Chcesz wiedzieć, gdzie jest twoje dziecko? Wystarczy dać mu ten gadżet
Choć nie mam dzieci, zdaję sobie sprawę z tego, jak każdy rodzic boi się o swoje dziecko. Przedłużający się powrót ze szkoły, wycieczka za granicę lub pierwsze samotne wyjścia z rówieśnikami. To wszystko sytuacje niezwykle stresujące dla rodziców, którzy z jednej strony chcą zapewnić bezpieczeństwo swojemu potomkowi, jednocześnie nie ograniczając jego swobody.
Okazuje się, że jest na to sposób. Trzeba po prostu włożyć dziecku do torby trackimo. Jest to zaprezentowane dzisiaj w Warszawie miniaturowe urządzenie lokalizujące, które można włożyć do kieszeni lub torby i… o nim zapomnieć.
Po konfiguracji jest to sprzęt praktycznie bezobsługowy, z którego korzystanie jest bardzo proste. Wystarczy mieć zainstalowaną na smartfonie aplikację trackimo lub skorzystać z jej wersji przeglądarkowej, by widzieć, gdzie znajduje się nasza pociecha. Oczywiście to nie koniec, a tylko podstawa funkcjonalności tego sprzętu.
Został on wyposażony w system Geo Fence, dzięki któremu możliwe jest wyznaczenie bezpiecznej strefy, w której dziecko może się poruszać.
Jeśli z niej wyjdzie, rodzic zostanie o tym powiadomiony alarmem. Trackimo można skonfigurować również tak, by otrzymywać powiadomienie po powrocie dziecka do wcześniej wspomnianej strefy. W końcu warto wiedzieć, kiedy dziecko faktycznie zaginęło, a kiedy tylko skręciło w boczną uliczkę do ulubionego sklepu z komiksami. Alarm uruchomi się również, gdy osoba używająca trackimo będzie poruszać się pojazdem, który przekroczy dozwoloną prędkość.
Jest to całkiem przydatne narzędzie podczas wycieczki szkolnej, gdy rodzic może zareagować i powiadomić nauczyciela, że autobus porusza się w sposób niebezpieczny. Ważne jest, że trackimo sprawdzi się również podczas zagranicznych wycieczek, ponieważ działa wszędzie gdzie jest sygnał GPS oraz GSM. Nie należy też obawiać się o bezpieczeństwo danych takiej usługi. Trackimo nie przesyła danych do innych usług, dodatkowo usługa ta działa na bezpiecznych serwerach Amazonu.
Oczywiście opieka nad dzieckiem nie jest jedynym zastosowaniem trackimo.
Sprzęt ten można też dać osobie starszej, zwłaszcza z problemami z pamięcią czy orientacją. Jeśli nie będzie pamiętać gdzie jest, wystarczy że wciśnie przycisk SOS, dzięki któremu natychmiastowo dostaniemy powiadomienie o miejscu pobytu tej osoby. Równie dobrze w ten sposób lokalizatora może użyć dziecko, gdy znajdzie się w niebezpiecznej sytuacji. Sprzęt ten doskonale zastąpi też drogie lokalizatory samochodowe. Wystarczy go schować w aucie i… zapewnić zasilanie. Wbudowany akumulator ma zaledwie 600 mAh pojemności i starcza na 36 godzin ciągłej pracy.
Oznacza to, że po podłączeniu go do banku energii o pojemności 10 000 mAh nie będzie trzeba go zasilać przez ponad dwa tygodnie. To świetny wynik. Kolejne możliwe wykorzystanie trackimo to przykręcenie jej do obroży. W ten sposób będziemy mieli ciągłą kontrolę nad naszym pupilem, nawet jeśli ma skłonności do regularnych ucieczek. Gdybyśmy jednak chcieli kupić to urządzenie tylko do tego celu, warto poczekać do początku przyszłego roku. Wówczas bowiem pojawią się moduły trackimo przeznaczone do konkretnych zastosowań, w tym również w formie obroży.
Wszystko wygląda ciekawie, ale ile to kosztuje?
Za sam moduł trackimo trzeba zapłacić 199 zł. W tej cenie otrzymuje się urządzenie, ładowarkę, silikonowy wodoodporny pokrowiec, mocowanie magnetyczne, smycz oraz miesięczny abonament na usługę. Po wykorzystaniu dołączonego pakietu konieczne jest opłacenie miesięcznego abonamentu kosztującego 19,99 zł. Trackimo zapowiada, że niebawem wprowadzi też roczne abonamenty w cenie 199,99 zł. Będzie to bardzo dobra propozycja zarówno dla osób, które na bieżąco chcą monitorować bliskich lub potrzebują takiej możliwości zaledwie przez kilka miesięcy rocznie.
Czy warto kupić tego typu urządzenie? Jeśli ktoś szukał możliwości lepszego kontrolowania dziecka, osoby starszej lub zwierzęcia, jak najbardziej. Jest to rozwiązanie proste w obsłudze, bezinwazyjne i relatywnie tanie. Sprzęt ten może pomóc rodzicom, opiekunom osób starszych, a także posiadaczom zwierząt i drogich samochodów. Sądzę też, że stosunkowo łatwo będzie przekonać do tego rozwiązania dzieci, a nawet młodzież.
Co prawda jest to jakaś forma inwigilacji...
...ale zdecydowanie wygodniejsza i bardziej użyteczna dla obu zainteresowanych stron niż wykonywane co kwadrans rozmowy telefoniczne składające się z dwóch pytań: „Gdzie jesteś?” i „Kiedy będziesz?”. Tak przynajmniej twierdzę po obserwacji mojej nastoletniej siostry, która w okolicach weekendu regularnie przeprowadza tego typu konwersacje ze zniecierpliwionymi rodzicami.