Gadać to każdy by chciał, ale kto miałby tego słuchać, czyli o Internecie słów kilka
Nie każdy użytkownik Sieci ma taką samą szansę dotarcia do tysięcy czy też wręcz mitycznych "milionów" odbiorców. Setki razy powtarzane kłamstwo nie stanie się prawdą, a w Internecie nie wszyscy jesteśmy równi.
Wiele mówi się w obecnych czasach o rewolucji w Sieci. W końcu nie raz już słyszeliśmy, i ja, i Wy, że dzięki streamom Facebooka, Twittera i Instagramu wszyscy jesteśmy (mikro)blogerami, a głos jednego klienta może spowodować kryzys(ik) w wielkiej korporacji. Tylko to wszystko bujda na resorach, tak łagodnie mówiąc. Zgodzę się naturalnie, że Internet przeszedł swoistą rewolucję, a sieci społecznościowe pozwalają nam być zarówno odbiorcami, jak i nadawcami treści.
Nie przeceniałbym tych możliwości
A dlaczego w ogóle dziś poruszam ten temat? Rzecz chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu, a dopiero teraz udało mi się jakoś sformułować myśli. Te swoje myśli przynajmniej mam komu i gdzie przekazać, dzięki temu, że Przemysław Pająk stworzył stronę, jaką jest Spider’s Web. Jakie szanse miałbym na zdobycie Was, czytelników, sam, na swoim podwórku? Tak naprawdę… mizerne. Bo to przecież mnóstwo roboty!
Co jakiś czas spotykam się z opinią jakiejś Mądrej Głowy, wedle której (parafrazując zapisany z pamięci cytat na jaki trafiłem podczas lektury biografii Adama Nergala) “Internet to takie miejsce, gdzie jest wolność. Możesz wejść, wrzucić coś na stronę i przeczytają to tysiące osób”. Czy jakoś tak. Z podobnymi wyznaniami i tezami spotkałem się już wielokrotnie, ale przepraszam, jakie są podstawy, żeby myśleć, że po podłączeniu się do okolicznego Wi-Fi lub wsadzeniu kabla do wtyczki Ethernetu, znajdziemy się w jakimś magicznym Eldorado, gdzie każdego interesuje nasze bajanie na dowolny temat?
Jak dla mnie to się po prostu nie trzyma kupy
Jeśli hipotetyczny Jan Kowalski poznający dopiero Internet (Janek, to jest Internet; Internet, to jest Janek) usiądzie do komputera w przydrożnej kafejce i napisze jakąś Bardzo Ważną Wiadomość, to tak prawdę mówiąc szansa na to, że przeczyta go więcej osób niż mama, dziewczyna i trzech kolegów (zakładając, że sam taką grupkę wsparcia o lekturę swoich wynurzeń poprosi) jest mniej więcej taka sama jak to, że wygra na loterii. Co ten nasz biedny Janek może po uruchomieniu komputera i przeglądarki zrobić?
Napisać na swoich profilach w sieciach społecznościowych, które obserwuje na krzyż pięć osób? Założyć swojego bloga na Blogspocie czy innym Wordpressie? Wysyłać maile do losowo wybranych odbiorców? Wpisać myśli w notatniku i zapisać na pulpicie? Nie oszukujmy się, na wstępie efekt będzie podobny, bo przecież już na starcie Janek przegrywa walkę o uwagę potencjalnego czytelnika ze wszystkimi starymi wyjadaczami Internetu. Z firmami mającymi ogromne budżety, z tzw. ceWebrytami i innymi liderami opinii, profesjonalnymi lub półprofesjonalnymi blogerami, youtuberami i tak dalej, i tak dalej…
Na Facebooku dziś już trudno o lajki i kliki
Paskudny Edgerank wszystko co nieopłacone bezlitośnie wycina. Własny blog i pozycja w Google? Proszę Was, przykryją wszystko spece od SEO. Powiecie, że może Wykop? Ale jak, skoro treści dziennie pojawia się tam multum, więc nawet jeśli Janek “poprosi kolegę” o wrzucenie linka do swojego postu, to jego treść musi naprawdę urywać tyłek, żeby zaciekawić społeczność. A wracając do meritum - jeśli statystyczny Kowalski wierzy, że “dostanie się z marszu na główną” to niech lepiej szczęścia nie marnuje i puści totka.
Szansa podobna, a korzyści z kilku milionów na koncie chyba większe, niż z kilku tysięcy jednorazowych czytelników. Taki główny Wykop, czy jak już mam wymieniać pierwsze miejsce w Google na hasło “seks” lub “Smoleńsk”, tysiąc lajków na minutę na Facebooku, sto łapek w górę, a nie w dół na YouTubie i chociaż dziesięć serduszek na Instagramie to po pierwszym wejściu użytkownika do Sieci to taka cyfrowa fatamorgana - niby tak blisko, a jednak uchwycić się nie da. Ja nie wiem, może poprzednie pokolenie miało łatwiej, ale dziś coś tych łatwych dróg dotarcia nie widzę.
A może bez tego social media, jak jaskiniowcy?
Owszem, mamy staromodne i klasyczne fora tematyczne, możemy komentować inne blogi wklejając dyskretnie adres swojej strony - ale to wszystko wymaga czasu i budowania pewnego “internetowego ja” i powiększania swojego e-pen... Klouta, żeby brzydko tego nie określić. Gdzie więc ta “łatwość” dotarcia ze swoim komunikatem “do tysięcy”, a wedle niektórych - “milionów osób”? W życiu nie ma nic za darmo, a za publiką, zwłaszcza taką wirtualną, trzeba się nachodzić. Na skróty mogą iść ludzie w jakiś sposób wyjątkowo utalentowani, a naookoło, ale nadal do celu... wyjątkowo uparci. Nie każdy Janek Kowalski w Sieci się odnajdzie.
Do telewizji i radia też nie wejdziemy z ulicy, chyba że dostaniemy się telefonicznie na audycję live, by powiedzieć kilka słów do prowadzącego, co zapewni nam maks pięć minut anonimowej sławy - a nie o takiej ekspozycji tego nieszczęsnego Janka Kowalskiego przecież mowa. Nie rozumiem, dlaczego spotykam tak wiele osób myślących, że w Internecie jest inaczej, niż w klasycznych mediach. Owszem, każdy może nadawać, ale odbiorcy komunikatów i innych treści, widzowie i czytelnicy, wszyscy mają/mamy taką samą dwudziestoczterogodzinną dobę. A na uwagę innych, trzeba - uwaga uwaga - zapracować i zasłużyć...
To naprawdę nie jest tak, że “wejdę do Internetu i już mam publikę”. Publika bowiem, na którą składamy się my wszyscy internauci, ma już przesyt informacji. Wiadomości, newsów, kotów, zdjęć, filmików, jeszcze raz kotów i tych wszystkich pikseli, bitów i bajtów. Wchodząc do Sieci nie chcę przecież chłonąć setki wiadomości od zupełnie nieznajomych, anonimowych ludzi, tylko oglądać rzeczy, które mnie interesują. I gadać, pisać, komentować...
...bo w tym całym Internecie to każdy jeden chciałby mówić i wykrzyczeć swoje racje, tylko słuchać już za bardzo nie ma komu.
Zdjęcia students looking into phones and tablet pc, hand touching touch pad, social media concept, Media Signpost Shows Internet Television Newspapers oraz Stop gesture through a laptop screen concept for internet pochodzą z serwisu Shutterstock.
PS. Powyższy tekst to nie demotywator, tylko smutna obserwacja i kontra do pewnego popularnego twierdzenia. A tak konkludując to jeśli naprawdę chcesz, żeby ktoś Cię czytał, słuchał lub oglądał, to się nie zniechęcaj, tylko przygotuj na mnóstwo ciężej pracy... albo naprawdę wygraj w totka.