Wszystko dziś jest sztuką. Tak jakby
Nie jest to serwis o sztuce i nie o niej sensu stricto będziemy dzisiaj mówić, a o czymś innym. Mianowicie o sztuce rozumianej z perspektywy technologii. Sztuce i designie, które cyfrowy świat zmieniają od absurdu do szeroko pojmowanej użytkowości. Wszystko dziś jest sztuką? Tak jakby.
Technologia wkrada się w każdą część naszego życia. Od dłuższego czasu wkrada się także do mody. Jednak technologia ubieralna to nie tylko super mądre i super nowoczesne zegarki, które nosimy na ręce, z dumą prezentując, że nie mamy czasu, żeby sięgnąć po smartfona mającego bardzo słabą baterię. Nie. To na przykład pokazy mody, w których ta technologia jest wykorzystywana. Wykorzystywana, konkretnie, w ubiorach.
Tak jak na przykład w sukienkach Richarda Nicolla. Nicoll zaprojektował tę część garderoby wyposażając ją w oświetlenie LED-owe. "Tinker Bell" dress pokazuje, że technologia ubieralna może być tą z najlepszych wybiegów.
A przy okazji sztuką – wszak tak traktujemy większość kreacji tego światka. One nie projektowane są po to, by je ubierać, ale po to, by olśniewać, pokazać coś więcej niż mogą zwykłe jeansy i sprany t-shirt.
LED-owe sukienki to jeszcze nic. Co powiecie na rozbite smartfony, które są... sztuką i wyświetlają "artystyczne" obrazy? Ostatnio na stronie The Creators Project pojawiły się zdjęcia zniszczonych urządzeń mobilnych, których potrzaskane ekrany mają być czymś więcej niż tylko... potrzaskanymi ekranami. Rzeczywiście, nie sposób, choć wydaje się to absurdalne, nie ulec magii prezentowanych fotografii.
Według Tima Bonvalleta, pomysłodawcy tej niecodziennej formy sztuki, roztrzaskane ekrany smartfonów wyglądają niczym surrealistyczne olejne malarstwo.
Na szczęście oprócz dziwnych tworów, które będą mieć albo swoich zagorzałych przeciwników, albo gorących zwolenników, cyfrowy świat oferuje nam coś jeszcze. Użytkowość, a mówiąc ulubionym słowem dzisiejszych marketingowców – f u n k c j o n a l n o ś ć (nie mylić z funkcją!). Projekty takie, jak cyfrowa biblioteczka dobitnie udowadniają nam, że technologia może być zarówno piękna jak i praktyczna.
Jakiś czas temu do sprzedaży trafiła pierwsza cyfrowa biblioteczka, za pomocą której możemy mieć zarówno ładną książkę na estetycznym regale jak i cyfrowy format ulubionego literackiego tytułu. Czytelnicy Rumuni są pierwszymi na świecie, którzy mogą wyposażyć swoje mieszkania w taki wynalazek zaprojektowany przez Vodafone, Narodową Bibliotekę Cyfrową, sieć meblową MobExpert oraz agencję reklamową McCann Bucharest.
Nowatorska biblioteczka nie zajmuje żadnego miejsca w mieszkaniu, jest czymś na wzór tapety, co pozwala w atrakcyjny sposób zająć np. pustą, białą ścianę. Takie rozwiązanie wydaje się być idealne dla tych, którzy preferują e-czytanie i mają ograniczoną powierzchnię do zagospodarowania.
Książki znajdujące się na półkach są wyposażone w kody QR, które umożliwiają czytanie książek na urządzeniach mobilnych. Sposób zdobycia takiej tapety jest bardzo prosty. Użytkownik musi zalogować się na stronie Narodowej Biblioteki Cyfrowej, wybrać książki i... voilà! Cyfrowa bibioteczka dostarczana jest do domu. Oprócz wybranych książek swoją półkę można ozdobić także własnymi zdjęciami.
Ciekawym i praktycznym rozwiązaniem jest też Framed 2.0 stworzony przez japońskiego projektanta Yugo Nakamurę. Farmed 2.0 to ekran o dużej rozdzielczości, który jest wyposażony w niewielkich rozmiarów komputer.
Do obsługi tego urządzenia potrzebny jest smartfon. Projekt Nakamury to swoista wideoinstalacja lub – jak kto woli - ekran, który może wyświetlać każdą pracę artysty, którego twórczość znajduje się w internetowym sklepie sprzężonym z Farmed 2.0. Te ekrany, które można powiesić na ścianie, zapewniają możliwość zmiany wyglądu w zależności od zmiany otoczenia, wystroju czy własnego nastroju.
Możemy więc przez godzinę wyświetlać dzieło jednego twórcy, a potem przez 2 tygodnie cieszyć się innym obrazem. Choć temu projektowi daleko do malarstwa, trudno nie zgodzić mi się z tezą, że takie rozwiązanie jest świetne, ciekawe, praktyczne i, że to właśnie ono jest esencją nowoczesności. Bo czy nie o to w niej chodzi, by mieć wszystko w jednym i to jeszcze za pomocą jednego kliknięcia?
Można się oburzać na innowacyjne rozwiązania, które aspirują do miana sztuki, tak jak można się obrażać na sztukę nowoczesną, hołubiąc Renoira, da Vinci czy Kossaka. Przyznam, że niektóre bohomazy czy białe kwadraty na równie białym tle i do mnie nie trafiają. Z przyjemnością i niemałym rozbawieniem rozwiązywałam test, który krążył swego czasu po Sieci i w którym trzeba było odróżnić, co jest rysunkiem dziecka a co dziełem autorstwa współczesnego artysty.
Niesmak budzą takie rozwiązania, jakich dopuszczała się znienawidzona przez Enid z "Ghost World" koleżanka z zajęć artystycznych. Bo jeśli wrzucony do filiżanki tampon ma być sztuką nowoczesą i jednocześnie metaforą kobiecości to chyba faktycznie pozostaje nam siąść i płakać.
Niemniej nowoczesne rozwiązania zahaczające o sztukę i technologię wydają mi się fascynujące. Wyprzedziliśmy Warhola, Pollocka i Duchampa, którzy przedzierali szlaki. Wszystko dziś może być sztuką! Na pewno? Bez wahania odpowiem – tak. To my o tym decydujemy, nie kanony z przeszłych lat. A jeśli ktoś się na to nie godzi... Cóż, może po prostu skonstatować, że nie nadaje się do dzisiejszych czasów. Czasem każdy tak ma.
Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęconego cyfrowej rozrywce.
*Zdjęcia pochodzą z Shutterstock.