Smartfonowy „kill-switch” to był strzał w dziesiątkę, który dał Apple'owi przewagę nad konkurencją
Wprowadzenie funkcji „zabijania” smartfonu po jego kradzieży przynosi nadzwyczaj dobre efekty. Ilość kradzieży iPhone’ów dramatycznie spada. Widać to nawet po pewnym smutnym efekcie ubocznym całej akcji: nowym obiektem pożądania kieszonkowców jest… Samsung.
Kradzież telefonu to dość przykra sprawa. Nie tylko te cholerstwa stały się diabelnie drogie, ale też przetrzymujemy na nich coraz więcej naszych osobistych danych. Drugi problem można częściowo rozwiązać: praktycznie z każdego smartfonu możemy zdalnie wymazać nasze dane lub odłączyć go od synchronizowania się z naszą chmurą. Dalej jednak trafimy urządzenie za, średnio, 1500 zł. A to dla każdego jest bolesna strata.
Zwłaszcza że kieszonkowcy i inni rabusie celują w droższe urządzenia. Co im po tanim „zetafonie” z Androidem, skoro i tak potem sprzeda go za niewielkie pieniądze? Dlatego też kradzione są najlepsze i najdroższe telefony. Takie, że potencjalny klient zignoruje fakt jego „niepewnego” pochodzenia, bo będzie czuł dużą oszczędność w kieszeni. Takie jak iPhone.
Apple zdaje sobie z tego sprawę
I dlatego szybko przystąpił do rozpoczętej rok temu inicjatywy „secure our smartphone”. System iOS jest wyposażony w mechanizm całkowitej blokady telefonu. Nie można go nawet przywrócić do ustawień fabrycznych, jeżeli nie znasz odpowiedniego hasła usuwającego blokadę. Taki telefon jest praktycznie bezwartościowy dla rabusia. Złodzieje zaczęli zdawać sobie z tego sprawę.
Według oficjalnych danych, rabunki i kradzieże iPhone’ów na terenie Nowego Jorku spadły, odpowiednio, o 19 i 29 procent porównując pierwsze cztery miesiące bieżącego roku z rokiem ubiegłym. Jednak nie wszyscy producenci mają już swojego „kill-switcha”. Microsoft dopiero nad tym pracuje, tak samo jak i Samsung i reszta konkurencji.
Dlatego też w zauważalny sposób wzrosła ilość kradzieży smartfonów Samsung Galaxy, czyli drugiego po iPhonie obiektu pożądania wśród konsumentów. Przy czym „zauważalny” wzrost wynosi… 40 procent! Dane te dotyczą Nowego Jorku, ale w innych badanych miastach jest podobnie.
Dla przykładu, kradzież iPhone’ów w San Francisco spadła o 38 procent, zaś w Londynie o 24 procent. Z kolei Samsunga wzrosła w tych miastach, odpowiednio, o 12 i 3 procent.
Konkurencjo: ruchy, ruchy, ruchy!
Bo Apple znowu was wyprzedza i to w kwestii akurat szalenie istotnej. Wdrożenie „kill-switch” w nowych wersjach Androida i Windows Phone powinno być absolutnym priorytetem. Co mi bowiem po wspaniałym aparacie i interfejsie mojej Lumii, skoro byle bandzior jest mi w stanie wyrwać go z ręki?
W przypadku iPhone’a już tego nie zrobi. Ukradnie pierwszego, drugiego i trzeciego po czym szybko się nauczy, że ta kradzież nie ma sensu. Naraża się na złapanie przez policję w zamian za bezwartościową cegłę z plastiku, którą ewentualnie mógłby, przy dużym wysiłku, sprzedać na części.
Microsoft, Google, do roboty!