Piotr Lipiński: ANDROID TV, czyli cyfrowe namiętności
Co prawda nie zaśpiewały chóry anielskie, ale ponoć w sąsiedniej gminie eksplodowała bomba atomowa. A w moim domu zaczęło wreszcie działać urządzenie Measy, zwane też Android TV. Dodam tylko, że część z powyższych informacji jest prawdziwa, a reszta to zwykłe obietnice wyborcze.
Parę miesięcy temu napisałem, że Chińczycy wyprodukowali specjalne urządzenie, dzięki któremu można znienawidzić Androida. Ów wynalazek, Measy, służył właściwie tylko do tego. Przy czym swoją rolę wykonywał perfekcyjnie - w zasadzie nic w nim nie działało. A już szczególnie odmawiało posłuszeństwa połączenie z Internetem. Bity kapały jak krople z dziurawego wiadra, a Speedtest.net pokazywał wartości zbliżone do początków Neostrady.
Po tekście przedstawiciel dystrybutora mógł zaproponować, żebym się poszedł powiesić.
Tymczasem w bardzo miły sposób przekonał mnie, abym wypróbował inne urządzenie z serii Measy, które - według jego zapewnień - powinno działać bez zarzutu. W ten oto sposób pastwiłem się nad nowszą generacją Measy, zwaną U2C.
Wracając jednak do opisywanej przeze mnie poprzedniej wersji (Measy U2A) - dystrybutor przyznaje, że bywają z nią problemy. Z powodów równie niejasnych, jak program gospodarczy obecnego rządu. Measy u jednego działa, a u drugiego - na przykład u mnie - odmawia współpracy. Wygląda na to, że Android TV jest kapryśny jak piękna kobieta lub Michał Wiśniewski.
Jedyna na to rada - w razie problemów należy Measy po prostu zwrócić do sprzedawcy. Co zresztą ja również uczyniłem z moim kiepskim egzemplarzem. Oczywiście, nie każdemu będzie się chciało, bo urządzenie jest stosunkowo tanie (koło 200 zł.) - co nie znaczy jednak, że kupujący powinien z nim zostać na lodzie bez gwiazd.
Teraz zabierzmy się za nowe Measy U2C. Z zewnątrz wygląda podobnie do poprzednika - to wielki pendrive, który wtykamy do wejścia hdmi w telewizorze i oglądamy na ekranie wszystko, na co nam Google Play pozwoli. Generalnie chodzi o to, aby nasz odbiornik przerobić na smart TV.
Usłyszawszy zapewnienia, że nowy model będzie funkcjonował bezproblemowo, podłączyłem go i zgodnie z moimi przewidywaniami… nadal nic nie działało.
A już szczególnie połączenie z Internetem. W tym momencie powinienem przerobić Measy na łyżkę do butów. Ale spróbowałem jeszcze jednego: zmieniłem zasilacz z dołączonego do zestawu na znacznie silniejszy od Nexusa 7. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - a właściwie jak od kopnięcia prądem - nagle Measy ożyło. W dawnych czasach elektrowstrząsy stosowano w psychiatrii, może więc Measy cierpiało po prostu na depresję? Po wielu próbach pojawiła się prawidłowość - na firmowym zasilaczu Measy niekiedy stroi fochy, na silniejszym nexusowym prawie nigdy. W końcu górale od dawna wiedzieli, że herbatka powinna być z prądem.
Measy U2C połączyło się z maksymalną, daną mi przez operatora, prędkością z Internetem - co jest podstawową różnicą w stosunku do poprzedniej wersji. Tym razem zadziałały poprawnie i YouTube, i polskie VOD-y: ipla, tvn player. Największe fochy stroił odtwarzacz TVP, który w nieskończoność buforował programy. W pewnym momencie jednak również państwowy VOD „zaskoczył”, co było prawdopodobnie związane z uaktualnieniem aplikacji. Może zbliżają się jakieś wybory, więc wszystko co państwowe nagle zaczynać działać sprawnie?
Measy w swojej podstawowej roli - a za taką uznaję właśnie obsługę polskich VOD-ów - spisał się wystarczająco dobrze.
Po stoczeniu niewielkiej wojny z urządzeniem i moją siecią domową udało mi się nawet odtwarzać na nim filmy zmagazynowane na dysku znajdującym się piętro niżej.
Na polski rynek właśnie wchodzi jeszcze nowsza generacja - Measy U4A. Tym razem z czterordzeniowym procesorem. Teoretycznie powinno być jeszcze lepiej, bo jak wiadomo Androidy kochają rdzenie.
Żeby jednak nie było za różowo. Moduł wi-fi w Measy U2C jest jednak dość cherlawy - potrzebuje silnego sygnału. Sterowanie pilotem wciąż kiepskie. Zainstalowana w nim „mysz powietrzna” niezbyt precyzyjna a klawisze dość „tępe”. Cóż, Chiny to kraj buddystów. Wierząc w reinkarnację można poświęcić sporo życia na użeranie się z opornym kontrolerem.
Komu wypada polecić Measy w nowym wydaniu? Przede wszystkim wszelkim „dłubaczom”, którzy lubią kombinować ze swoimi gadżetami. Ta wersja wreszcie się do tego nadaje, bo przyzwoicie łączy się z Internetem. Od razu możemy przejść do mordowania urządzenia na wszelkie, dopuszczalne przez Google Play sposoby. Instalować VOD-y, odtwarzacze, serwery mediów.
Ale z pewnością nie jest to urządzenie dla kogoś, kto chce mieć gotową do pracy zabawkę od razu po wyjęciu z pudełka.
Measy trzeba najpierw ujeździć, żeby potem poniosło w cyfrowy świat.
Skoro już jesteśmy przy różnych podejściach do świata gadżetów, to warto zastanowić się, czy nie odchodzi w przeszłość era elektronicznych „dłubaczy” - i sprzętowych, i programowych. Czy może nie minęły romantyczne czasy, kiedy drżącymi rękami wyjmowaliśmy z zabezpieczającej folii nową kartę rozszerzeń, ostrożnie wpychaliśmy ją do płyty głównej, a potem godzinami instalowaliśmy sterowniki?
Grzebanie we wnętrznościach było czymś naturalnym w początkach domowej informatyki. Pierwsze komputery osobiste to po prostu składaki osobiste. W latach 70. ubiegłego wieku w USA sprzedawano je jako zestawy do samodzielnego złożenia. Nawet pierwsza maszyna Apple była tylko częściowo gotowa, montażem zasilania i obudowy zajmował się sam użytkownik. Od tamtych czasów wiele jednak się zmieniło. Dziś Apple nie pozwala „podłubać”. W mniejszym iMacu uniemożliwia (prawie) nawet dodanie ram-u domowym sposobem.
Tylko czy wciąż potrzebujemy coś zmieniać w komputerze? Zamiast kupić nowy?
Może stracił już status czegoś niezwykłego, a stał się po prostu kolejnym sprzętem domowym, jak mikrofalówka albo maszynka do mięsa? Pralce nie fundujemy w ramach upgrade’u szybszego bębna. W zegarku nie zmieniamy mechanizmu na dokładniejszy. Telewizorowi nie dokupujemy nowego ekranu - choć tu przydałoby się udoskonalenie oprogramowania, aby blokowało wyświetlanie wybranych polityków oraz celebrytów.
Nie pamiętam, jaki mam procesor w komputerze. Nie wiem również, ile koni ma silnik w moim samochodzie. Oba te parametry interesowały mnie przy kupnie, ale zapominałem o nich szybciej, niż ktoś zapytał. Silnik zobaczyłem dopiero wtedy, gdy musiałem dolać płyn do spryskiwacza. Procesora w moim iMacu nie zobaczę nigdy, chyba że spadnie z biurka.
Być może kiedyś poświęcaliśmy więcej czasu na usprawnianie i konfigurowanie komputera, bo w mniejszym stopniu nadawał się do pracy. Zamiast montować na PC-ie film, montowaliśmy do środka nowy dysk.
Z czasem jednak możliwości maszynek do bitów stawały się coraz większe, więc to na nich skoncentrowaliśmy naszą energię. Dziś, zamiast zająć się dorzuceniem pamięci, poświęcimy czas na poprawianie zdjęć w Photoshopie albo na facebookowe pogawędki. Czy też na miliard innych czynności, które można wykonać przy pomocy komputera.
Zapewne zawsze pozostanie grupa pasjonatów, którzy będą chcieli coś zmienić we wnętrznościach swojej maszyny.
Przynajmniej do czasu, kiedy wszystko w środku zostanie zalakowane, zaplastikowane, zaspawane. Co uczyni prawdopodobnie jako pierwsze Apple. Wtedy na placu boju pozostaną już tylko goście z iFixit, którzy potrafią rozkręcić nawet pojedynczy atom.
A co się stanie, jeśli ziszczą się proroctwa o erze post-PC? Ostatni „dłubacz” złoży broń, bo w środku tabletu nie zdoła niczego zmienić. I pójdzie kupić nowe etui.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na www.piotrlipinski.pl. Żartuje ze świata na www.twitter.com/PiotrLipinski. Nowy ebook „Humer i inni” w księgarniach Virtualo – goo.gl/ZaNek Empik – goo.gl/UHC6q oraz Amazon – goo.gl/WdQUT oraz Apple iBooks – goo.gl/5lCGN
Zdjęcia Smart tv and hand pressing remote control oraz Television remote control changes channels thumb on the blue TV screen pochodzą z serwisu Shutterstock.