To my - iDioci z Drezna
Nazywają nas iDiotami i ‚wyznafcami japka’, wyśmiewają nas w komentarzach w internetowych dyskusjach, wykorzystają każdą okazję, by rzucić w naszym kierunku niewybredną obelgą. Ci nieco mniej wulgarni dywagują o tym, jak wyprane mózgi trzeba mieć, by stać w kolejce po nowe iPhone’y przez całą noc i… nie mieć żadnej gwarancji, że się go kupi.
Po iPhone’y do Drezna jechałem już po raz drugi. Doświadczenie z 2013 r. bardzo mi się przydało. Wiedziałem bowiem czego mogę się spodziewać, kogo tam spotkam i w jaki sposób mam działać, by wyjazd okazał się sukcesem.
Do Drezna jeżdżę zawodowo i prywatnie.
Zawodowo, bo Spider’s Web po prostu musi być tam, gdzie dzieją się ważne dla świata technologicznego rzeczy, a premiery iPhone’ów są bardzo ważne. Jeżdżę też, lub jeździmy na najważniejsze premiery i konferencje innych producentów najważniejszych produktów technologicznych.
Prywatnie, bo lubię atmosferę tych wyjazdów, ludzi, których tam spotykam i obietnicę przygody. Tak - przygody. Dwa lata temu zapłaciłem, by ktoś kupił za mnie iPhone’a 5 w dniu premiery w Dreźnie. Żałowałem później, bo atmosfera tych wypraw to ważna część całości doznania.
Zrozumieć fenomen marki Apple nie jest łatwo. To co pcha ludzi do stania przez całe noce, a czasem kilka nocy, w kolejkach po nowe gadżety od Apple nie jest jednoznaczne.
- Staram się w życiu robić to co lubię, więc wyjazdy na wszelkie tego typu imprezy (np. urodziny Macintosha we Flint Center w Cupertino, czy coroczne wyjazdy na Macworld) to zarówno praca jak i pasja - mówi Spider’s Web Krystian ‚MacKozer’ Kozerawski z MyApple.pl. To nieodosobniony przypadek. Podobne argumenty podaje Wojtek Pietrusiewicz z iMagazine.pl: - Dla przyjemności i ludzi. "Praca" i chęć jego zrecenzowania w tym wypadku jest drugorzędna.
Mateusz Nowak, redaktor prowadzący Spider’s Web, pojechał z kolei do Drezna nie po to, by kupić iPhone’a, lecz by zrozumieć to, co dzieje się wokół marki Apple: - Obraz, który zastałem na miejscu utwierdził mnie w przekonaniu, że Apple jest wyjątkową marką, która stworzyła wokół siebie niesamowitą atmosferę.
W kolejkach po iPhone’y spotykam nie tylko dziennikarzy i blogerów. W zeszłym roku przegadałem pół nocy z kilkoma deweloperami oprogramowania, którym nowe iPhone’y potrzebne są w pracy. Im szybciej je zdobędą, tym szybciej będą mogli wdrożyć odpowiednie zmiany w swoich aplikacjach i usługach.
W tym roku z kolei podeszło do mnie kilku Czytelników Spider’s Web, by przybić piątkę i chwilę porozmawiać. Nazywali siebie fanami Apple, przyjechali do Drezna po to, bo bardzo chcieli mieć nowe iPhone’y jak najszybciej. To jednak normalni ludzie: spokojni, ułożeni, kulturalni, świetnie werbalizujący swoje myśli. Nie składają rąk w modlitewnym geście, gdy słyszą słowo iPhone, nie noszą zdjęć Steve’a Jobsa w portfelach, nie mają misji nawracania na iOS ludzi z Samsungami. Lubią Apple i lubią iPhone’y.
To jednak tylko jedna strona medalu, na dodatek ta jaśniejsza.
Nie tylko przedstawiciele mediów, deweloperzy i fani stoją bowiem w kolejkach po nowe iPhone’y. Jest tam też mnóstwo osób, których motywacje są zgoła odmienne.
Handlarz - to nie tylko ludzka profesja, to również stan umysłu. Można ich spotkać wszędzie tam, gdzie popyt znacznie przekracza podaż. W przypadku premier produktów Apple taka sytuacja ma miejsce zawsze, więc zawsze pojawiają się też handlarze. W tym roku było ich wyjątkowo dużo. Byli też wyjątkowo agresywni, wręcz brutalni i bezwzględni.
W Dreźnie dominowali Czeczeni i Arabowie - tak przynajmniej można było wywnioskować po ich wyglądzie. Niektórzy przyjechali tu całymi klanami - ojcowie, synowie, synowe i teściowe o słusznych rozmiarach. Widać było, że zaprawieni są w kolejkowych bojach. Oni przyjeżdżają tu po to, by zarobić. Dla nich nie ma większego znaczenia, czy stoją po tańszą o połowę marchewkę, czy po nowe gadżety technologiczne. Dla nich jest ważne, że na czarnych rynkach w głębokiej Rosji, czy na Bliskim Wschodzie nowe iPhone’y osiągają astronomiczne ceny. Jest też na nie wielki popyt, bo tych, których stać na wydanie kilku, czy nawet kilkunastu tysięcy dolarów na nowe smartfony Apple nie brakuje.
Są więc agresywni i brutalni. Oni nie przyjechali tu bowiem dla zabawy, czy na pogaduszki z innymi. Zbyt dużo zainwestowali, by tu w ogóle dotrzeć, by ich misja zakończyła się fiaskiem. Oni przyjechali po nowe iPhone’y i muszą z nimi z Drezna wyjechać.
- Większą część nocy stałem w kolejce, żeby zobaczyć nad ranem, że wszystko i tak kupują zorganizowane grupy...nazwijmy je handlowe i dla normalnych ludzi nie ma już nic po 30 minutach sprzedaży - opowiada nam Marcin Gruszka, rzecznik prasowy Play, który również wybrał się po iPhone’a 6 do Drezna. - Poznałem mnóstwo fajnych osób w kolejce, ale to był już mój ostatni raz. Poczekam na sprzedaż w PLAY, albo zrobię preorder w Barcelonie, albo innym sympatycznym miejscu - dodaje Gruszka.
Frustracja Marcina (i innych) wynikała przede wszystkim z fatalnej organizacji ‚imprezy’.
Nie jest łatwo być fanem Apple
Czuję to nie tylko jako miłośnik produktów technologicznych, ale także jako bloger poważnie podchodzący do wykonywanych przez siebie obowiązków. Drugiej tak nieprzyjaznej mediom firmy jak Apple nie ma.
Nie chodzi nawet o brak jakiekolwiek kontaktu w bieżącej pracy (co nawet w większości przypadków wychodzi na dobre), lecz wręcz utrudnianie pracy dziennikarzom/blogerom. Do końca życia nie zapomnę upokorzenia z zeszłego roku, gdy będąc dosłownie o krok od miejsca konferencji Apple w San Francisco odmówiono mi wejścia na nią z powodu „bo to konferencja tylko dla mediów amerykańskich”, mimo iż poruszyłem wszystkie szczeble PR-owej komunikacji.
Taką arogancką postawę Apple przyjmuje także wtedy, gdy chodzi o sprzedaż nowych iPhone’ów.
Wszyscy wiedzą przecież, że będą długie kolejki przed premierą sklepową, że będą w nich handlarze, że będzie napięta i agresywna atmosfera. Ponownie jednak nic z tym nie zrobiono.
Opowiada MacKozer: - Przed wejściem było tylko kilku ochroniarzy, którzy nie dawali sobie rady z opanowaniem co bardziej krzykliwych i nieskorych do współpracy osób i kiedy pewna grupa handlarzy o bliskowschodnim pochodzeniu zaczęła sprawiać problemy na miejscu zjawiła się policja. Brakowało mi tutaj jakiejś prawdziwej inicjatywy i organizacji ze strony samego salonu Apple Store mieszczącego się w galerii Altmarkt. Mało kto załapał się na wodę, sok czy kawę, jaką rozdawano przy samym wejściu do salonu. Dyrekcja galerii lub kierownictwo sklepu firmowego mogło np. postawić foodtrucka przed wejściem - a było dla niego miejsce.
W podobnym tonie wypowiada się Marcin Gruszka, który zwraca uwagę na istotny marketingowy aspekt: - Zaskoczył mnie chaos i brak jakiegokolwiek pomysłu na wykorzystanie tej sytuacji, że nagle kilkaset osób zarywa noc pod sklepem.
Apple nie tylko mógł rozegrać sprawę zakupu nowych iPhone’ów inaczej (choć w tym roku i tak było lepiej o tyle, że były pre-ordery; ci, którym udało się je złożyć online nie mieli problemów z odebraniem iPhone’ów w Apple Store), lecz także wykorzystać to, jako fajną akcję marketingową, happenning z animacją tych, wszystkich, którzy przyszli czuwać pod sklepem.
Można też pomyśleć o zupełnie innym modelu wprowadzania iPhone’ów na rynek: - Inni producenci inaczej wprowadzają swoje urządzenia na rynek. Można je natychmiast bez problemu kupić w PLAY na przykład - mówi Marcin Gruszka.
Fenomen marki Apple wykracza poza Apple
- Po tym co tam się wydarzyło mówię w moim własnym imieniu: jestem iDiotą. To był słaby pomysł - mówi sfrustrowany Gruszka, któremu nie udało się kupić iPhone’a 6 stojąc w kolejce; nie wyjechał jednak z Drezna z pustymi rękoma, po tym, jak dobry duch makowej części Twittera oddał mu swojego pre-ordera.
Trudno dziwić się tej frustracji, jednak wynika ona głównie z tego, jak Apple podchodzi do pielęgnowania fenomenu wokół swoich produktów i marek. Arogancja i ignorancja przedstawicieli Apple nie może jednak przesłonić tego, co jest w tym fenomenie najważniejszego:
- pisze na iPod.info.pl Norbert Cała, a ja nie mogę się bardziej z nim zgodzić.