Polacy nie zwalniają tempa. Sherlybox przerzuca się z malin na banany
Polski startup Sher.ly równo tydzień temu rozpoczął zbiórkę pieniędzy w serwisie crowdfundingowym Kickstarter, której celem jest sfinansowanie masowej produkcji projektu o nazwie Sherlybox. Pełną kwotę, jak już informowaliśmy, udało zebrać się w zaledwie pięć dni. Dziś miło jest mi zakomunikować, że osoby odpowiedzialne za ten projekt nie spoczywają na laurach i postawiły sobie ambitniejszych cel. Na jego realizację potrzeba jednak znacznie więcej funduszy.
Sher.ly to polska usługa służąca do synchronizacji i udostępniania plików online. Dla końcowego użytkownika korzystanie z niej ma wyglądać podobnie jak w przypadku popularnych dysków w chmurze. Twórcy obrali sobie za cel stworzenie narzędzia, które jest "przezroczyste" dla użytkownika i wymaga minimum konfiguracji i uwagi.
Sher.ly? A co to?
Tym, co odróżnia Sher.ly od klasycznej chmury (czyli takiej jak Dropbox, Google Drive, OneDrive) to brak wykorzystania zewnętrznych serwerów do składowania danych. Pliki przesyłane są bezpośrednio pomiędzy urządzeniami, do których zaliczają się komputery i urządzenia mobilne, takie jak smartfony i tablety. Ogranicza to niestety nieco użyteczność Sher.ly wsród osób nie posiadających szybkiego stałego łącza i nie zapewnia dodatkowej kopii zapasowej, ale za to zapewnia znacznie większe bezpieczeństwo danych, do których ani usługodawca, ani ciekawskie NSA nie ma - a przynajmniej w teorii nie powinno mieć - dostępu.
Dla osób ceniących sobie swoją prywatność oraz firm dbających o bezpieczeństwo danych Sher.ly będzie dobrym rozwiązaniem. Jeśli do tego potencjalny użytkownik nie cierpi na ograniczenia ze względu na przepustowość swojego połączenia internetowego, to powinien być z usługi naprawdę zadowolony. Trzeba tylko zaznaczyć, że nie jest to bezpośrednia konkurencja dla chmury, a głównym celem twórców jest uproszczenie procesu udostępniania plików i folderów. Ponadto klient Sher.ly pozwala na grupową pracę nad zgromadzonymi materiałami i udostępnia prosty chat pomiędzy współdzielącymi dane użytkownikami.
Chmura na biurku
Podstawowym środowiskiem dla Sher.ly jest komputer - zwykły stacjonarny lub przenośny notebook z jednym z popularnych stacjonarnych OS-ów. Po podłączeniu urządzenia do internetu wszystkie udostępnione wcześniej pliki stają się dostępne na innych urządzeniach użytkownika oraz u osób, którym przyznany został do nich dostęp. Problem pojawia się w momencie, kiedy tego połączenia z globalną siecią zabraknie - komputer zostanie wyłączony lub korzysta się z notebooka poza domem w miejscu, gdzie nie ma połączenia Wi-Fi.
Dla osób korzystających z Sher.ly na PC, który i tak jest cały czas włączony, nie stanowi to zbyt dużego problemu. Gorzej wyglada to w przypadku użytkowników notebooków. Na wspomnianym we wstępie serwisie Kickstarter twórcy Sher.ly zorganizowali zbiórkę na urządzenie o nazwie Sherlybox. Jest to ściśle powiązany z usługą oferowaną przez polski startup dysk sieciowy. Wystarczy podłączyć go do prądu i internetu, a przeniesione na niego dane dostępne będą na każdym innym urządzeniu z zainstalowanym klientem usługi.
Sherlybox 2.0?
Podstawowa wersja Sherlybox, na stworzenie której zespół Sher.ly zebrał 69 tys. dol. oparta jest o platformę Raspberry Pi. Wykorzystanie tego taniego minikomputera pozwoliło twórcom urządzenia oferować je za niezbyt wygórowaną kwotę. Użytkownicy Kickstartera przyjęli pomysł bardzo ciepło - 100% środków na stworzenie Sherlyboksa udało się zebrać przez pierwsze pięć dni crowdfundingowej zbiórki. Po tym sukcesie Błażej Marciniak i Marek Cieśla idą za ciosem i postanowili rozszerzyć zbiórkę do kolejnego progu kwotowego.
Teraz twórcy Sher.ly chcą zebrać w ramach crowdfundingu nie 69 tys. dol., a równe ćwierć miliona. W momencie pisania tego tekstu na ich konto trafiło już ponad 80 tys., a biorąc pod uwagę czas pozostały do końca zbiórki (nieco ponad trzy tygodnie) wydaje się to realnym celem. Oczywiście samo podniesienie kwoty finansowania do tzw. "Strech goal" w wysokości 250 tys. dol. nie jest celem samym w sobie.
Banan zamiast maliny
Jeśli polski startup Sher.ly zbierze potrzebne środki będzie mógł zmodyfikować projekt. Dodatkowe fundusze pozwolą na wymianę wykorzystywanego w prototypach Sherlyboksa modułu RaspberryPi na znacznie wydajniejszy, ale też i droższy BananaPi - płynniejsze działanie całości ma zapewnić wydajniejszy dwurdzeniowym procesor i podwojona ilość pamięci RAM.
Pierwsze Sherlyboksy mają trafić do użytkowników jeszcze w listopadzie, a dla chętnych pozostało jeszcze około 600 rezerwacji na urządzenia w rożnych konfiguracjach. Jedynym wariantem, który wyprzedał się w całości jest ten bez dysku twardego. Pozostałe warianty są cały czas dostępne, a dla wszyscy sympatycy projektu mogą go wesprzeć jeszcze przez 22 dni.
Mi zaś nie pozostaje nic innego jak pogratulować ekipie Sher.ly i życzyć dalszych sukcesów.