Rynki rozwijające rządzą się własnymi prawami. Tam hitem może być nawet smartfon z funkcją telewizora
Na tegorocznych targach MWC największej furory nie robiły smartfony z najwyższej półki. Mieliśmy co prawda w Barcelonie premierę nowego Samsunga Galaxy S5, ale większość producentów skupiła się na modelach budżetowych przeznaczonych na rynki rozwijające się. Oprócz nowych modeli z Firefox OS i tanich Nokii X z Androidem trafić można było nawet na tanie komórki zastępujące… telewizor.
Mobile World Congress to od wielu lat największe targi elektroniki użytkowej, które w odróżnieniu od odbywających się Las Vegas targów CES i berlińskich IFA, skupiają się wyłącznie na sprzętach mobilnych. Co roku w Barcelonie większość liczących się na rynku producentów prezentuje swoje portfolio wszelkiej maści przenośnych gadżetów. Znamienne jest, że teraz eksponowane są głównie nie najlepsze i najmocniejsze smartfony w ofercie, a raczej inteligentne zegarki, lifelogginowe opaski oraz… najtańsze komórki przeznaczone na te mniej zamożne rynki.
Zetafony w natarciu
Niewiele da się już zrobić w kwestii rozwoju smartfonów, które osiągnęły podobny poziom, co kilka lat temu pecety i notebooki. Kolejne generacje flagowców wnoszą coraz mniej innowacji, a chociaż rynek stale się powiększa, to odpowiadają za to w coraz większym stopniu modele z tych najniższych półek cenowych.
To prawda, że dla nas - blogerów, dziennikarzy, geeków i entuzjastów nowych technologii - największym wydarzeniem MWC 2014 mógł być Samsung Galaxy S5 i opaska Gear Fit, ale targi skradły tak naprawdę zetafony, czyli telefony kosztujące złotówkę w najtańszym abonamencie.
Ludzie chcą tanich smartfonów - z naciskiem na “tanich”
To jasne, że dzisiaj ludzie chcą smartfonów, a jednocześnie nie chcą wydawać na telefony miesięcznej lub - w biedniejszych regionach - nawet rocznej wypłaty. Klasyczne telefony bez systemu pozwalającego na instalację aplikacji wychodzą z użycia na rzecz najtańszych konstrukcji bazujących najczęściej na dostępnym bezpłatnie Androidzie.
W ostatnim czasie producenci zaczęli się prześcigać o klientów i starają się oferować coraz tańsze urządzenia - a chociaż najtańsze Lumie, nowe Nokie X z Androidem i podstawowe telefony z Firefox OS nie są żadną żyłą złota, to budują w użytkownikach przywiązanie do marki i budują udziały rynkowe. Swoje trzy grosze dokładają tutaj też najróżniejsi producenci rodem z Chin. W większości to sprzęty robione na jedno kopyto różniące się napisem, ale czasem można znaleźć prawdziwe perełki.
Telefony JZH i tunerem TV
Jedną z firm, którą można było wypatrzeć na targach MWC, było działające na rynku od sześciu lat JZH. W ofercie producenta, który do tej pory produkował klasyczne zetafony, ma zagościć nowy model o nazwie A17. Na tle innych telefonów z niskiej półki wyróżniać go będzie obecność wyciąganej z obudowy anteny, która ma pozwolić na odbieranie klasycznego sygnału telewizyjnego np. w Ameryce Południowej - która ma być głównym rynkiem zbytu dla tego urządzenia. Zgodzę się oczywiście, że w Polsce, gdzie gadające ekrany obecne są w większości domów, nie wygląda to na żaden killer feature.
Mieliśmy już zresztą u nas telefony, które odbierają sygnał telewizyjny i nie wzięły one rynku szturmem. Polacy tego nie potrzebują, ale nie znaczy to, że taki sprzęt jest z góry skazany na niepowodzenie. Takie smartfony jak JZH A17 należy rozpatrywać jednak w innych kategoriach - podobnie jak smartfon z Firefox OS za 25 dolarów nie są one projektowane z myślą o nas, a o mieszkańcach tych najbardziej ubogich regionów globu. Możliwość odbierania telewizji z telefonu eliminuje wydatek na telewizor.
Przy okazji to, że specyfikacja jak z poprzedniej epoki to paradoksalnie nie wada.
Owszem, na telefonie obraz telewizyjny będzie miał kilka, a nie kilkadziesiąt cali, ale dla wielu osób będzie to bardziej niż wystarczające. Dla grupy docelowej JZH A17 nie będzie też problemem to, że telefon działa pod kontrolą Androida 4.2 Jelly Bean, a specyfikacja, jak można się spodziewać, nie zachwyca. Liczy się tutaj wyłącznie niska cena.
Na pokładzie JZH A17 znajdziemy czterocalowy ekran o niskiej rozdzielczości, łączność 2G i aparat robiący zdjęcia o jakości 2 megapikseli - ale to bez znaczenia, bo telefon będący jednocześnie małym telewizorkiem ma kosztować docelowo zaledwie 50 dolarów wolnej sprzedaży. Oprócz tego dostępny będzie też pięciocalowy telefon o lepszych parametrach, który kosztować będzie już 90 dolarów za egzemplarz.
Co ciekawe, jak pisze redaktor serwisu Business Insider, JZH z premedytacją nie atakuje chińskiego rynku, który jest “zatłoczony”. Firma skupiła się na Ameryce Południowej, gdzie dostarcza milion sztuk telefonów miesięcznie. Jestem przekonany, że nowe telefony pozwalające na odbiór sygnału telewizyjnego staną się tam hitem. Trzeba po prostu pamiętać, że nie są one tworzone z myślą o Stanach Zjednoczonych i krajach europejskich, w tym o Polsce.
Źródło zdjęcia tytułowego: adevarul.ro