Łukasz Orbitowski: Wzwód robota Hektora - Jutro było wczoraj
Klucz, wedle którego władze Polski Ludowej wybierały zachodnie filmy do dystrybucji, jest wielką tajemnicą Wszechświata. Numerek z Rękawkiem przy tym to małe piwo.
Czasem wyobrażam sobie, jak to jestem stary, zmęczony i nic już mnie nie czeka. Pieszczę się wówczas takim oto, sentymentalnym obrazkiem. Siedzę sobie, siwy, pomarszczony i brzydki jak małpa na jakiejś śródziemnomorskiej plaży. Piję single malta i patrzę jak czerwone słońce zanurza pysk w oceanie. Opróżniam butelkę, wchodzę do wody i płynę przed siebie, żeby już nigdy nie wrócić do brzegu. Wydaje mi się to całkiem ładnym pomysłem na zakończenie życia. Zapewne nigdy tak nie zrobię.
Żyję w przeszłości, bo mam tylko przeszłość. Przyszłość dopiero nadejdzie, teraźniejszość się rozmywa, jest nieuchwytna. Napisałem „jest nieuchwytna” i już umknęło.
Łukasz Orbitowski: Nierozsądna miłość do książki papierowej
Siedzę sobie, idiota skończony i patrzę na regał z książkami. Książki tłoczą się w dwóch rzędach i zaraz spadną na moją niepotrzebną głowę. Leżą również na biurku. Gdybym wstał, natychmiast natrafiłbym na kolejny regał, równie zagracony i sięgający sufitu. Książki są w kuchni i na parapecie. Obok łóżka mam kopczyk książek, który i tak jest niczym w porównaniu z biblioteką w toalecie.
Kiedyś piło się lepiej, bo kiedyś wszystko było lepsze. Najlepsze filmy kręcono w latach siedemdziesiątych, najlepsza muzyka powstawała dekadę później, a przełom tysiącleci wysypał ogrom przepięknych dziewcząt, które dawno już zamieniły się w chude, cięte na szmal bladzie. Picie w dawnych czasach, picie w młodości było najlepsze gdyż co jak co, ale młodość jest do dupy. Nic nie wiemy, umiemy jeszcze mniej, a ruchał nas każdy poza tymi, względem których oczekiwaliśmy tej akurat czynności. Dorzućmy do tego brak szmalu i ogaru. Wóda dawała radość w tych trudnych latach. Młodość byłaby dobra, gdyby przyszła teraz, gdy już zostałem pierdzielem.
Łukasz Orbitowski: Giełda a zakrzywienia czasoprzestrzeni
Kiedy miałem kilkanaście lat, nauczycielka matematyki opowiedziała mi pomysł na powieść fantastyczną, którą chciała napisać i której – co było jasne już w chwili rozmowy – nigdy nie napisze. Właściwie nie wiem dlaczego to zrobiła. Przypuszczalnie chciała stać się kimś więcej niż nauczycielką matematyki w oczach moich i innych uczniów. Widocznie zależało jej na nas, jak na ludziach.
Czytam sobie o nowej ofercie wakacyjnej. Firmy proponują urlop bez komórek, tabletów, laptopów, czyli wczasy bezsieciowe. Kto skorzysta, będzie narażony na kontakt z przyrodą, a nawet najprawdziwszy stosunek seksualny. Wyobraźnia Piotra Lipińskiego testuje możliwości pracy bez sieci. Poganie w północnej Francji organizują się na farmach i porzucają nawet pieniądz. Filmy i seriale ze zwiększoną konsekwencją grają na antytechnologicznych sentymentach. Nowoczesność zaczęła nas wpieprzać.