MMORPG na konsole zawstydza konkurencję - Final Fantasy XIV: A Realm Reborn – recenzja Spider’s Web
Wybacz mi, inżynierze z Guild Wars 2. Przepraszam, elfko z The Elder Scrolls Online. Odnalazłem MMORPG dla siebie. Final Fantasy XIV: A Realm Reborn po prostu nie ma sobie równych. Co w tym wszystkim najciekawsze – mówimy o grze na konsoli PlayStation 4, dla której komputer osobisty wcale nie jest najważniejszą platformą.
Nie sądziłem, że do tego dojdzie. No, przynajmniej nie za czasów ósmej generacji sprzętu. Oczywiście wielkie produkcje MMORPG już wcześniej lądowały na platformach Sony i Microsoftu. Każdy jednak wie, jak bolesne było z nich korzystanie. Niemal połamałem sobie ręce, próbując grać na PlayStation 3 w DC Universe Online.
Jak MMORPG – to tylko na komputerze osobistym! Tę doskonale znaną prawdę wywraca do góry nogami Final Fantasy XIV: A Realm Reborn
Dzieło Square Enix staje przed komputerowymi graczami, wyrywając im z rąk wszystkie argumenty. Nie dość, że japońska produkcja pasuje jak ulał do czwartego DualShocka, to jeszcze sprawuje się lepiej, niż wszystkie wydane w ostatnim czasie produkcje MMORPG razem wzięte. No, może poza chlubnym wyjątkiem w postaci Guild Wars 2.
Final Fantasy XIV: A Realm Reborn dominuje nad swoimi rywalami na kilku płaszczyznach. Oczywiście tytuł nie jest pozbawiony wad. Od razu uprzedzam – jeżeli jesteście miłośnikami tryby Player vs Player, możecie ominąć tę produkcję szerokim łukiem. Rywalizacja między graczami sprowadza się w A Realm Reborn do prostych, drużynowych starć na arenach.
Ma się wrażenie, że system PvP jest w tym tytule obecny tylko dlatego, aby nikt nie mógł zarzuć twórcom lenistwa. Zupełnie niepotrzebnie. A Realm Reborn doskonale broni się na wszystkich innych płaszczyznach, nad rywalizację przedkładając współpracę graczy. Cóż to jest za współpraca! Przyznam, że już dawno nie czułem tak olbrzymiej frajdy z rozgrywki. Od Final Fantasy XIV po prostu nie mogę się oderwać.
Wszystko za sprawą składowych, które zostały dopracowane do najmniejszego detalu. Square Enix dostało po łapach za niezbyt udane Final Fantasy XIV. Dlatego edycja A Realm Reborn jest lepsza, większa i bardziej spektakularna niż jakakolwiek wcześniejsza produkcja Japończyków.
Uwierzcie mi. Nigdy nie graliście w równie piękny tytuł MMORPG
Gra zwala z nóg, zwłaszcza podczas przemierzania lokacji dla wysokopoziomowych postaci. Już początkowe miasta – stolice robią duże wrażenie. Im dalej, tym jeszcze lepiej. A Realm Reborn jest piękne zarówno pod czysto technologicznym względem, jak również artystycznej wizji twórców.
W mało którym MMO możemy dostrzec takie smaczki i detale jak płaszcze powiewające od porywistego wiatru. Pogoda w tym tytule naprawdę ma znaczenie. Rzęsisty deszcz i ulewy skutecznie ograniczają pole widzenia. Staczająca się ze szczytów mgła to niesamowity widok, podobnie jak pierwsze promienie słońca unoszące się zza ogromnych, majestatycznych gór.
Kapryśna pogoda oraz cykl dobowy stanowią jedynie uzupełnienie dla kapitalnie zaprojektowanych lokacji. Gęsty las, ogromna pustynia czy zielona kraina – tutaj nie ma lepszych i gorszych rejonów. Każdy jest na swój sposób wyjątkowy oraz zapiera dech w piersiach. W A Realm Reborn warto zagrać chociażby dla tych niesamowitych widoków, które zachęcają do eksploracji jak w mało którym innym tytule.
Zbroje, bronie, niezależne postacie, powierzchnie gór, gęste trawy, efekty świetlne – wszystkie składowe Final Fantasy XIV zostały wykonane niezwykle pieczołowicie. Czasem aż żal było ruszać z miejsca, podziwiając kapitalne widokówki. A Realm Reborn wyznacza zupełnie nową jakość w warstwie wizualnej, ośmieszając takie tytuły jak The Elder Scrolls Online czy Rift. Ciężko było mi to uchwycić w ruchu, musicie uwierzyć na słowo – to zupełnie nowa generacja wizualnych doświadczeń.
Nawet najładniejsza strona wizualna nie uratuje MMORPG, które nie ma na siebie dobrego pomysłu. Japończycy ze Square Enix doskonale zdają sobie z tego sprawę. Twórcy postawili na współpracę graczy, którzy łączą się w wiele odmiennych formacji – drużyny, gildie, wolne kompanie – jest tego od groma i dopiero z czasem (oraz wieloma poziomami doświadczenia na karku) odkrywa się pełnię możliwości stojących za A Realm Reborn.
Gdyby mogła, gra stawałaby na głowie, aby gracz nigdy nie poczuł się znudzony
Nie mogło zabraknąć tradycyjnego rozwiązywania zadań, popychając do przodu główny wątek fabularny. Ten jest co najwyżej średni, jak w większości tytułów MMO. Scenki przerywnikowe na silniku gry są do bólu drętwe, natomiast scenariusz prosty i w większości przewidywalny.
Na całe szczęście oś fabularna to tylko dodatek, który stanowi klamrę spinającą wszystkie pozostałe możliwości. A Realm Reborn czerpie garściami od innych twórców. Mamy tutaj między innymi grupowe zdarzenia losowe, które spontanicznie pojawiają się na mapie. Za sprawą systemu FATE nigdy nie wiadomo, kiedy banda koboldów zaatakuje wioskę oraz kiedy potężne golemy zajmą ważny szlak handlowy. Ewidentne kopiowanie Guild Wars 2, ale bardzo dobrze wykonane.
Poza zadaniami oraz systemem FATE gracz bierze udział w klasycznych dungeonach. Tutaj produkcja pokazuje swój pazur i wymaga absolutnego zgrania członków drużyny. W podziemiach panuje bezwzględny podział na role. Osoba lecząca, śmiałek biorący na siebie obrażenia oraz dwójka graczy od zadawania razów wrogom – system stojący za A Realm Reborn doskonale radzi sobie z doborem drużyn. Wspólne pokonywanie wymagających lokacji zawsze ma szansę na powodzenie.
Dzięki temu nie dochodzi do tak absurdalnych sytuacji jak w Elder Scrolls Online. Tam w pewnym momencie zabrakło chętnych do leczenia, za to okładać toporem potrafił każdy. W FF XIV wszystko jest zrównoważone i przemyślane. Gracze nie muszą spędzać cennych minut na dobieraniu w drużyny. Chcesz pomóc słabszym kolegom? Nie ma problemu, na podstawie twojej klasy system dobiera dla ciebie rolę w drużynie oraz skaluje poziomy doświadczenia i umiejętności – prosto, łatwo, bardzo przyjemnie.
To wszystko zaledwie wierzchołek góry lodowej. Gracze wypełniają specjalnie inicjowane zadania obszarowe oraz misje zlecane przez konkretne kompanie. Nie zabrakło wyzwań dla różnej maści rzemieślników oraz specjalnych wydarzeń, które pojawiają się w zakładce odpowiadającej za wyszukiwanie questów. Nie mogło również zabraknąć raidów dla 24 graczy. Dodajmy do tego cotygodniowe, zmieniające się wyzwania pokroju „weź udział w 10 dungeonach” czy „zabij 10 typów bestii X” oraz skromny system PvP i już naprawdę nie wiadomo, w co włożyć ręce.
Każda z czynności w A Realm Reborn może być interesująca i ciekawa
Nawet rzemiosło, które jest zupełnie inne niż w pozostałych tytułach MMO. Tutaj wykuwając miecz trzeba się naprawdę postarać. Zamiast prostego pasku postępu gracz wykorzystuje swoje kowalskie umiejętności. Dokładnie tak, jak gdyby walczył z żywym przeciwnikiem. Zamiast niego awatar ma przed sobą gorejące żelazo, na statystyki oraz wartość którego wpływa odpowiednią taktyką.
Życie spokojnego rybaka, kowala, szewca czy drwala może być równie oryginalne, co poszukiwacza przygód. Zwłaszcza, że jedno nie wyklucza drugiego. Między „klasami” gladiatora a stolarza możemy w mig przeskoczyć. Wystarczy zmienić topór na wędkę i już jesteśmy rybakiem, dostajemy jego umiejętności oraz ekwipunek. Tak zwany „crafing” to doprawdy niezwykłe rozwiązanie, natomiast relacje między wojownikami oraz rzemieślnikami są niezbędne.
W grze istnieje bardzo fajny dom aukcyjny, lecz ten nie zaspokaja wszystkich potrzeb graczy. Zamontowanie w broni potężnej materii czy ulepszenie ulubionej zbroi – tego nie zrobi postać NPC, ale kowal z prawdziwego zdarzenia. Musisz go odnaleźć, przekonać do siebie oraz bardzo często zapłacić za usługę. Problematyczne rozwiązanie? Nie moi drodzy, zachęcające od interakcji, które powinny być esencją dobrej gry MMORPG.
No właśnie, interakcje. Te na konsoli są niezwykle utrudnione. Pisanie oraz wysyłanie wiadomości za pomocą pada to męczarnia. O udzielaniu się na czacie nie wspomnę. Na całe szczęście pisać można również za pomocą PlayStation Vity (opcja drugiego ekranu) bądź klawiatury podłączanej do konsoli za pomocą USB.
Na całe szczęście społeczność stojąca za Final Fantasy XIV: A Realm Reborn należy do tych pomocnych i niezwykle zwartych
W tej grze nie ma możliwości, aby jeden gracz zaszedł wybitnie za skórę drugiemu, z kolei jako para mogą zdziałać zdecydowanie więcej. Wszystkim, którzy zaczynają swoją przygodę z tym tytułem, polecam jak najszybciej dołączyć do wolnej kompanii – to właśnie w nich kwitnie życie towarzyskie oraz realizowane są przedmioty na specjalne zamówienie. To idealnie miejsce dla początkujących graczy z ich setkami pytań.
Te zawsze spotkają się z odpowiedziami. Popularne w wielu MMORPG chamstwo i grubiaństwo nie dotarło jeszcze do wirtualnego świata Eorzei. Nie wiem, na ile to zasługa abonamentu, na ile z kolei wyjątkowego charakter produkcji. Mam jednak ogromną nadzieję, że taki stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej.
No dobrze, ale jak to właściwie jest, grać w MMORPG na kontrolerze?
Dotychczas w najlepszym przypadku było to niewygodne rozwiązanie. Na całe szczęście DualShock 4 posiada unikalne możliwości, które nie były dane posiadaczom konsol nigdy wcześniej.
Przedni, dotykowy panel kontrolera pełni funkcję kursora. Za jego pomocą możemy błyskawicznie najechać na interesującą nas ikonkę, przedmiot czy zadanie w dzienniku. Po odpowiednim dopasowaniu czułości panelu korzystanie z „zastępczej myszki” zacznie być intuicyjne. Oczywiście nie ma co marzyć o precyzji dobrego gryzonia dla graczy. To bardziej jak korzystanie z dotykowego panelu laptopa – nie jest idealnie, ale na pewno można się przyzwyczaić.
Final Fantasy XIV zostało w sposób maksymalny dopasowany do możliwości kontrolera
Poruszamy się za pomocą jednej gałki analogowej, rozglądając się drugą. Umiejętności postaci zostały schowane pod dwoma triggerami. Wciskając jeden z nich, ukazuje się nam osiem slotów do wykorzystania (cztery przyciski kierunkowe oraz cztery funkcyjne). Razem daje to 16 umiejętności w jednym rzędzie. Tych łącznie jest 8, co za tym idzie, możliwości wydają się nieskończone.
Miejsca wystarcza nie tylko na specjalne umiejętności, ale również przedmioty, ulubione bronie, emotikony czy skróty do ustawień i zakładek. Wszystko, co najważniejsze, możemy rozlokować pod triggerami. Mniej istotne elementy wskazujemy panelem dotykowym. Do tego rozwiązania nie tylko da się przyzwyczaić. Ono jest po prostu komfortowe! Gdyby nie potrzeba sięgania po klawiaturę w celu rozmawiania z innymi graczami, byłoby idealnie.
Pod względem samej walki A Realm Reborn nie jest czymś wybitnie oryginalnym
Dzięki Bogu gracze nie muszą stać w miejscu, wzorem World of Warcraft klikając jedynie w kolejne kombinacje umiejętności. Przeciwnicy mają swoje specjalne ataki, przed którymi wypada uskoczyć. Niestety, nie ma co mówić o efektowności i dynamizmie znanym z Neverwinter Online.
Gracz musi być uważny i mobilny, ale nic ponad to. Klucz do sukcesu do odpowiednie kombinacje umiejętności, które serwowane jedna po drugiej zadają olbrzymie obrażenia. Nie mogło także zabraknąć znanych w serii „limit break’ów”. Będąc członkiem drużyny napełniamy specjalny wskaźnik, który po wypełnieniu zamienia się w przepotężną umiejętność, inną dla każdej klasy. Miłe mrugnięcie okiem w stronę fanów. Z drugiej strony, jak napisałem wyżej, naprawdę nic odkrywczego.
Najwyższy czas odpowiedzieć na pytanie - jak się w to gra?
Po prostu kapitalnie. Powoli i mozolnie otwierające się przed graczem kolejne możliwości naprawdę cieszą i wprowadzają powiew świeżości. Śmiałkowie w początkowej fazie rozwoju mają dostęp do zaledwie skrawka możliwości oferowanych przez grę. Z każdym kolejnym poziomem dowiadujemy się czegoś nowego oraz otwierają się następne drzwi.
Dostęp do domu aukcyjnego, własnego zarządcy, domu aukcyjnego, raidów, dungeonów, aren PvP, wierzchowca, kompanii, gildii czy nawet własnego domostwa – wszystko to odbywa się powoli i systematycznie. A Realm Reborn non stop atakuje nowymi możliwościami, zaskakując do ostatniego, 50 poziomu doświadczenia. Przez to nie raz i nie dwa całkowicie odrzucałem główną ścieżkę fabularną, z uśmiechem na ustach zamieniając się z rządnego krwi woja w spokojnego, masywnego rybaka.
Dekorowanie własnego domu i odwiedzanie sąsiadów? Nie ma problemu, o ile wystarczy pieniędzy. Prowadzenie działalności handlowej, z uwzględnieniem systemu ceł i podatków? Jak sobie chcecie. Final Fantasy XIV to ogrom zajęć i każdy znajdzie tutaj wcześniej czy później coś satysfakcjonującego dla siebie. Odrębne sektory gry zazębiają się w jedną całość, jeden żywy organizm, którego integralną częścią jest każdy gracz. Wszyscy są tutaj przydatni i dla każdego znajdzie się miejsce.
Ów żywy organizm ma się dobrze również dzięki nadzorowi producentów. Ci stale pracują nad nową zawartością, aktualnie skupiając się nad zajęciami dla wysokopoziomowych postaci. Aktualizacja za aktualizacją, czuć, że Square Enix nie chce drugi raz popełnić błędu z niedopracowaną ofertą dla swoich klientów. To cieszy.
W A Realm Reborn wszystko jest zapięte na ostatni guzik
W przeciwieństwie do rozczarowującego The Elder Scrolls Online nie natrafiłem na żaden bug, błąd oraz babol uniemożliwiający rozgrywkę. W produkcji ZeniMax Online było ich od groma. Da się? Da się! Pod tym względem premiera odświeżonego A Realm Reborn powinna być wzorem do naśladowania dla pozostałych producentów i wydawców.
Po kilkunastu dniach z tym tytułem wciąż nie mogę się od niego oderwać. Final Fantasy XIV: A Realm Reborn to nie tylko jedne z najbardziej satysfakcjonujących doświadczeń na konsoli PlayStation 4. To również najlepsze MMORPG w jakie grałem od dłuższego czasu. Jeżeli posiadasz najnowszą konsolę Sony, to produkcja obowiązkowa, która czerpie garściami z tego, co najlepsze w gatunku.
Square Enix bezsprzecznie przekuwa sprawdzone rozwiązania w nowe standardy. Japończycy oferują satysfakcjonującą, komfortową i piękną produkcję w kapitalnej cenie. Ten tytuł jest warty znacznie więcej niż śmieszne 144 PLN. Odkrycie miesiąca.