ArcBook, czyli jak Archos przenosi nas w przeszłość
Pamiętacie smartbooki? To taki mały odprysk przed netbookami. I jedne i drugie urządzenia okazały się pomyłką. Archos jednak uważa, że na tego typu urządzenia jest miejsce w dzisiejszych czasach. Albo nie zauważył, że rok 2008 już minął.
Czym jest smartbook? To netbook, który zamiast procesora Atom ma procesor z architekturą ARM. Innymi słowy, jest to mały, poręczny i niedrogi komputerek do podstawowych zadań. Smartbooki umarły na rynku jeszcze szybciej niż netbooki. Głównie dlatego, że oferowały tak mało, że powinny być sprzedawane tak tanio, że ich produkcja byłaby nieopłacalna.
Zarówno netbooki jak i smartbooki miały podstawowy problem z wyświetlaczem i mocą obliczeniową. Ich tak mały a jego rozdzielczość tak marna, że trudno było na tym pracować. Interfejs Windows się do tego totalnie nie nadawał, a linuxowe alternatywy były, niestety, marne. No i ten procesor.
Ówczesne Atomy nie miały za wiele wspólnego z tymi stosowanymi obecnie. To były niesamowicie powolne układy, na których Windows się dusił. Linuxowe odpowiedniki z ARM-ami zachowywały się jeszcze gorzej. Ostatecznie netbooki zostały ubite przez tablety i małe Ultrabooki. I bardzo dobrze.
Wtem wkracza Archos
Tymczzasem Archos, jak gdyby nigdy nic, właśnie zaprezentował swojego nowego… smartbooka. Może to dobry pomysł, mimo wszystko? Przecież technika poszła do przodu (nowe Atomy najlepszym przykładem) i mały i tani komputerek ma sens? Być może. Pod warunkiem zastosowania tej nowej techniki. Tymczasem Archos ArcBook przypomina sprzętowo komputer sprzed połowy dekady i wyróżnia go właściwie tylko ekran dotykowy. Na dodatek jest gruby i ciężki.
Ów kuriozalny laptop został wyposażony w dotykowy, 10,1-calowy wyświetlacz o zawrotnej rozdzielczości 1024 x 600 pikseli (sic!). Do tego mamy 1,2-gigahercowy, dwurdzeniowy procesor RockChip RK3168 na bazie układu ARM 9 Cortex i 1 GB pamięci RAM, najprawdopodobniej DDR2. Co oznacza, że zainstalowany na nim Google Android Jelly Bean (nie, nie najnowszy, a 4.2.2, o KitKacie nie wspominając) będzie się krztusił niemiłosiernie.
Właściwie jedynym porządnym elementem w całym komputerze jest bateria. Ma pojemność 8000 mAh, co, biorąc pod uwagę lichość procesora i ekranu, powinno wystarczyć na bardzo długo. Mina jednak zrzednie, jak spojrzymy na pamięć masową tegoż urządzenia (8 GB), którą na szczęście możemy rozszerzyć przez kartę microSD (do 64 GB) oraz przez Dysk Google (dodatkowe darmowe 15 GB). Dwa porty USB 2.0 uzupełniają tę tragedię.
To może jest chociaż tanio?
To zależy. Ten komputer jest tak słaby, że by móc go polecić, musiałby być wyceniony poniżej kosztów produkcji, co byłoby absurdem dla Archosa. Za ArcBooka zapłacimy więc równowartość 169,99 dol. Dopłacimy 100 złotych i mamy Acera C720 z Chrome OS. Który wydaje się być ze wzech miar zdecydowanie lepszym zakupem. Mimo iż, jak pewnie niektórzy kojarzą, niezmiennie uważam Chromebooki za pomyłkę i kuriozum.