Konferencje Apple to takie same produkty jak iPhone, czy iPad
Do najważniejszej w ostatnich latach konferencji Apple już tylko kilkanaście godzin. O 19 polskiego czasu we wtorek Tim Cook wyjdzie na scenę, by zaprezentować nowego iPhone’a i… pewnie coś jeszcze. Świat - i to nie tylko ten technologiczny - wstrzyma oddech.
Konferencję Apple’a śledzić będą wszyscy: fani, hejterzy, media i to nie tylko technologiczne oraz zwykli ludzie. To bowiem jedno z niewielu wydarzeń branży tech, które ma status wykraczający daleko poza dość hermetyczny rynek firm technologicznych. O nowych produktach Apple’a będzie się dyskutować tak, jak o wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europy, kryzysie na Ukrainie, wygranej lub przegranej piłkarskiej reprezentacji Polski, czy zawirowaniach wokół planu Obamacare. Każdy będzie miał swoją opinię na ten temat, każda z nich będzie z kolei budowała fenomen, który wielu socjologów nazywa dziś „doświadczaniem Apple”.
To dlatego, że konferencje, obok iPhone’ów, iPadów, czy MacBooków, to również produkty firmy Apple - równie ważne, a nierzadko ważniejsze od innych.
Z konferencji prezentujących nowe produkty technologii konsumenckich Apple zrobił nie tylko show, lecz przede wszystkim przedstawienia o charakterze kulturowym, społecznym, a nawet quasi-politycznym. To wydarzenia trochę na wzór kongregacji religijnych, bądź też zlotów fanów kultowych marek rozrywkowych.
Tu wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Jeśli prześledzimy dane statystyczne nt. konferencji Apple’a od 2007 r. zebrane przez Dana Frommera z Quartz, to dostrzeżemy niesamowite podobieństwa pomiędzy nimi.
Średnio keynote Apple trwa 88 minut. Średnio jest ok 50 wybuchów śmiechu starannie dobranej publiczności (Apple bardzo selektywnie podchodzi do zapraszanych przez siebie mediów oraz dziennikarze, znane są czasowe bojkoty niektórych mediów przez Apple, Apple zwraca uwagę także na to, którzy z przedstawicieli mediów mogą zasiąść w pierwszych rzędach) i ok 100 przerwań prezentacji przez wybuchy aplauzu.
Tim Cook przebywa na scenie ok 20 minut, co jest sporym odejściem od praktyk, gdy to Steve Jobs prowadził keynotes (w słynnym keynote z prezentacją pierwszego iPhone’a Jobs przebywał na scenie przez… 90 minut). Jego kwestie są zazwyczaj bardzo podobne do siebie: szef Apple’a zaczyna od kilku bieżących danych nt. biznesu, wrzucając przy okazji kilka gagów na temat konkurencji, po czym oddaje głos swoim najważniejszym wiceprezesom produktowym. Na scenę wraca na koniec, by podsumować to, co zostało zaprezentowane.
Wśród pomocników szefa Apple zawsze jest jeden, który prowadzi większość demonstracji nowych produktów. Wcześniej byli to Scott Forstall (już nie pracuje w Apple) oraz Phil Schiller (wiceprezes ds. marketingu), od niedawna jest Craig Federighi. Skąd ta zmiana? Jak wylicza Frommer, publiczność nieco częściej reaguje śmiechem i aplauzem na jego występ, niż na prezentacje Schillera (20 do 17).
Główna gwiazda konferencji zazwyczaj prezentowana jest w okolicach 30 minuty show Apple. W takim czasie od początku konferencji prezentowano pierwszego iPhone’a (29 minuta), iPhone’a 4 (30), iPhone’a 5C (22), czy iPhone’a 5S (33). Jeśli Apple ma w zanadrzu swoje słynne „one more thing”, czyli dodatkowy hitowy produkt do zaprezentowania to jest to robione zawsze w ostatnich 10 minutach konferencji.
To wszystko nie przypadek.
Apple doprowadził sztukę auto-prezentacji do perfekcji i tak jak w przypadku swoich produktów hardware’owych i software’owych jest kopiowany przez konkurencję. Samsung, Microsoft, chińskie Xiaomi, a nawet Google - wszyscy oni próbują budować swoje konferencje na podobnych zasadach co Apple, jednak żadna z tych firm nie potrafiła jeszcze uzyskać jednego - rangi równej konferencjom Apple.
Nikt nie doszedł do takiego automatyzmu w tworzeniu prezentacji jak Apple.
Tu nie ma miejsca na improwizacje, lub niespodziewane wydarzenia, jak chociażby ucieczka ze sceny konferencji Samsunga Michaela Baya. Każde jedno słowo przedstawiciela Apple jest gruntownie przemyślane i celowe. Każdy jeden slajd ma swój odpowiedni przekaz, który nie pozostawia żadnych złudzeń.
Nawet wystrój i wszystkie inne prezentacyjne technikalia są u Apple’a zawsze perfekcyjnie przemyślane: od wielkości fontu na slajdach, przez płachty przykrywające produkty demonstracyjne, aż po ubiór poszczególnych przedstawicieli Apple na scenie.
Jeśli prześledzimy tzw. wstępniaki Tima Cooka, to zobaczymy, że są one w zasadzie zawsze takie same: mówi on o zrozumieniu firmy, którą odziedziczył po Stevie Jobsie, często używa słów „only Apple” (tłum. tylko Apple) dowodząc, że tylko Apple mógł stworzyć takie produkty, tylko ludzie Apple mogli tego dokonać.
Podobnie jest z wypowiedziami innych prominentnych przedstawicieli Apple’a, których wszyscy oglądający kolejne konferencje firmy znają i pamiętają. Tego nie można powiedzieć o przedstawicielach innych firm. Czy ktoś z pamięci potrafi wymienić kilka najważniejszych nazwisk w Samsungu, a nawet w Microsofcie, czy Google’u?
Jedyne w swoim rodzaju reakcje
Widzimy to po statystykach Spider’s Web, widzą to zapewne inne media: żadna z firm i marek nie cieszy się takim zainteresowaniem jak Apple, żadna nie wywołuje tak skrajnych emocji jak Apple: od bezgranicznego uwielbienia, po totalną nienawiść, żadna nie wywołuje tak potężnych dyskusji jak Apple. To wydarzenia jedyne w swojej klasie. Nic innego w technologiach nie rozpala łączy do tego poziomu czerwoności.
Dlatego nie wahajmy się powtórzyć to, co zasugerowaliśmy w tytule - konferencje Apple to takie same produkty jak iPhone, czy iPad, obliczone na wywołanie emocji u klienta w podobny sposób, jak przy akcie zakupowym gadżetu z logiem jabłka.
Nie wszyscy oczywiście ulegają temu czarowi, jednak jego mocy podważać nie sposób.