To przez Toshibę chcę kupić Chromebooka
Rzadko korzystam z aplikacji webowych. W sumie to używam ich tylko w naszej pracy redakcyjnej, bo często korzystamy chociażby z dokumentów Google. Jednak Toshiba sprawiła, że chcę kupić Chromebooka.
Zacząłem zastanawiać się, co takiego zrobiła firma Toshiba, że to właśnie jej Chromebooka mam ochotę kupić. Jeśli przyjrzymy się jego specyfikacji, to nie wyróżnia się niczym specjalnym. Ma ten sam procesor Intel Celeron 2955U (Haswell), tylko 2 GB pamięci RAM (niektóre modele mają 4 GB), dysk o pojemności zaledwie 16 GB, czytnik kart pamięci SD, porty USB 3.0, a także wyjście HDMI. W skrócie – nic specjalnego. Identycznie wygląda sytuacja z praktycznie wszystkimi Chromebookami, które w ostatnich tygodniach zadebiutowały na rynku. Na dodatek producent wyposażył go tylko w moduły łączności Wi-Fi oraz Bluetooth.
Oznacza to, że bez routera w pobliżu, ciężko będzie korzystać na nim z Internetu, a przecież o to w komputerach z systemem Google głównie chodzi – aby być online.
Design urządzenia również nie jest specjalnie wyjątkowy. Wygląda jak zwykły laptop, a nawet ultrabook. Klasyczna, srebrna obudowa, zwykła klawiatura i ekran w tym miejscu, w którym być powinien. Nic nadzwyczajnego. Żadnych specjalnych funkcji. Brak jakichkolwiek wodotrysków. Zwyczajny Chromebook jaki go… Toshiba stworzyła. Nawet cena jest porównywalna do konkurencyjnych modeli i wynosi 279 dolarów. Tym samy, to nie kwestie pieniężne wpłynęły na moją decyzję.
Co w takim razie zadecydowało o tym, że to właśnie ten sprzęt – jeśli już skusiłbym się, żeby kupić Chromebooka (a chyba za jakiś czas podejmę taką decyzję) – znalazłby się w moim koszyku zakupowym?
Odpowiedź jest bardzo prosta – rozmiar ekranu, który wynosi dokładnie 13,3 cala.
To moim zdaniem idealna przekątna dla komputera mobilnego. Korzystałem w swoim życiu z wielu laptopów, bo zdarzało mi się je testować. Wyświetlacze o przekątnych 10,1 lub 11,6 cala to zdecydowanie nie moja bajka. Owszem, są bardzo mobilne, lekkie, ale praca na nich nie wydaje mi się do końca komfortowa. A o dziwo, jak używałbym Chromebooka właśnie do pracy, a nie tylko konsumowania treści i przeglądania zasobów Sieci. Z kolei modele 14-calowe, bo takie przecież też są w ofercie, chociaż różnica mogłaby się wydawać niewielka, tracą już na swojej mobilności. Są po prostu odrobinę za duże. Na szczęście większych Chromebooków nie ma. W ogóle 15-calowe i większe laptopy to już prawie komputery stacjonarne.
Jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo wybrednym klientem się stałem i podejrzewam, że tak ich osób jest coraz więcej. Producenci wszelkiej maści sprzętów starają się nas rozpieszczać do granic możliwości.
Nie wiesz czy wybrać tablet z Androidem lub Windowsem? Kup taki, który ma oba te systemy.
Wolisz duży tablet czy małego laptopa? Może wybrać hybrydę, np. Transformer Booka T100. Praktycznie każda, nawet najmniejsza nisza, została już zagospodarowana. I nie ma czemu się dziwić. Dla jednego hybryda będzie dziwactwem, a dla innego strzałem w dziesiątkę. Chodzi o to, aby każdy w ofercie znalazł coś dla siebie. Później przychodzi przywiązanie do marki (choć nie zawsze) i dana firma na konsumenta w garści.
Przykład Chromebooka uświadomił mi jeszcze jedną rzecz, co ciekawe, związaną ze smartfonami. Wiele razy narzekałem na nakładki systemowe producentów. Są coraz bardziej rozbudowane, przesadzone, zajmują coraz więcej pamięci, a przy tym spowalniają pracę całego urządzenia. Jednak to ta sama taktyka, co w przypadku urządzeń – ważne, żeby dać wszystko, co tylko jest możliwe.
Lepiej dać za dużo niż miałoby czegoś zabraknąć. A to wszystko przez to, że staliśmy się wybredni.
Szukamy sprzętów niemal idealnych, które muszą mieć wszystkie funkcje i bajery, które sobie wymarzyliśmy.
I tak właśnie jest z Chromebookiem od Toshiby. Do tej pory nie było modelu z 13,3-calowym ekranem. A ja właśnie takiego bym wybrał. Wcześniej o tym nie myślałem, nie zastanawiałem się, jak powinien wyglądać mój Chromebook. Dopiero premiera nowego modelu uświadomiła mnie, że właśnie tak.
Dlatego nie dziwmy się producentom. Często sami nie wiemy, czego chcemy. Samsung, LG, HTC czy nawet Asus starają się trafić w gusta możliwe najszerszego grona użytkowników.
Przy okazji warto także wspomnieć o innych nowościach Toshiby. Pierwszą jest ultrabook o nazwie KIRAbook z 13,3-calowym, dotykowym ekranem PixelPure o rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli, procesorem Intel Core i7 (Haswell), zintegrowaną grafiką HD 4400, 8 GB pamięci RAM oraz dyskiem SSD o pojemności 256 GB. Już po samej specyfikacji widać, że jest to sprzęt z najwyższej półki. Problemem może być cena, która ma wynieść 1500 dolarów. Premiera w połowie lutego.
Równie ciekawe, chociaż są to produkty skierowane do dość wąskiego grona użytkowników, prezentują się dwie stacje robocze – Tecra W50 i Satellite P50t. Najciekawsze jest w nich to, że będą wyposażone w 15,6-calowe ekrany o rozdzielczości Ultra HD 4K, czyli po prostu 3840 x 2160 pikseli. Zagęszczenie pikseli na cal, wynoszące 282 ppi, robi spore wrażenie. Chociaż jeśli weźmiemy pod uwagę smartfony, to warto ta jest co najwyżej przeciętna.