Przegrałeś pan swoją rewolucję, panie Hajdarowicz
Chcę być polskim Murdochem - mówił mi Grzegorz Hajdarowicz w marcu 2011 r., gdy po rekomendacji Piotrka Stanisławskiego - wtedy dziennikarza „Przekroju”, a dziś szefa działu technologie w Gazeta.pl - byłem pierwszy, który z ust Hajdarowicza dowiedział się o Nawigatorze Przekroju, projekcie, który nie tylko miał ocalić „Przekrój” przed upadkiem, ale także wynieść samego Hajdarowicza na pozycję zbawiciela polskiego rynku wydawniczego. Wczoraj okazało się, że „Przekrój” kupiła - uwaga uwaga - firma Tomek Niewiadomski Fotografia.
Nie było łatwo dostać się do rezydencji Grzegorza Hajdarowicza pod Krakowem. Pamiętam, że mapy Google’a niezbyt precyzyjnie wskazywały miejsce, mimo tego, że Stanisławski podał mi dokładny adres. Aby tam trafić musiałem spytać o drogę lokalnych mieszkańców. Znali go. - A…, Hajdarowicz, tam pan pojedzie - wskazał mi drogę klient lokalnego sklepu spożywczego.
Masywna brama wjazdowa do posiadłości Hajdarowicza przywitała mnie wideofonem. Po krótkim wyjaśnieniu kim jestem i po co przybywam, otworzono mi bramy. Kolejne 300 metrów przebyłem wybrukowanym traktem. Gdy zajechałem pod posiadłość, pani, która już na mnie czekała, poinstruowała mnie, żebym przestawił samochód w odpowiednie miejsce. Zrobiłem to posłusznie, mimo iż obok mógłby zaparkować co najmniej Hummer.
Gdy wszedłem do pałacu, pani, która wcześniej wskazała mi miejsce do parkingu, poprosiła mnie, abym zaczekał w holu, aż ktoś po mnie przyjdzie. Przyjąłem to do wiadomości, choć w momencie, gdy pani zniknęła za masywnymi drzwiami poczułem się wyjątkowo niekomfortowo. Oto bowiem rozpościerał się przede mną dywan, którego bogactwo i czystość nie chciałem naruszać swoimi butami. Wokół holu rozmieszczone były obrazy, wśród nich głównie portrety, które zachęcały, by je oglądać z bliska. Uważając więc, by nie naruszyć piękna dywanu, przeszedłem hol dookoła, by przyjrzeć się obrazom z bliska.
W końcu zjawił się jakiś pan mówiąc: pan Hajdarowicz czeka na pana w swoim gabinecie. Wpuszczono mnie do pomieszczenia po lewej i znalazłem się w dwuczęściowym pokoju pełnym książek i drewna. Zastałem Grzegorza Hajdarowicza za masywnym drewnianym biurkiem. Zaproponował mi, byśmy przeszli do drewnianego stolika obok, przy którym stały dwa drewniane fotele. Zaakceptowałem tę propozycję.
Na rozmowie spędziliśmy kolejne dwie godziny. W tym czasie Hajdarowicz mówił mi między innymi tak: - Dzisiaj daję czytelny przekaz - my stawiamy na aplikację internetową, naszą nawigację po świecie. W papierze chcemy przyjąć model „Time’a”. Mówił także na czym ma polegać praca dziennikarza: - Dziennikarz musi zacząć widzieć swoje dzieło w wymiarze przestrzennym.
To miało oznaczać, że obok tekstów z wydań papierowych, w Nawigatorze miały się pojawiać teksty dostępne tylko w internecie. Miały być specjalne przygotowane materiały wideo, audio, zdjęcia, felietony, reportaże i relacje. Nawigator miał mieć również otwartą formułę dla wszystkich - takim lepszym, sprofilowanym Facebookiem. – Jak to sprofilowany Facebook? – pytałem. To Facebook nie jest odpowiednio sprofilowany? – Jeśli zrobiłby pan zdjęcie swojego życia i umieścił je na Facebooku, to w zależności od tego, ilu ma pan znajomych, to tyle osób go zobaczy. Pewnie więc ze 30, 50, no – może ze 100. Przekrój będzie oferował szansę, że to zdjęcie obejrzy znacznie większa liczba osób niż na Facebooku – mówił wtedy Grzegorz Hajdarowicz.
Zapytałem więc do kogo będzie adresowany zamknięty nawigator po świecie „Przekroju”? – Do 16 mln internautów w Polsce. Ci, co będą mieli iPada, będą mogli skorzystać z aplikacji na tablecie. Ci, co mają zwykłe pecety, będą mogli skorzystać z naszej oferty. Każdy z dostępem do internetu będzie mógł nas czytać.
Zapytałem więc jak będzie walczył o 16 mln czytelników. – Treścią w środku – odpowiedział mi Hajdarowicz. – Ale jak pan pokaże treść skoro dostęp do niej będzie zamknięty? – Mamy pomysły marketingowe. Myślę też, że nastąpi coś takiego jak w przypadku „Wired” na iPadzie – taki naturalny medialny zgiełk, którzy przyniesie zainteresowanych czytelników. Sięgnę, zobaczę. Jak zobaczą, to jestem przekonany, że będą chcieli zostać.
Jednak nie chcieli. Nawigator Przekroju zniknął zaledwie rok po powstaniu, a Hajdarowicz wyrzucił na bruk ekipę, która go przygotowywała. Miał już wtedy nowe zabawki, po tym, jak przejął Rzeczpospolitą, ale wciąż opowiadał o setkach tysięcy tabletów, które zaleją polski rynek i ocalą polski rynek wydawniczy, gdyż ludzie mieli czytać prasę właśnie na tabletach.
Nie ocaliły. Agonia Przekroju trwała jeszcze nieco ponad rok. W czerwcu, według danych ZKDP, jego sprzedaż wynosiła 17,9 tys. egzemplarzy. Wczoraj za 7 mln zł kupił go fotograf Tomasz Niewiadomski.