prezentacji bohatera tamtej imprezy. Odświeżone XC90, na którego debiut musieliśmy czekać niesamowicie długo, w końcu oficjalnie odwiedziło nasz kraj.
Niestety na krótko. Pojazd, wystawiony w sobotę w warszawskim centrum EXPO XXI, przez pierwszy dzień mógł cieszyć jedynie oczy dziennikarzy i wybranych gości, aby po niedzielnej, bardziej otwartej prezentacji, ruszyć w długą trasę do miejsca, z którego się wywodzi. Do Szwecji.
Ogromny tłok, spowodowany przez obecność niesamowitej liczby osób, wcale nie przeszkadzał w odbiorze wydarzenia. Wręcz przeciwnie, był doskonałą okazją do podsłuchania tego, co mówią i myślą uczestnicy prezentacji. W tym i ci, którzy przyszli tu zobaczyć... swoje przyszłe auto.
- Widzisz tych ludzi? - pytał swojej znajomej jeden ze stojących przede mną mężczyzn w doskonale skrojonym garniturze - Część z nich już kupiła to auto i dopiero teraz, po raz pierwszy w życiu, zobaczą za co właściwie zapłacili. Po raz pierwszy będą mieli okazję dotknąć go i wsiąść do niego.
Ja niestety w aż tak dobrej sytuacji nie byłem, ale mimo wszystko kontakt z nowym XC90 był czymś naprawdę interesującym.
Nowy-stary znajomy
Poprzednia generacja XC90 utrzymywana była na rynku przez niesamowicie długi czas. Faktu, że pojazd ten w niemal niezmienionej postaci produkowany był nieprzerwanie od 13 lat (premiera w 2002 roku), nie były w stanie przykryć nawet kolejne liftingi. Nawet i one wymagały raczej wprawnego oka i dobrej znajomości tematu, żeby odróżnić model przed odświeżeniem, do tego po.
Dojrzałość, mówiąc delikatnie, widoczna była jednak nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Tam, gdzie w modelach konkurencji (i w innych, nowszych samochodach Volvo) starano się do minimum ograniczyć liczbę przycisków, stawiając na dotykowe ekrany o sporych przekątnych i coraz wyższych rozdzielczościach, w XC90 pierwszej generacji nieprzerwanie straszyła kombinacja dziesiątek przycisków, połączonych z niewielkim, przestarzałym wyświetlaczem.
Wspominać o cyfrowych zegarach, czy chociażby systemach informacyjno-rozrywkowych, takich jak Sensus Connected Touch, nie ma nawet sensu wspominać. Właściciele XC90, nawet ci, którzy kupili go rok czy kilka miesięcy temu (oczywiście z odpowiednim rabatem), mogli tylko z zazdrością spoglądać na tych, którzy wyjeżdżali z salonu w tym samym czasie S80, czy innymi modelami tego producenta.
To musiało się w końcu zmienić.
I oczywiście stało się to teraz. W samochodzie, który swojej globalnej prezentacji doczekał się już jakiś czas temu, zmieniono - według deklaracji Volvo - około 90% wszystkich części, a prace, które pochłonęły równowartość 40 mld złotych zajęły aż 4 lata. Przedstawiciel Volvo nie omieszkał przy tym zaznaczyć, że koszt stworzenia tego auta był większy, niż koszt stworzenia... mostu łączącego Danię ze Szwecją.
Mimo takiego ogromu działań, z XC90, poza oczywiście rozmiarem, pozostało to, co było w nim pod względem stylistycznym nadal aktualne.
Nadal mamy wiec do czynienia z charakterystycznymi, choć tutaj oczywiście bardziej dopracowanymi i złożonymi z LED-ów światłami tylnymi. Bez dłuższego zastanawiania się da się też rozpoznać podobieństwa w bocznej sylwetce obydwu generacji tego modelu. Długa maska, ogromna przestrzeń pasażerska i gwałtownie opadająca linia dachu - z jednej strony może to być opis większości SUV-ów, ale z drugiej strony, widząc nowe XC90, trudno natychmiast nie powiązać go w myślach z jego starszą generacją. Biorąc pod uwagę popularność i renomę tego ostatniego chociażby w naszym kraju, to dobry znak.
Usunięto lub zastąpiono natomiast wszystko to, co zdecydowanie przestało już wyglądać aktualnie. Niezbyt piękne już od momentu premiery światła przednie z pierwszej wersji zniknęły bez śladu, a na ich miejsce pojawiły się nowe, oczywiście LED-owe, ułożone w kształt, który trudno będzie komukolwiek przeoczyć na ulicy. Pomijając już to, czy faktycznie przypominają młot Thora i czy ma to jakiekolwiek znaczenie, w ciemności prezentują się świetnie, nadając autu kojarzonemu raczej ze spokojnym i bezpiecznym "dzieciowozem" nieco agresywniejszy i bardziej dynamicznych charakter.
To samo stało się zresztą z większością niemodnych już dzisiaj obłości czy delikatniejszych linii. Wielki samochód musi być "mocny" również pod względem wyglądu i nowe XC90 robi wszystko, aby tak właśnie się prezentować. Ogromny grill, prostszy, ale mimo to ozdobiony gdzie trzeba odpowiednimi przetłoczeniami profil - to robi wrażenie. Dodatkowo nie ma tutaj odczucia, które - przynajmniej mi - towarzyszyło przy przyglądaniu się XC90 - że niektóre elementy niekoniecznie do siebie pasują, że brakuje gdzieś pełnej spójności. Tutaj faktycznie widać, że pieniądze na projekt nie poszły na marne.
Udało się więc w dość umiejętny sposób wprowadzić "nowe", nie wykluczając całkowicie "starego". Niektórym wprawdzie może nie przypaść do gustu fakt, że nowe Volvo staje się o wiele bardziej agresywne wizualnie niż poprzednie generacje, a innym z kolei nadal będzie się ono kojarzyć "tatuśkowato", ale wszystkich nie da się zadowolić.
Wnętrze jak w Volvo, ale...
... nie jak w jakimkolwiek innym Volvo. Przepaść, jaka dzieli starsze modele (XC90, S80 II, czy nawet nowsze XC60) od XC90 II pod względem wyglądu wnętrza jest ogromna. Nadal wprawdzie mamy to, do czego przyzwyczaiła nas szwedzka firma - niezbyt nachalny, ale jednocześnie wysmakowany projekt i bardzo dobre materiały.
W wystawionej wersji (D5 Inscription) skóra umieszczona praktycznie wszędzie, wliczając w to także konsolę środkową, była tak miękka i delikatna, że według jednej z kobiet dokładnie badających całe wnętrze była aż... zbyt miękka. Nie omieszkała zresztą sprawdzić tego paznokciem, pozostawiając w tym miejscu niezbyt piękny ślad. Tak miękka, że nawet niezbyt twarde tworzywo, którym wykończony był fragment drzwi tuż pod szybą, wydawał się niektórym odrobinę zbyt twardy. Cóż, to piękna rzecz móc tak wybrzydzać.
Mało kto będzie jednak wybrzydzał w momencie, kiedy zajmie miejsce w jednym z foteli. Te nadal są takie, do jakich przyzwyczaiło nas Volvo. Ba, są prawdopodobnie nawet lepsze, z niesamowitą liczbą kierunków i płaszczyzn regulacji, podparciem wszystkiego, co można sobie wyobrazić, miękkim, ale wystarczająco sprężystym wypełnieniem i świetną w dotyku, perforowaną (w wybranych wersjach) skórą. Po bardzo długim czasie, jaki trzeba było odstać w kolejce, aby w końcu móc na nich zasiąść, wydawały się po prostu zbawieniem.
To samo najprawdopodobniej tyczy się dłuższych podróży, choć nie jestem pewien, czy kiedykolwiek uda mi się o tym przekonać.
Ta sama co w innych Volvo jest zresztą atmosfera panująca we wnętrzu. Mimo że to nie jest już tak zachowawcze i minimalistyczne jak do tej pory, w dalszym ciągu można się tu poczuć po prostu... swobodnie, wręcz domowo. Spora w tym zasługa oczywiście dobranej kolorystyki - jasna skóra, drewno i kontrastująca z całością czerń konsoli , urozmaicana chromowanymi ramkami wylotów nawiewów i metalowymi elementami umieszczonymi tu i ówdzie. Każdego, kto już zajął miejsce za kierownicą, trzeba było praktycznie siłą wyciągać z tych przepastnych foteli, żeby szczęścia - chociaż przez chwilę - mógł spróbować kto inny.
Niestety w prezentowanym egzemplarzu, nawet pomimo tego, iż była to najwyższa opcja wyposażenia, zabrakło jednego dodatku - kryształowej gałki zmiany biegów, dostępnej jedynie w modelach z najwyższą wersją silnikową - T8. Zamiast niej była jedynie "zwykła", choć i tak wykończona metalem i chromem.
Samochód, tablet czy smartfon?
Nie da się oczywiście przejść obojętnie obok tego, co najbardziej zmieniło się w nowym XC90, bo nie o wygląd tu chodzi. Chodzi oczywiście o rozwiązania "cyfrowe", których do tej pory nie było zbyt wiele.
Niewielki ekranik na górze deski spłynął więc na dół, zastąpiony na swoim dotychczasowych miejscu przez jeden z kilkunastu głośników opcjonalnego systemu marki B&W, rozrastając się z około 7", do 12,3". Wbrew temu, co twierdzili PR-owcy Volvo, nie jest to wprawdzie największy tego typu wyświetlacz na rynku (w W222 jest podobny, choć poziomy, w Tesli jest dużo większy), ale i tak zmiana jest gigantyczna. Zniknęły praktycznie wszystkie fizyczne przyciski, wliczając w to - ku rozczarowaniu niektórych oglądających - nawet te, służące do regulacji klimatyzacji.
Zachowano w tym miejscu bardzo niewiele klasycznych rozwiązań. Jedynie przyciski do obsługi radia i kilku bardzo podstawowych funkcji oraz, umieszczony centralnie pod tabletem przycisk... "Home". Tak, tak samo jak w iPadzie czy wielu innych tabletach.
Wszystko więc, może poza samym prowadzeniem auta, realizowane jest właśnie za pomocą tabletu umieszczonego na środku kokpitu.
Nie wiem, czy było to spowodowane niewieloma autami, które mają tak bogatą listę konfigurowalnych opcji, czy też po prostu podobny problem będzie miało więcej osób, ale początkowo w takim natłoku możliwości trudno się odnaleźć. Owszem, całe UI przygotowano tak, aby dało się bez problemu trafić w każdy wirtualny przycisk palcem, a ikony regulacji klimatyzacji są cały czas wyświetlone na ekranie i na upartego można trafić w nie bez patrzenia, ale... tego było po prostu dużo. Na przeklikanie się przez wszystkie możliwe poziomy nie było po prostu czasu.
Chcąc czy też nie chcą, przygodę z XC90 będziemy musieli zacząć od zabawy tabletem, choć na szczęście w tych czasach nie powinno być to dla nikogo najmniejszym problemem. Być może właśnie tego chcą klienci - obsługi samochodu w taki sam sposób, jak robi się to na ekranach ich telefonów czy tabletów.
Jeśli tak, efekt został jak najbardziej osiągnięty, choć nad intuicyjnością samej obsługi warto byłoby jeszcze trochę popracować. W niektórych miejscach układ elementów (z wyjątkiem kilku "nieruszalnych") całkowicie się zmienia, zmuszając nas do poszukiwania przycisku powrotu o jeden poziom, a nie do ekranu głównego. Oczywiście nie wszystkie funkcje da się przenieść na fizyczne przyciski i w żadnym wypadku nie należy tego robić, ale czasem wygląda to po prostu jak przerost formy nad treścią - jak próba przeniesienia wszystkiego do cyfrowego świata, nawet jeśli niekoniecznie to tam pasuje.
Pewne wątpliwości można mieć także do tego, czy przycisk powrotu do ekranu głównego jest na pewno najlepszym dla niego miejscem. Jest on umieszczony dość nisko, a do tego, co oczywiste, punktowo, przez co trzeba go szukać i/lub do niego sięgać. Można byłoby po prostu podpatrzeć jak robi to Apple z tabletami - jeden gest i już jesteśmy na ekranie głównym. Bez szukania, bez patrzenia, bez szczególnego odrywania uwagi.
Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że liczba opcji, które udało się zamknąć na takiej przekątnej, jest naprawdę imponująca. Nie ma właściwie elementu samochodu, którego nie dałoby się za jego pośrednictwem niemal dowolnie regulować. Od książki adresowej i połączeń telefonicznych, przez chyba wszystkie możliwe formy łączności, aż po zmiany ustawienia jazdy, do tego łatwiejsze i wygodniejsze w obsłudze na ekranie dotykowym niż w przypadku np. wszelakich pokręteł, dżojstików czy strzałek. No i oczywiście bez lagów.
Gdyby tego było mało, z całość odpowiada nie tylko autorski system Volvo, ale także - o ile posiadamy odpowiedni telefon - Apple CarPlay, który jeszcze bardziej integruje nasz telefon z samochodem. Niestety opcja ta jest dodatkowo płatna, ale przy całkowitej cenie nowego XC90, nie wydaje się to sporym problemem.
Niemal równie ciekawa jest tarcza zegarów, w tym przypadku zastąpiona całkowicie w każdej wersji wyposażeniowej sporym wyświetlaczem. Znów, w porównaniu do klasycznych rozwiązań niekoniecznie zawsze będzie lepsza, ale możliwości, jakie oferuje, robią wrażenie. Chociażby już samo, dość obecnie powszechne, przenoszenie obrazu nawigacji pomiędzy wskaźnik prędkości a obrotów, może okazać się fantastycznym ułatwieniem.
A biorąc pod uwagę fakt, że tylko od fantazji inżynierów zależy to, co dokładnie tam się znajdzie, nie sposób jest opisać wszystkie potencjalne zastosowania. Jedyne, co tak naprawdę na szybko można takiemu wyświetlaczowi zarzucić, to to, że jeszcze przez pewien czas, mimo nawet najwyższych rozdzielczości i dbałości grafików, "cyfrówki" nie wyglądają po prostu tak dobre, jak ich analogowe odpowiedniki. Czegoś po prostu brakuje - czegoś, czego nie zastąpi nawet najlepszy obecnie dostępny efekt pseudo-3D.
Nacisk na kojarzenie nowych technologii z Volvo był zresztą obecny w każdym miejscu hali, także poza samochodem. Na specjalnym stoisku można było chociażby założyć na głowę gogle Oculusa i wybrać się na wirtualne zwiedzanie wnętrza nowego XC90, bez stania w ogromnej kolejce. Całe doświadczenie najlepiej podsumowała jedna z kobiet, która oddając kolejnej osobie swój zestaw stwierdziła wprost, że wszystko było tak realne, że można było tego praktycznie dotykać.
A faktyczne auto stało przecież kilkanaście metrów dalej i można było przecież odwiedzić i je. Jak widać, nie zawsze jest to niezbędne, a biorąc pod uwagę sukcesy Volvo w sprzedaży przez Internet, kto wie, jak będzie wyglądał salon przyszłości.
Dodajmy jeszcze do tego plan Volvo, który zakłada, że dzięki autorskim systemom bezpieczeństwa w autach tej marki, wyprodukowanych po 2020 roku, nikt nie zginie, ani też nie odniesie poważniejszych obrażeń (dodatkową kamerę zainstalowano nawet w przednim znaczku Volvo), a mamy przed sobą pojazd potężny, bezpieczny i nowoczesny. Całkiem smakowite zestawienie.
A pod maską?
Na razie jednak nawet najlepszy i najbardziej nowoczesny samochód nie jest w stanie jechać napędzany podłączonym przez kabelek iPhone'em i dlatego Volvo musiało się zdecydować na zastosowanie nieco bardziej standardowych systemów wprowadzania auta w ruch.
Do dyspozycji klientów, wśród których XC90 ma zyskać markę "najbardziej pożądanego auta tego typu", oddano na początku (przynajmniej według naszego krajowego konfiguratora) trzy silniki - hybrydowe T8 z napędem na wszystkie koła, 320 KM z silnika benzynowego i 80 KM z silnika elektrycznego, benzynowe T6 (320 KM), lub prawdopodobnie najpopularniejsze w Polsce D5 (225 KM), zasilane olejem napędowym.
Ceny za "gołe" wersje zaczynają się od niecałych 246 tys. zł., a jeśli przeszarżujemy z konfiguratorem, szybko możemy przekroczyć i 400 tys. Do wyboru mamy bowiem cztery wersje wyposażenia (Kinetic, Momentum, Instription, R-Design) oraz ich odmiany 7-osobowe (z tylnymi fotelami składającymi się idealnie na płasko) i całe zastępcy dodatkowego wyposażenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że jak do tej pory około 200 osób kupiło już w naszym kraju właśnie to Volvo, widząc je na oczy dopiero w sobotni wieczór, lub też - jeśli nie odwiedzili w tym czasie Warszawy - nie oglądając go wcale. Mało tego, pierwsze egzemplarze dotrą do Polski w okolicach maja.
Najwyraźniej nie musieli się dwa razy zastanawiać przed podjęciem takiej decyzji.