Nie przypuszczałem, że to kiedyś napiszę: w Don’t Starve na PlayStation 4 gra się lepiej niż na PC – recenzja Spider’s Web
Don’t Starve raczej nie trzeba przedstawiać komputerowym graczom. Bardzo popularna produkcja niezależna zyskała olbrzymi rozgłos, znajdując wielu fanów na całym świecie. Stale rozwijany projekt trafił także na PS4, w wersji „Console Edition”. Gra się w to po prostu świetnie, natomiast Don’t Starve jest najlepszym przykładem na to, że wsparcie od niezależnych producentów jest dzisiaj bardzo istotnym elementem dla konsol wciąż jeszcze nowej generacji.
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę Sony, doskonale zdaje sobie z tego sprawę Microsoft. O ile Japończycy od samego początku karmili swoich klientów produkcjami z kategorii niezależnych (Resogun, Contrast), Microsoft słusznie postawił na gry wielkiego formatu. Nikt nie miał wątpliwości, że to właśnie gigant z Redmond przygotował bardziej efektowną bibliotekę na start. Kiedy jednak opadł kurz po pierwszej turze starcia ekskluzywnych produkcji, Sony nadrabia zaległości, wypychając PS Store dla PlayStation 4 produkcjami darmowymi oraz tytułami niezależnymi.
Świetne Doki Doki Universe, Tiny Brains, flOw, Warframe, DC Universe Online, Blacklight: Retribution, Super Motherload, War Thunder, Flower czy Sound Shapes to dla części graczy drobnica, na którą nie warto zwracać uwagi. Prawda jest jednak taka, że to świetna oferta w oczekiwaniu na luty i marzec, kiedy to możemy spodziewać się wysypu "wielkoformatowych" gier.
Do tej obfitej „poczekalni” trafiło właśnie Don’t Starve: Console Edition, do zgarnięcia za darmo dla wszystkich posiadaczy subskrypcji PlayStation Plus.
Ważąca ponad 350 megabajtów danych gra pozwala odczuć, jak konsole zbliżyły się do komputerów osobistych. War Thunder czy właśnie Don’t Starve były wcześniej uważane za produkcje typowo komputerowe, które raczej nie odnalazłyby się na konsolach w takiej skali i z takim powodzeniem, jak w przypadku blaszaków. PlayStation 4 pokazuje, że to nieprawda, natomiast scena niezależna może być integralną częścią środowiska konsoli. Ba, Don’t Starve w wydaniu na PS4 to moim zdaniem produkcja znacznie lepsza, niż ta na komputery osobiste. Herezja?
Być może, ale sterowanie za pomocą kontrolera jest po prostu kapitalne. W Klei Entertainment nie postawili na prostą konwersję. Don’t Starve doskonale współgra z DualShockiem, jak gdyby tytuł od początku był pisany jedynie z myślą o konsoli.
Wykorzystanie przedniego panelu dotykowego, obu analogów, przycisków kierunkowych, funkcyjnych oraz triggerów – wszystko zostało zaplanowane z głową, przez co brak myszki i klawiatury przestaje być odczuwalny wraz z pierwszymi chwilami w świecie gry. Twórcy podeszli do sprawy na tyle profesjonalnie, że podczas grania w Don’t Starve na PlayStation Vita za pomocą Remote Play zmieniają się nawet wizerunki ikon! Te przypominają wtedy przyciski Vity zamiast DualShocka. To tylko detal, ale świetnie pokazujący, że twórcy podeszli do tematu konwersji w sposób niesamowicie poważny i profesjonalny.
Oczywiście poważna nie jest już sama gra, wzorem swojego komputerowego prekursora. Powraca oryginalny, nieco „burtonowski” klimat, liczne żarty oraz charakterystyczna otoczka. Don’t Starve: Console Edition to wierna kopia oryginału, w którą gra się naprawdę komfortowo. Myszka i klawiatura? Już dawno o nich zapomniałem, leżąc wygodnie na kanapie, z padem albo Vitą w dłoniach.
Celem Don’t Starve jest przeżycie jak największej ilości dni w dziczy, do której naukowca Wilsona przenosi władający mroczną magią Maxwell. Osią rozgrywki jest przetrwanie, możliwe za sprawą wykorzystania wszystkiego, co znajdziemy pod ręką. Matka natura jest dla nas bardzo hojna, karmiąc oraz zapewniając różnego rodzaju surowce. Z drugiej strony, ta sama marka natura może zabić gracza przy pomocy trujących roślin, dzikiej zwierzyny, bagien, burzy czy kreatur, które pojawiają się w nocy, kiedy blask ognia nie chroni Wilsona. To właśnie bezwzględna matka natura jest tutaj największym sprzymierzeńcem, jak również przeciwnikiem gracza.
Kapryśny, niebezpieczny związek komplikują tylko wskaźniki głodu, zdrowia oraz stabilności psychicznej, na które nieustannie musi zwracać uwagę gracz.
Długie marsze w deszczu, całkowita samotność w dzikim świecie, jedzenie surowych potraw, obecność potworów czy w końcu brak ciepłego ogniska, przy którym można się zatrzymać na dłużej – to wszystko przedkłada się na stabilność psychiczną Wilsona. Kiedy tej zaczyna brakować, cienie przestają być już tylko cieniami. Bohater zaczyna słyszeć głosy oraz mieć omamy. Te po pewnym czasie przybiorą realną postać, zabijając bohatera w ten sam sposób, co dzika i niebezpieczna zwierzyna.
Utrzymywanie Wilsona w dobrej kondycji jest kluczowe dla przetrwania. Niestety, nie jest to takie proste, za sprawą bezwzględnego cyklu dobowego. O ile świat Don’t Starve bywa niebezpieczny za dnia, tak w nocy to już prawdziwy obóz przetrwania, w którym początkujący gracz nie przetrwa nawet chwili. Z tego powodu musimy rozpalać ognisko przed zachodem słońca, co z kolei uzależnia nas od zbierania wszystkiego, co nadaje się do rzucania między płomienie.
Ogromną frajdę daje mi proces rozwoju, przez jaki przechodzi gracz. Niczym człowiek pierwotny, Wilson zaczyna tworzyć pierwsze narzędzia, po czym osiada na jednym terytorium, budując mury, skrzynie, prowadząc ogródek czy hodowlę zwierząt.
Każdy kolejny przetrwany dzień to większe doświadczenie, większa ilość zasobów oraz poszerzające się możliwości. Gracz ewoluuje z zaszczutej zwierzyny w prawdziwego myśliwego. Po pewnym czasie to on zaczyna gonić za bestiami i to on zaczyna być królem niebezpiecznego świata. Jest to jednak proces długi, wyczerpujący i niebezpieczny, w drodze do którego nie raz i nie dwa mniej doświadczeni gracze wyzioną ducha.
Śmierć w grze jest natomiast ostateczna – traci się wszystko, co się zyskało i zbudowało. Im więcej dni mamy więc za sobą, tym bardziej boimy się o żywot swojej postaci, wznosząc kolejne zasieki, budując kolejne zbroje, bronie i uprawiając większe połacie ziemi.
Świetny mechanizm, który jak ulał pasuje do prawdziwego, rzeczywistego świata. W obawie o własne życie zamykamy się w coraz szczelniejszych klatkach, oddając kolejne swobody w imię bezpieczeństwa. Takie samo jest Don’t Starve – po pewnym czasie gracz nie będzie chciał już ryzykować długich wędrówek z ryzykownymi noclegami. Miast tego wytnie połowę lasu za pomocą wzmocnionego topora, tworząc sobie sieć ogrodzonych przyczółków, między którymi będzie poruszał się za dnia, kuląc się do bezpiecznych ścian w nocy.
Ta narastająca spirala strachu przed utratą wszystkiego co się zdobyło oraz rozbudowywanie i rozwijanie się pośród dziczy to główny motor napędowy Don’t Starve. Gra się w to naprawdę świetnie, natomiast Console Edition potrafi wciągnąć na długi czas. Mnie przykuło do ekranu na dłużej, niż wersja wydana na komputery osobiste. To niemały sukces Klei, ponieważ jestem zadeklarowanym komputerowym graczem. Świadczy to o poziomie konwersji, która moim zdaniem została wykonana niemal po mistrzowsku.
Niestety, zdarzają się również błędy. Te jednak nie przeszkadzają w ogólnym odbiorze tytułu. Modele postaci czasami przenikają przez siebie oraz migają podczas wykonywania czynności.
To jednak nieudana kosmetyka, którą przykrywa zaimplementowany system trofeów oraz świetne sterowanie. Don’t Starve w wydaniu na PlayStation 4 może spoglądać w kierunku swojego starszego odpowiednika bez żadnych kompleksów. Więcej, w moim mniemaniu Console Edition jest produkcją znacznie bardziej satysfakcjonującą i wciągającą od swojego rodzeństwa na systemy Windows, Linux oraz OS X. Nic, tylko grać, póki dają za darmo.