Co HTC zrobiło źle? Niewiele. Od początku było na straconej pozycji
Rynek telefonów komórkowych przeszedł niewyobrażalne zmiany w ciągu zaledwie 7 lat. Żaden z liderów z 2007 r. nie ostał się na swoim miejscu. Ba, większość zbankrutowała, bądź stoi na granicy bankructwa. Jednym z przegranych jest HTC. Niegdyś lider produkcji outsourcingowej dla telekomów na całym świecie, a następnie lider rynku Androida; dziś na skraju przepaści.
W 2007 r. na rynku telefonów rządzili: Nokia, Motorola, BlackBerry, Palm, Sony Ericsson i HTC. W 2014 r. ich sytuacja wygląda następująco: Nokia za chwilę wyjdzie z rynku smartfonów po sprzedaży Microsoftowi, Motorola zbankrutowała, a następnie została sprzedana Google'owi, BlackBerry jest już w zasadzie poza rynkiem, Palm zniknął z rynku w ogóle, Ericsson wyszedł z rynku sprzedając swój joint-venture w całości do Sony, a HTC ma potężne problemy finansowe.
Ten stan trwa już od dobrych półtora roku. Tajwańska firma, mimo kolejnej zmiany strategii działania, nie może wyjść z finansowego dołka. Ostatnie trzy miesiące znowu przyniosły spadek, choć po sprzedaży udziałów w Beats, HTC zdołał pokazać dodatni wynik finansowy. Jednak 10 mln dol. zysku (przy sprzedaży udziałów w Beats za 85 mln dol. brutto) nie tylko nie przynosi chwały, ale również nie napawa optymizmem na kolejne kwartały. Gdyby nie Beats, strata HTC wyniosłaby ok 100 mln dol., czyli dokładnie tyle ile strata w poprzednim kwartale. Zresztą wszystko mówi odczyt przychodów - te spadły o 29%.
Nie mogło być inaczej, ponieważ spadek sprzedaży smartfonów HTC trwa nieprzerwanie od 9 kwartałów. W ostatnim czasie tajwański producent smartfonów wymienił skład menedżerów zarządzających, obciął koszty produkcji, przygotował zupełnie nową strategię marketingową i nic - problem tak jak się pogłębiał, to dalej się pogłębia. I raczej nie zapowiada się, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Zbyt wiele czasu HTC nie ma. Pewnie nieco więcej niż BlackBerry, ale i tak raczej nie dłużej niż pół roku, może rok.
Myśląc o tym, co HTC zrobiło źle, coraz częściej skłaniam się ku myśli, że... raczej niewiele. Tajwańska firma od początku stała na straconej pozycji, bez szans w rynkowym starciu z dwoma walcami: z jednej strony z Samsungiem, za którym stoi przynajmniej połowa siły południowokoreańskiego tygrysa, a z drugiej z zastępem chińskich graczy, którzy dysponują potężnym orężem - wewnętrznym rynkiem zbytu.
Chociaż pomysł na to, by na rynku Androida być marką premium ala Apple też raczej HTC nie pomógł. O ile wszyscy zgadzamy się, że HTC One, HTC One Max, czy nawet HTC One Mini to fantastyczne smartfony, zapewne najlepsze na rynku Androida, o tyle coraz częściej się przekonujemy, że masową sprzedaż buduje tzw. średnia półka, której HTC nie ma prawie w ogóle.
Obok smartfonów z serii Galaxy S, czy Note, Samsung oferuje kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt modeli z niższej półki cenowej, które łącznie budują mu gigantyczny zasięg. W ujęciu marketingowym Koreańczycy może i polegają na swoich topowych modelach, ale de facto służą one temu, by przyciągnąć klientów do samej marki.
Wszystkie chińskie marki smartfonów powielają strategię Samsunga praktycznie 1 do 1. Jeśli uda im się wykreować przynajmniej jeden wielki hit sprzedażowo-medialny jakiegoś topowego modelu, to skorzysta na tym sprzedaż całej marki.
Nawet Nokia, która ma przecież swoje problemy, mimo iż reklamuje głównie topowe Lumie: 925, 1020, czy 1520, to sprzedaje najwięcej modeli 520. Ta tania Lumia stanowi ponad połowę sprzedaży Windows Phone'a na świecie.
HTC nie ma ani oręża produktowego, ani siły marketingowej, ani nawet dystrybucyjnej, by przetrwać na bezwzględnym dziś rynku.