Łukasz Orbitowski: Długi cień Trevora czyli konieczność przemocy
Miły jest mi Platon, ale jeszcze milsza jest mi prawda - Arystoteles.
Pograłem trochę w ostatnie GTA. Ta część mi się podoba, w odróżnieniu od poprzedniej, nudnej i przesadzonej. Mam nawet poczucie obcowania z czymś wielkim, a przynajmniej monumentalnym. Siódma generacja konsol ładnie schodzi ze sceny. Nie wiem jeszcze, jaki los czeka trójkę łotrów z Los Santos i czy się nie zawiodę. Wiem za to, że pisarze i scenarzyści sprzedaliby dusze za takie postacie i dialogi. Dusza pisarza bądź scenarzysty jest raczej mało warta, niemniej wczoraj mój przyjaciel, wykonujący oba te zawody na raz tak długo przekonywał mnie o genialności GTA, że w końcu runął z kieliszkiem pod stół, nieprzytomny.
Gra nie wszystkim się podoba.
Mocny i inteligentny tekst napisał Olaf Szewczyk. Najpierw w „Polityce”, potem myśl swoją rozwinął i ukonkretnił na swym cudownym dziecku, na Jawnych Snach. Jest to głos człowieka głębokiej prawości. Odpowiadam, gdyż bydlę ze mnie bez sumienia.
Tekst znajduje się pod tym adresem. Dobry zwyczaj średniowiecznych mnichów nakazuje streszczenie stanowiska adwersarza przed podjęciem właściwej polemiki. Trzymajmy się starych wzorców, dobrze?
1. Olaf uważa scenę tortur za niedopuszczalne przekroczenie. Gracz nigdy nie powinien znaleźć się w sytuacji zmuszającej go do dręczenia kogoś, nawet w wirtualnym świecie. Dla Olafa kluczowa jest interaktywność tej sceny, zmieniającej odbiorcę w uczestnika, sprawcę. Grzechów gra ma więcej, choćby inne formy przemocy oraz mizoginizm.
2. Zdaniem Olafa firma Rockstar cynicznie sprzedaje nieletnim grę „tylko dla dorosłych”. GTA, formalnie skierowane do dorosłego gracza, kusi smarkaczy. Strzelaniny, dziwki, dragi, cała ta gangsterka jest przecież atrakcyjna dla szczyli, nie starych chłopów. Rockstar dla pozoru zakazuje, tak naprawdę zachęca młodych do tego, by zagrali w coś, co nie jest dla nich przeznaczone.
3. Olaf sądzi, że GTA 5 nie zasługuje na tak wysokie noty i wymienia błędy w grze (niedopracowany system kolizji, archaiczność interfejsu itp.). Dziennikarze ugięli się pod ciężarem tytułu, ewentualnie dali się zwieść urokowi przemocy. Z tego też powodu scena tortur, jak i cała postać potwornego Trevora jest bagatelizowana.
W przypadku punktu trzeciego rozkładam ręce.
W końcu napisałem o grze entuzjastyczny tekst do Gazety Wyborczej, więc, być może, jestem zaczadzony. Okazałem się bezbronny wobec samej rozgrywki, jak i gigantycznej machiny promocyjnej. Myślicie, że się śmieję? Nic takiego. Naprawdę, dopuszczam możliwość, iż doszło do czegoś takiego i piszę te słowa wciąć pozostając odurzonym. My, ludzie pióra jesteśmy słabi, głupi i łasi na forsę. Warto o tym pamiętać, choć trzeźwa strona mojej biednej głowy przywołuje ten zalew entuzjastycznych opinii o grze. Naprawdę, wszyscy daliśmy się nabrać? Świat błądzi ale rzadko. O tym również nie zapominajmy.
Cynizm Rockstara jest oczywisty, ‘dorosłość’ GTA wywodzi się z tego samego, ułomnego porządku co wymaganie potwierdzenia nieletniości przed wejściem na stronę z pornosami. Napis „tylko dla dorosłych” znaczy, tak naprawdę, „dobra zabawa czeka”. Rockstar wykorzystał mechanizm na którym jadą wszyscy, co tłumaczy tę firmę, lecz nie usprawiedliwia. Winni oczywiście jesteśmy my, czyli Olaf, ja i cała reszta. Nie mamy właściwego mechanizmu bronienia nieletnich przed rozrywką nie przeznaczoną dla nich, a starsze pokolenie jest właściwie bezbronne względem nowości w rodzaju gier. Nie mają pojęcia, czym to się je. Moja była żona pracowała w szkole, gdzie całe klasy żyły tylko GTA, a ona jedna z całego pedagogicznego grona wiedziała co ich w tym kręci. Napisałbym najchętniej, że sytuacja się zmieni, kiedy my-gracze doczekamy się potomstwa zdolnego chwycić za pada. Ale już doczekaliśmy się i co z tego? Wszyscy zawaliliśmy sprawę. Dzieci są od nas mądrzejsze.
Wreszcie punkt pierwszy, najbardziej istotny.
Scena tortur z przyległościami. Jestem bezlitosnym człowiekiem. Spłynęła po mnie jak po kaczce, a tezę o grach jako katalizatorze przemocy w realnym świecie mam za grubo przesadzoną. Czy jednak takie „GTA 5” nie psuje duszy? Nie demoluje serca? Znów, nie śmiejcie się proszę. Pytam poważnie. Być może za każdym razem gdy w grze zabijam, wysadzam coś, wyjmuję oko, gdy oglądam film gore albo pornola umiera we mnie coś wartościowego, coś co jest ulotne, niedostrzegalne, ale suma takich małych pustek wydrąży mnie zupełnie? Tego znów nie wiem, wiem za to co innego – Olaf się spóźnił ze swoim oburzeniem. Zapytał, czy tortury mogą być częścią gry i udzielił odpowiedzi przeczącej. Pytanie, zadane wcześniej, powinno brzmieć: Czy gra może być symulatorem gangstera? Czy wolno nam to robić?
Jeśli nie, wszystko w porządku. Nie będziemy tego tutaj roztrząsać. Ale jeśli tak, jeśli udzielamy sobie zgody na symulator gangstera (GTA 5 jest takim symulatorem), to scena tortur, lub jej równie mocny ekwiwalent, jawi się koniecznością. Nie ma innej drogi.
Z tego co wiem, gangsterzy robią rzeczy złe i najgorsze. Zabijają siebie nawzajem, a także niewinnych. Niszczą cudze życia. Handlują bronią, narkotykami i resztą okropieństwa przydającego światu kolorytu. Upokarzają kobiety. Korumpują polityków. Torturują, a jakże. Są źli jak skurwysyn. Symulator gangstera jest symulatorem skurwysyna, po prostu. Każdy inny obraz, każda próba złagodzenia oznacza zjazd w kłamstwo. GTA zawiniło raczej odjazdem w ilościową przesadę, trup ściele się nazbyt gęsto – wolałbym gdyby zabójstwo zachowało rangę wydarzenia.
Jeśli skreślimy tortury, najlepiej z mizoginią i całą grupą innych drastycznych zachowań, okaże się, że gangster jest całkiem miłym facetem, takim piratem w typie Jacka Sparrow, Robin Hoodem granym przez Errola Flynna, kowbojem łapiącym przeciwników na lasso zamiast ich zastrzelić. Zarabia trochę inaczej, lecz generalnie jest w porządku. Więcej nawet, ma klawe życie –masa kumpli, laski się łaszą, kasy jest jak lodu. Innymi słowy, okaże się, że gangster jest superspoko. Naprawdę chcemy utrwalenia takiego obrazu? Czy rzeczywiście życzymy sobie, aby przysłowiowe, „nasze” dzieci wzięły go sobie do serca? To dopiero będzie demoralizujące.
Scena tortur jest ohydna, stosunek do kobiet ordynarny, całe Los Santos potworne i przesycone złem. I takie powinno pozostać. Jestem dorosłym facetem i mogę bawić się w zło. Wymagam jednak od zła autentyzmu. Niech wolno mu udawać dobra. Rozmywanie pewnych rzeczy jest, w odróżnieniu od „GTA 5” naprawdę niebezpieczne. Z tego samego powodu mam „Dextera” za odrażający serial.
Uważam, że Olaf się pomylił w ocenie, a jego prawdy są półprawdami. Niemniej, złości mnie sprzeciw, z którym się spotyka. Obrońcy moralności są potrzebni, nawet jeśli z nimi się nie zgadzamy. Potrzebny jest nawet taki ksiądz Natanek, plotący dyrdymały z ambony. Tacy ludzie, mimo swoich pomyłek, może nawet dzięki nim sprawiają, że kultura nie posuwa się tak daleko, jak mogłaby się posunąć. Szambo, w którym radośnie pływamy nie zalało nam głowy. Do czasu, oczywiście.
Łukasz Orbitowski (1977): pisarz, autor powieści „Widma”, „Tracę Ciepło”. Mieszka w Kopenhadze. orbitowski.pl