REKLAMA

Kogo jeszcze obchodzi Windows 10?

Microsoft niedawno dokonał zdumiewającego oświadczenia: stwierdził, że rynek PC nie jest już istotniejszy od innych, a to oznacza, że firma ta, jak sama przyznaje, nie ma "większości" a raptem 17-procentowy udział na rynku. I cały czas go traci.

19.01.2015 16.51
Kogo jeszcze obchodzi Windows 10?
REKLAMA
REKLAMA

Windows już od dawna nie jest jedynym graczem na boisku. Konkurencja sprytnie obeszła jego pozycję, która bliska była totalnemu monopolowi. Przekonała konsumentów do swoich platform poprzez inne usługi, których Microsoft albo nie miał w ofercie, albo były one zaniedbane i niskiej jakości. Windows na komputerach osobistych ma dalej większość rynku głównie z uwagi na efekt kuli śniegowej: używa go mnóstwo osób, bo… mnóstwo osób go używa. Nie jest już jedynym systemem na rynku. Zdaniem coraz większej grupy użytkowników, nie jest też już najlepszym.

Na dodatek zaciera się granica pomiędzy przeróżnymi kategoriami urządzeń. Czy „fablet” to jeszcze smartfon, czy już tablet? Czy Chromebook to netbook? A czy urządzenia hybrydowe to urządzenia PC czy tablety? Nie próbujmy odpowiadać na to pytanie, bo nie ma to sensu. Wniosek płynie z tego inny: znaczenie PC maleje, a smatfonów i tabletów rośnie. I właśnie dlatego Microsoft stwierdził na jednej z niedawnych konferencji, że nie ma już 90-procentowego udziału rynkowego, a 17-procentowy.

Windows 10 receptą na problemy?

Tak, ale w teorii. Microsoft cały czas płaci za przespanie mobilnej rewolucji w formie konsumenckich tabletów i smartfonów. Uznanie tych urządzeń za specjalistyczne narzędzia (bo Windows Mobile czy Windows XP Tablet Edition istniały na długo przed iGadżetami, ale były przeznaczone dla pewnych nisz) spowodowały, że rynek został już podzielony między Androida i iOS-a. Windows dla tabletów i smartfonów nie jest złym systemem. Możemy się nadal spierać czy jest lepszy czy gorszy od rywali, ale z pewnością nie odstaje jakościowo od nich tak bardzo, jak odstaje w udziałach rynkowych. Jest zbyt „inny” od tego, co konsumenci zdążyli poznać, polubić i się przyzwyczaić.

Windows_XP_SP3

Windows 10 ma zmienić sytuację poprzez wykorzystanie wspomnianego wyżej efektu kuli śniegowej. Choć wiele osób korzysta z Windows tylko dlatego, że nie stać ich na Maka lub boją się tego dziwnego Ubuntu lub chcą grać na swoich komputerach, to dla jeszcze większej ilości użytkowników alternatywy dla Windows nie ma. Microsoft o tym wie i liczy na tych użytkowników, że zechcą mieć ten sam, ich ulubiony system, również na telefonie i tablecie.

Problem w tym, że Microsoft może się przeliczyć. Zadowoleni użytkownicy Windows cenią go za jego rozbudowane funkcje przy zachowaniu względnie prostego interfejsu, za bogactwo gier i aplikacji dla niego napisanego (szczególnie tych do pracy) i za to, że go już znają i czują się na nim pewnie i swobodnie. Żadna z tych zalet nie przekłada się na urządzenia mobilne. Windows 10 na telefony musi być również nowoczesnym, wyróżniającym się z tłumu produktem. A i to może nie wystarczyć, co pokazuje dobitnie sytuacja Windows Phone na rynku, zwłaszcza w kontekście mariażu z taką marką, jaką była Nokia.

A to nie koniec wyzwań

Microsoft musi się zmierzyć z jeszcze jednym „problemem”, jakim jest rynek Internetu Rzeczy. I choć tym razem zaczyna się nim interesować bez opóźnień, tak tu również może mieć trudności. Tu bowiem od lat ma wielu mocnych rywali, najczęściej występujących wspólnie pod linuxowym sztandarem. Internet Rzeczy to bowiem następny krok w ewolucji rozwiązań wbudowanych. Windows ma tam od dawna mocną pozycję, ale daleką do bycia ugruntowaną. Microsoft przekonuje do siebie partnerów poprzez rozbudowane narzędzia administracyjne, wsparcie techniczne i łatwość tworzenia nań aplikacji. Rozwiązania linuxowe są jednak bardziej elastyczne i pozwalają na dużo dalej idące modyfikacje pod zapotrzebowanie klienta.

ekspres-do-kawy-iot-internet-rzeczy

Windows 10 trafi również i do najprostszych urządzeń IoT, a także do wielu innych gadżetów, takich jak konsole do gier. Jakie ma to właściwie znaczenie i czemu jest to tak ważne dla dalszej istotności Microsoftu na rynku?

„Programiści, programiści, programiści”

Windows do tej pory oferował możliwość względnie prostego przenoszenia aplikacji pomiędzy jego poszczególnymi odmianami, a Microsoft zapewniał narzędzia do łatwego ich portowania również na Androida i iOS-a. To jednak ma być nic w porównaniu do tego, co oferuje Windows 10. System ten ma bowiem zredukować wysiłki programistów do minimum.

Programista angażując się w pisanie aplikacji dla Windows 10, nie będzie musiał jej pisać od nowa dla tabletu, telefonu, zegarka czy konsoli do gier. Pewnych rzeczy nie ominie: musi nadal, tak jak na innych platformach, dostosować ją do różnych interfejsów (dotyk, klawiatura, myszka, różne rozmiary wyświetlacza), ale na tym trudności się kończą. Ten sam kod źródłowy ma działać wszędzie.

universal-apps

Założenie więc jest dość proste: Windows będzie co najmniej przyzwoitym systemem, a dzięki niskim kosztom pisania programów na niego, będzie również najbardziej funkcjonalnym. A popularność zapewnić mu mają partnerzy Microsoftu, którzy wszyscy planują zaangażować się w tworzenie bardzo dobrych urządzeń z tym systemem.

To mocna karta. Jednak nie przesądza o niczym, a tylko zwiększa siłę Microsoftu. Jest jednak jeszcze jeden, ostatni problem.

A co za różnica jaki mam system operacyjny?

Jeżeli ktoś myśli, że to durne pytanie, to niech spojrzy na zdumiewające zamieszanie wokół Chromebooków i zainteresowanie nimi. Chrome OS jest systemem operacyjnym, który oferuje absolutne minimum jeżeli chodzi o funkcjonalność. Może to robić, bo skupia się wyłącznie na aplikacjach webowych. A więc programach napisanych dla przeglądarek internetowych, prawdziwie multiplatformowych. Prawie każda aplikacja na Chrome OS zadziała również na Windows, Ubuntu, OS X czy co tam kto używa. Nie są to złożone aplikacje, niektóre są wręcz nieporównywalnie prymitywniejsze od bardziej rozbudowanych, „natywnych” odpowiedników. Ale są dostatecznie dobre dla Kowalskiego.

Chrome OS na Chromebooku 08.11.2012 08:36

To oznacza, że ten Kowalski tak na dobrą sprawę nie potrzebuje Windows. Co prawda nie potrzebuje też Maka ani komputera z Linuxem (choć Chrome OS to oczywiście w pewnym sensie również Linux, ale mam nadzieję, że różnica jest dla was czytelna), ale to nie jest żadna pociecha dla Microsoftu. A właściwie dla działu Windows, bo Microsoft od dawna się już szykuje na plan awaryjny.

Azure i usługi

Windows 10 ma być ostatnią dużą wersją Windows, potem ma być już tylko aktualizowany… jak sugerują plotki. Ale czy w pewnym momencie Microsoft nie zrezygnuje z dalszego jego rozwoju? Taki plan jest już szykowany od dawna, a wręcz wdrażany. Sercem Microsoftu jest teraz Azure, a więc potężna, wielozadaniowa chmura, pozwalająca na hostowanie całych korporacyjnych systemów informatycznych, jak i prostych usług. Azure mogą wynajmować firmy trzecie, korzysta też z niego Microsoft hostując na nim wszystkie swoje usługi, od Xbox Live aż po OneDrive dla Firm.

wordpress-azure

Azure nie ma nic wspólnego z Windows i jest od niego całkowicie niezależny. Może hostować aplikacje webowe, Win32 a nawet linuxowe. Jeżeli Windows zostanie zepchnięty na margines, to przychody Microsoftu spadną zauważalnie i boleśnie… ale nie stworzy to większego zagrożenia. Steve Ballmer o to zadbał a architektem całego przedsięwzięcia był Satya Nadella, który z czasem zastąpił również samego Ballmera.

Na pesymizm jednak za wcześnie

Reakcje na Windows 10 są, jak na razie, bardzo entuzjastyczne. Mówimy tu nie tylko o mediach, ale również i o zwykłych użytkownikach. Wiemy o tym systemie nadal bardzo mało (szczególnie w kontekście mobilnych urządzeń), a już rozbudził on wielkie nadzieje użytkowników na całym świecie. Jak wpłynie to na faktyczne jego losy na rynku? Tego nie wiadomo, z powodów, które wymienione zostały powyżej.

Microsoft nie miał w swojej historii nigdy równie ambitnego projektu, co Windows 10 (choć Azure się kwalifikuje) i na razie nic nie wskazuje na to, by system ten był czymś innym niż tym, na co kreuje go Microsoft. Ale również Microsoft nie miał w swojej historii równie mocnej konkurencji, jaką ma teraz, a nadszarpnięty wiele lat temu wizerunek nie pomaga mu w walce o klienta.

windows 10 2

Losy Windows pozostają wielką niewiadomą. Jeżeli Windows 10 nie powstrzyma tendencji spadkowej jeżeli chodzi o udziały na rynku, to trudno nam sobie wyobrazić co mogłoby. Może się okazać, że nie potrzebujemy już Windows. Tak jak być może wkrótce, dzięki chmurze, nie będziemy w ogóle zwracać uwagi na zainstalowany w naszym urządzeniu system operacyjny, bo i tak przecież aplikacje i usługi będą uruchamiane zdalnie.

REKLAMA

Ostatnia teoria jest jednak mocno wątpliwa. Nadal potrzebujemy mieć możliwość pracy offline i nadal istotne są takie rzeczy, jak interfejs użytkowy systemu (kafelki, widżety, ikony, okna, centrum powiadomień i tak dalej), które ułatwiają nam pracę i zabawę. Jeżeli nowy system Microsoftu będzie brylował zarówno w powyższym, pokona zagrożenia wspomniane wcześniej w tekście, nie tracąc przy tym zalet które wyniosły go swego czasu na szczyt, Windows znów zacznie mieć dla rynku wielkie znaczenie.

Podejście do tego egzaminu planowane jest na trzeci kwartał bieżącego roku. Ogłoszenie wyników: rok później.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA