REKLAMA

Nigdy nie uda ci się na dobre zniknąć z Internetu - Google zadba o to, żeby zostały ślady

Decyzja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która nakazuje wyszukiwarkom internetowym usuwać linki do nieprawdziwych lub nieaktualnych informacji na wniosek osoby, której owe informacje dotyczą, wciąż budzi kontrowersje. Google jako pierwsze wprowadziło mechanizm zgłaszania tego typu próśb, chociaż jeszcze nie działa on tak, jak byśmy sobie tego życzyli. To jednak nie koniec. The Guardian donosi, że Google będzie informować w wynikach wyszukiwania o tym, które linki zostały usunięte ze względu na prawo do bycia zapomnianym.

Nigdy nie uda ci się na dobre zniknąć z Internetu – Google zadba o to, żeby zostały ślady
REKLAMA

Kilka tygodni temu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej ogłosił, że każdy z nas ma prawo do bycia zapomnianym w Sieci. W praktyce dotyczy to naszego prawa, do usunięcia w z wyników wyszukiwania wpisów, które nas dotyczą, a które nie są prawdziwe lub są zdezaktualizowane. Trzeba jednak spełnić kilka wymogów formalnych, aby taki link zniknął, np. z Google. Jednym z podstawowych jest to, że musi się znajdować w wynikach wyszukiwania po wpisaniu nazwiska danej osoby, a nie jakiejś innej frazy.

REKLAMA

Wyrok, jako że został ogłoszony przez organ Unii Europejskiej, dotyczy tylko mieszkańców państw, które należą do organizacji. Tym samym nie ma mocy prawnej, np. w Stanach Zjednoczonych.

Decyzja wywołała spore kontrowersje.

Szczególnie często na ten temat wypowiadali się szefowie Google’a. Pomimo sprzeciwów, jako pierwsi wprowadzili jednak podstronę, na której można składać wnioski o usunięcie linków z wyników wyszukiwania. Co prawda nie działa ona na razie tak, jak powinna, bo o ile sam wniosek można złożyć, to na razie trafia on na listę oczekiwania, ponieważ nie ma kto go sprawdzić. To jednak nie zniechęciło Europejczyków, którzy złożyli już kilkadziesiąt tysięcy próśb o usunięcie odnośników. Tydzień temu, w poniedziałek, było ich około 42 tys.

google tablet

Czego dotyczyły? Larry Page zdradził, że prawie 33 proc. dotyczyło oszustw, 20 proc. popełnionych przestępstw, a 12 proc. aresztowań związanych z dziecięcą pornografią. Jeden mężczyzna, np. złożył wniosek, aby usunąć w wyników wyszukiwania linki, które prowadziły do artykułów na temat tego, że próbował zabić swoją rodzinę. To wyraźnie pokazuje, do czego ludzie chcą wykorzystywać nowe prawo – do cenzury i niczego więcej. Bo czy informacje o aresztowaniach lub popełnionych przestępstwach są nieprawdziwe lub nieaktualne? Odpowiedź wydaje się oczywista.

Jestem pewien, że Google nie usunie takich odnośników, bo nie spełniają one określonych warunków. Na pewno jednak trafią się takie, które trzeba będzie usunąć. Co wtedy? Google zamierza je oznacza tak samo, jak robi to w przypadku wniosków o naruszenie praw autorskich. Wystarczy wpisać w Google np. „Windows 7 chomikuj”, a na samym dole znajdziecie informację o tym, że część wyników wyszukiwania została usunięta ze względu na zażalenie US Digital Millennium Copyright Act.

Co ciekawe, wraz z informacją podawana jest także strona, do której prowadził odnośnik.

Jest to o tyle istotna wiadomość, że jeśli w przypadku prawa do bycia zapomnianym zostanie wprowadzony podobny mechanizm, to z łatwością i tak odnajdziemy interesujące nas informacje. Nietrudno o przykład. Weźmy chociażby artykuł z serwisu internetowego, który mówi o nas nieprawdę. Zgłaszamy link do Google i ten po czasie wylatuje z rezultatów wyszukiwania. Ktoś później szuka informacji na nasz temat i trafia na komunikat, że link ze strony, np. Gazeta.pl został usunięty zgodnie z prawem do bycia zapomnianym. W takiej sytuacji wystarczy wejść bezpośrednio na sam serwis i tam poszukać tekstu. Proste, jak budowa cepa.

Odbieram to jako pewnego rodzaju pstryczek wymierzony w nos Unii Europejskiej. Pewnie nie zawsze znalezienie interesujących nas informacji będzie tak łatwe, jak w powyższym przykładzie, ale Google najwyraźniej nie chce ślepo podporządkować się wyrokowi. Zresztą nawet niektóre państwa, czy też królestwa, jak chociażby Walia, wyraziły zaniepokojenie tą decyzją i określiły ją jako cenzura Internetu oraz zagrożenie dla serwisów, które większość swojego ruchu mają właśnie z Google.

REKLAMA

Google na razie odmówiło komentarza na temat doniesień The Guardian.

* Zdjęcia pochodzą z Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA