Wszystko jest gadżetem, a na technologii nikt nie musi się znać. I bardzo dobrze!
Jeszcze kilka lat temu wyjątkowo denerwowało mnie upowszechnienie dziedziny, z którą mam na co dzień do czynienia, czyli komputerów. Gdy miałem 10 lat i zaczynałem się nimi interesować, czytanie polskich pism komputerowych wyglądało mniej więcej jak lektura periodyków w języku chińskim. Potem zmieniło się to i technologie stawały się coraz bardziej przystępne dla zwykłego człowieka. Stało się tak z prostego powodu: Im coś jest łatwiejsze, tym więcej osób się tym interesuje. A im większe zainteresowanie, tym większa sprzedaż i większy zysk. Proste, prawda?
Jeśli miałbym określić, jak teraz wygląda rynek technologii, najpewniej bym użył słowa „boom”. Każdy chce mieć nowego smartfona, pół świata czeka na konsole do gier. Sprzedaje się wszystko co jest smart, co łączy się z Internetem oraz ułatwia i uprzyjemnia nam codzienne czynności. Co więcej, zjawisko to dotyczy nie tylko komputerów, smartfonów i tabletów, ale też rzeczy, które jeszcze kilka lat temu trudno było powiązać z rynkiem IT. Ot, chociażby ten samochód Opla. Obejrzyjcie jego reklamę:
Nie powiedziano w niej nic o silniku, koniach mechanicznych, wspomaganiu kierownicy czy innym systemie parkowania.
Touchpad, sterowanie głosem, mnóstwo aplikacji. Skupiono się właśnie na tym. Gdybym zobaczył samą końcówkę reklamy, pomyślałbym, że kierowca zaraz wyciągnie nowego Asusa i zadowolony będzie na nim pracował. Chociaż, między Bogiem a prawdą, reklama taka nie pasuje też do komputerów. Jedynymi reklamami, w których podaje się chociażby szczątkową specyfikację, są oferty Saturna, Media Markt i innych elektromarketów. W spotach reklamujących nowe laptopy najczęściej nie mówi się ani słowa o tym, co siedzi w środku. Widać to w zamieszczonej poniżej reklamie komputera Zenbook. Jedyna informacja na temat zastosowanego sprzętu jest taka, że wespół z Asusem maczał w nim palce Intel.
Jednak to dopiero początek.
Jestem przekonany, że już niebawem w telewizji będziemy mogli zobaczyć reklamy domów, które będą naszpikowane elektroniką po to, byśmy mogli w nich spokojnie i bezpiecznie mieszkać, a nie się nimi przejmować. Dom taki będziemy mogli zaprojektować sami lub wybrać gotowy model, który będziemy mogli dowolnie modyfikować. Potem, już po kilku dniach będziemy wprowadzać się do nowego, stworzonego w technologii druku trójwymiarowego domu. Ani razu nie pojedziemy na budowę tego domu, bo powstanie on tak szybko, że nie zdążymy tego zrobić. W końcu jego druk trwa niecałą dobę. Po prostu otrzymamy gotowy, przygotowany na miarę produkt, w którym zapewne znajdą się kolejne inteligentne produkty. Na przykład inteligentna pralka, lodówka i coś nam znanego – telewizor. Każdy ten produkt będzie miał wspólną cechę – nie kupimy go ze względu na doskonałą specyfikację techniczną, ale przez emocje, jakie w nas wzbudza on i dotyczące jego działania marketingowe.
Wielu nerdów i fanów techniki zapewne poczuje na swojej brodzie pokaźną ilość piany.
Jak to? Nie trzeba się znać na procesorach, pamięciach i kartach graficznych, by korzystać ze sprzętu? Owszem, nie trzeba. To zupełnie naturalna kolej rzeczy. Kiedyś przełomem było to, że nie trzeba było być szlachetnie urodzonym, by móc nauczyć się czytać, dziś nim jest fakt, że każdy może mieć smartfona. I co, że sprzedają się nie możliwości, tylko emocje? I co z tego, że większość ludzi nie wie, jak działa używany przez nich sprzęt? Najważniejsze, że go posiadają i jednak potrafią z niego korzystać. Bo właśnie powszechność techniki jest obecnie miarą postępu, nic innego.
Zdjęcie Super hero with computer circuit pochodzi z serwisu Shutterstock.