Chiny w obiektywie. Czym fotografowałem w Państwie Środka - kilka przemyśleń o sprzęcie foto
Wybór sprzętu foto przed ciekawym wyjazdem to w moim przypadku jedna z najtrudniejszych decyzji. Z jednej strony wszystko może się przydać, z drugiej – im mniej bagażu, tym lepiej. Wnioski po wyjeździe do Chin są proste: mniej, znaczy więcej.
Mój prywatny, sprawdzony zestaw to: aparat Sony Nex 6 z obiektywami Samyang 12 mm f/2.0, Sony 20 mm f/2.8 i Sony 50 mm f/1.8. Mam tu ultra szeroki kąt, którym uwielbiam fotografować wnętrza i architekturę. Jasna stabilizowana stałka sprawdza się w nocy i w sytuacjach, gdy chcę się pobawić małą głębią ostrości. Z kolei naleśnik 20 mm to jeden z moich ulubionych obiektywów i używam go właściwie do wszystkiego – to taki mój prywatny odpowiednik obiektywu kitowego. Oprócz tego mam jeszcze garść manualnych obiektywów pamiętających czasy aparatów analogowych, ale służą one raczej do zabawy i na wyjeździe postanowiłem z nich zrezygnować.
Jak widać, nie ma tu żadnego obiektywu typu zoom
Na co dzień brak zoomu nie jest żadnym problemem, ale podczas fotografii podróżniczej standardowy zoom jest na wagę złota. Postanowiłem zrobić eksperyment. Zamiast wypożyczać lub kupować dodatkowy uniwersalny zoom do Nexa, postanowiłem wziąć do Chin… cały aparat kompaktowy. Mianowicie, Canona G1 X II, który został mi po ostatnich testach. W recenzji tego aparatu pisałem, że to idealne rozwiązanie do fotografii podróżniczej. Byłbym hipokrytą, gdybym nie spróbował przetestować tego aparatu w prawdziwych warunkach, do których został stworzony.
W związku z tym, do mojego Nexa 6 z trzema obiektywami dołożyłem jeszcze Canona G1 X II. Wyszło dużo więcej sprzętu niż nakazywałby rozsądek, ale cóż mogę poradzić. To chyba ten rodzaj dylematu, jaki mają kobiety z butami i torebkami. ;) Na pocieszenie powiem tylko, że cały zestaw zmieścił się w naprawdę małej torbie foto. To jest właśnie ta przewaga bezlusterkowców i kompaktów nad lustrzankami.
Dlaczego nie sam Canon? Z kilku powodów. Po pierwsze, lubię fotografować moim Nexem, którego przetestowałem we wszystkich warunkach i doskonale wiem, na co mogę sobie pozwolić, a jakich sytuacji unikać. Poza tym mogę go obsługiwać z zamkniętymi oczami. Po drugie - bo nie byłem ograniczony wielkością bagażu i mogłem sobie pozwolić na dwa aparaty.
Canon G1 X II w praktyce
Dla przypomnienia, główne cechy Canona G1 X II to bardzo duża matryca (większa niż w bezlusterkowcach Mikro Cztery Trzecie) i bardzo uniwersalny, stabilizowany obiektyw z ekwiwalentem ogniskowych 24–120 mm.
Canon spisał się nadspodziewanie dobrze. Po dwutygodniowym teście znałem zalety i wady tego sprzętu. Wiedziałem, że muszę unikać maksymalnych otworów przysłony i wchodzenia na czułości powyżej ISO 1600. W Chinach przez większość czasu fotografowałem w plenerze w ciągu dnia, więc nie było to problemem.
Mimo że G1 X Mark II jest duży jak na kompakt, to bywały sytuacje, że z samochodu brałem tylko Canona, a mój Nex zostawał w aucie. Wielkim atutem był zakres ogniskowych, w którym miałem zarówno szeroki kąt, jak i całkiem przyzwoity zakres tele. Canon świetnie sprawdził się w typowo turystycznych zastosowaniach, czyli przy zwiedzaniu Wielkiego Muru Chińskiego, Pałacu Letniego, czy Zakazanego Miasta. Już zapomniałem jaką wygodą jest możliwość zmiany ogniskowej bez zmieniania obiektywu.
Do czego Canon się nie sprawdził? Do zdjęć nocnych. W moim teście Canon G1 X II wypadł nocą słabo, więc profilaktycznie na wieczorne spacery wolałem zabierać tylko mojego Nexa. To czysty pragmatyzm. Gdybym miał na wyjeździe samego Canona, na pewno bym sobie poradził, choć efekty nocą pewnie byłyby trochę słabsze. Canon G1 X II ma też kilka mniejszych wad. W niektórych sytuacjach irytowały mnie toporne zawiasy ekranu, a czasem zdarzało się, że w torbie przestawił się tryb robienia zdjęć. Są to jednak drobnostki, które nie wpływają na ogólny odbiór aparatu.
Canon zaskoczył mnie także po wyjeździe, kiedy zacząłem obrabiać pliki RAW. Są one bardzo elastyczne i w obróbce można sobie pozwolić na naprawdę dużo. To ogromna zaleta aparatu. Przy okazji wyszła także jedna wada mojego Nexa – po całym wyjeździe matryca jest koszmarnie zabrudzona, a więc do obróbki zdjęć dochodzi zabawa w stemplowanie zdjęć. Canon z racji budowy nie ma takich problemów.
Po wyjeździe do Chin utwierdziłem się w przekonaniu, że w fotografii podróżniczej zaawansowane aparaty kompaktowe to najlepszy wybór.
Na obecnym poziomie jakość zdjęć z takich aparatów jest naprawdę świetna. Duże matryce i obiektywy z uniwersalnym zakresem to strzał w dziesiątkę. Jasne, jest to rozwiązanie kompromisowe, które poświęca jakość zdjęć nocnych na rzecz małych wymiarów aparatu. Mimo wszystko, gdybym jechał w podróż dookoła świata, lub na szalony rajd po Europie z jednym plecakiem, na pewno nie wziąłbym z sobą lustrzanki ani bezlusterkowca. Zamiast tego, postawiłbym na dobry kompakt z dużą matrycą i szerokim zakresem zoomu.
Wszystkie zdjęcia w tekście zrobiłem Canonem G1 X Mark II.